Rozlegają się wielkie brawa, które są żarliwym potwierdzeniem przynależności do Maryi, obietnicą, że chcemy się modlić tak, jak Ona o to prosi... Radosne Hosanna płynie wśród zgromadzonych słuchaczy. Mimo deszczu plac jest całkowicie zapełniony.
Tutaj ciągle przekonuję się, jak niewiele trzeba słów, by wielbić Boga. Ważne, by płynęły one ze szczerego serca. Hosanna! Alleluja!
Matko Boża! Ile tu zgromadziłaś młodzieży! Tu nie ma przymusu, jest tylko wielkie pragnienie spotkanie Boga i Ciebie!
Kolejne świadectwo głosi raper (tak, tak, nie pomyliłam się!) – ojciec Maurycy... Już samo jego ukazanie budzi ogromny entuzjazm wśród zebranych na placu. Posłuchajmy tego nadzwyczajnego świadectwa...
Po raz pierwszy przyjechałem do Medjugorja, podążając za moją dziewczyną, chciałem się jej przypodobać! Byłem wesołym chłopakiem, lubiłem się bawić, nie opuściłem żadnej dyskoteki! Koledzy uważali, że beze mnie nie ma zabawy... I tutaj, kilkanaście lat temu, poczułem tak silne wezwanie z Nieba, że moje życie całkowicie się odmieniło! Moja dziewczyna znalazła sobie inne towarzystwo, a ja wpatrywałem się w oblicze Maryi, pytając, co mam zrobić. Wyjechałem stąd z bardzo silnym pragnieniem wstąpienia do franciszkanów. Moi rodzice zdębieli... Ty – do zakonu? Niemożliwe! A jednak! Po kilku latach przygotowań zostałem wyświęcony. Byłem bardzo szczęśliwy...
Po pewnym czasie jednak zaczęło się we mnie odzywać dawne zamiłowanie do tańca. Zapomniałem wam bowiem powiedzieć, że ukończyłem szkołę baletową... I tak sobie nieraz na klasztornym korytarzu podskakiwałem, robiłem piruety, rapowałem... Wielbiłem Boga tańcem... Aż mnie ktoś przyuważył i doniósł przeorowi. Ktoś napisał o mnie do Ojca Świętego Jana Pawła II. O, dziwo! Przyszło zaproszenie do Watykanu. Pojechałem; cały stremowany stoję wśród licznych zaproszonych gości... Aż Papież dojrzał mnie, kiwnął na mnie palcem, przywołując do siebie. Uderzył mnie z lekka w policzek i zapytał: „Kiedy wreszcie zaczniesz tańczyć?” No, i zacząłem... Najpierw – z ogromną tremą, ale później coraz odważniej rapowałem, głośno chwaląc Boga. Było przepięknie widzieć Papieża, który klaskał w ręce! Chcę teraz poświęcić ten czas właśnie jemu.
Czy nie powinniście schować parasoli, bo jak ich nie zamkniecie, to Jan Paweł II nie będzie nas widział... Dobrze! W tej chwili on patrzy na nas z nieba i skacze z radości.
Włącza się rytmiczna muzyka, o. Maurycy wykrzykuje radośnie: Mój Bóg kocha mnie szalenie! Ręce w górę! – woła rapujący zakonnik. Wszyscy radośnie: raz, dwa, trzy... (Ojcze Święty, czy Ty też rapujesz w Niebie?) Prawa ręka w górę, lewa, rozszerzone dłonie i skaczcie w imię Jezusa – każdy. I każdy niech to powie w swoim języku: „W imię Jezusa!” (Radosne ciarki przechodzą po plecach! Tak też można wyrazić Ci miłość, Jezu?) Teraz będziemy wszyscy skakać w imię Jeszue – tak nazywali Go rodzice. Będziemy wszyscy nazywać Go Jeszue. Wołamy z radością: Jeszue! (…)
A teraz nauczmy się, jak Jego rodzice się pozdrawiali: szalom – pokój, bo On jest pokojem. Byłoby dobrze, abyśmy tu, w Medjugorju, które jest małym rajem, robili to, co będziemy robić w raju. Tam są wszyscy radośni, więc bądźmy radośni, bo mamy Jezusa w sercu. Podnieście rękę w górę, teraz trzymajcie ją wysoko w górze – na znak zwycięstwa! Alleluja! Ręce w górę, wszyscy! (O. Maurycy cały czas tańczy...) Gotowi? My, chrześcijanie – tak często osądzają nas, włączając zakonników – należymy do plemienia ludzi smutnych! Dlatego popatrz w górę, uśmiechnij się do Boga; popatrz w lewo, w prawo, obdarz uśmiechem swego brata, siostrę. Spójrzcie w dół i uśmiechnijcie się do szatana – to sposób, by go zniszczyć i pokonać. Św. Filip mówi, że szatan nas zawsze kusi, ale gdy zobaczy nas z uśmiechem, ucieknie.
Kilka dni wcześniej mój biskup zaproponował mi, abym zaczął zajmować się egzorcyzmowaniem. Powiedziałem mu, że nie czuję się gotowy, jestem zbyt szalony, by walczyć z szatanem. A biskup na to: „Ja właśnie z tego powodu cię wybrałem.” Szatan rzeczywiście straci cierpliwość, że jesteśmy radośni, zwariowani. Jeżeli tylko zostaniecie poddawani pokusom, uśmiechajcie się!!! Czy jesteście gotowi przyjąć radośnie poważną sprawę? Czy jesteście gotowi? Czy kochacie Jezusa? Czy kochacie Maryję? Czy kochacie Kościół? (…)
Piękną jest rzeczą, że przyjechałem do Medjugorja. Tu odkryłem Boga, wyrzekłem się dziewczyn, rodziny, nawet tańca, by być bliżej Boga. Ale teraz tańczę o wiele więcej; wyrzekłem się przyjaciół, teraz mam ich o wiele, wiele więcej; wyrzekłem się dziewczyn, ale teraz mam ich wiele wokół siebie. Jezus daje mi stokrotnie więcej...
Na swojej Mszy św. prymicyjnej powiedziałem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus... Przed sobą miałem same staruszki, miały „dar języków”: słyszałem szemranie, chrapanie... Obudziły się. Powiedziałem im: Kiedy się już obudziłyście, chcę wam mówić o Jezusie... Wieczorem jeden z kolegów zaprosił mnie na dyskotekę. Nikt z tego tysiąca ludzi nie był na Mszy św. Szatan poddał mnie pokusie: Głoś teraz słowo Boże! Głoś! - Ja się wcale nie boję! – odpowiedziałem. Po godzinie muzyki zacząłem im głosić Jezusa, rapując... I słuchali...
I jeszcze jedno! Zanim zostałem kapłanem, założyłem się z Jezusem: zostanę kapłanem pod warunkiem, że wszystkie te osoby, które będę spotykał na swej drodze, pójdą do raju. Wierzę, że wy też tam pójdziecie. Jak się tam znajdziecie, powiedzcie, że spotkaliście szalonego księdza, który chwalił Boga, tańcząc.
Brawa, brawa, niemilknące brawa... Kochany Ojcze Maurycy! Dziękujemy za Twoje niezwykłe świadectwo. Jakże wiele nam powiedziałeś, tańcząc na cześć Jezusa...
Młodzież tańczy i śpiewa, a deszczyk sobie pada. W sercach – niezwykła pogoda!
Wkrótce różaniec... Później – Msza św.