Wieczorem tego samego dnia podążamy do kościoła. O godzinie 17.00 rozpoczyna się różaniec, o 18.00 – Msza św. Niestety, po raz pierwszy opuszczam różaniec. Czuję się tak źle, że muszę zrezygnować. Łzy cisną się do oczu...
Postanawiam się nie poddawać! Wchodzę pod prysznic, polewam się zimną wodą, by uczestniczyć we Mszy św. Niewiele to pomaga, ale wyruszam do kościoła... Temperatura sięga czterdziestu stopni… Pomóż mi, Jezu!
W kościele – tłumy ludzi; Jadzia odstępuje mi swoje krzesło... Niestety, muszę wyjść na zewnątrz... Panie, pozwól dotrwać do końca! Czuję się okropnie, ale trwam. Siedzę prawie cały czas; krępuje mnie to, ale – Jezu! – chcę być z Tobą! Komunia św. – naokoło kościoła...
Jak się później dowiedziałam, w koncelebrze było ponad pięćdziesięciu księży. Co za radość – chwała Panu! Ewangelia była czytana – uwaga! – w dwunastu językach... Te liczby nie są potrzebne do żadnej statystyki, ale – uważam – trzeba o nich powiedzieć: tylu kapłanów przybywa tutaj, do tego zakątka Matki Bożej z całego świata! Tłumów ludzi nikt nie zliczy! Najwięcej młodych twarzy – z Włoch, Niemiec, Węgier, Czech i Słowacji, Francji, Stanów Zjednoczonych, Hiszpanii, Japonii, no i oczywiście – z Polski! Ale także – z Indii, Rosji, Libanu, Irlandii, Nowej Zelandii, Australii, Sudanu, Korei...
Mateczko Najdroższa! Czy słyszysz ten różnojęzyczny gwar? Oni wszyscy przyjechali tutaj do Ciebie! Wszyscy są niezwykle radośni, uśmiechnięci; noszą różaniec na szyi, by każdej chwili wziąć go do ręki i modlić się...
Wytrwałam nie tylko na Mszy św., ale i na trzeciej części różańca. Dzięki Ci, Panie! Po różańcu – uroczyste błogosławieństwo krzyżem. Ludzie znowu padają na ziemię...