czwartek, 31 marca 2016

W oktawie wielkanocnej

Trwa wielkanocna oktawa …
Pusty grób jednoznacznie mówi o zwycięstwie Chrystusa.
Ewangelia w kolejnych dniach w czasie Mszy św. przypomina wydarzenia po zmartwychwstaniu Chrystusa. Ukazał się w kilku miejscach, niosąc radość i pokój.
Wszyscy trwamy w radości płynącej z wiary, że Chrystus, który pokonał śmierć, pokona też  wszelkie zło.
Trwa radość w naszych sercach, bo zamieszkał w nich żywy Jezus.
Radosne Alleluja głoszą od świtu ptaki w pobliskim lesie i cała przyroda budząca się do życia.
Radość wszechświata – to…  
Dziękczynienie i wdzięczność Bogu za cud zmartwychwstania…
To nadzieja, że i nasze życie nie skończy się wraz ze śmiercią.
To każdy uśmiech, wysłany ku bliźniemu.
Radość – to wielkie szczęście płynące z życia w łasce uświęcającej!
Śpiewajmy zatem radosne Alleluja!


Wpis: 31 marca g. 9:00

środa, 30 marca 2016

takie dni,
gdy wszystko leci z rąk…
Gdy nic się nie układa…
Gdy przestajesz wierzyć w sens istnienia…
Gdy nie chce ci się już żyć…
Gdy najchętniej w sen się zapadasz
i chciałbyś się już wcale nie obudzić…
Gdy pytasz z rozpaczą:
co ja tu jeszcze robię
na tym trudnym świecie…
Gdy rozczarowałeś się życiem…
Gdy runęły w gruzy marzenia o dobrym bycie…
Gdy nikt cię nie rozumie,
cierpisz, rozpaczasz…
Gdy zawiodło grono przyjaciół…
Gdy w konsekwencji zdarzeń
przeżywasz kryzys wiary…
Gdy w sercu zaczynasz wątpić…
Bóg posyła ci anioła!
W postaci dobrego natchnienia,
pomocnej myśli…
Wsłuchaj się w ten głos!
Bo Bóg nigdy cię nie opuścił!!!
Nie zapomniał!
Ani o tobie, ani o mnie, o nas…
Dowodem – Msza święta…
To w niej – daje swoją siłę i moc!
Eucharystia – to widoczny znak Bożej miłości…
Jezus został z nami…
Jest każdego dnia…
Codziennie ponawia ofiarę na krzyżu…
Każda Komunia święta –
to dotyk miłości Chrystusa…
Miłości, którą obejmuje każdego z nas…
Wystarczy zapragnąć, a On ci jej nie poskąpi!
Ja uwierzyłam! Uwierz i Ty!
Nie będziesz żałował!

Wpis: 30 marca g. 9:00


wtorek, 29 marca 2016

Dziwię się…

Przed wiekami już rzekłeś, panie Horacy,
wielki filozofie,
że dziwić się nie należy niczemu!
Być może wtedy…
Bo ja się ciągle dziwię
miłości Boga, która nie ustaje…
Miłości, która cierpliwie czeka…
Miłości, co wszystkich ogarnia swymi ramionami…
I wyrasta ponad miarę człowieka…
Miłości, której czas nie zniszczył
I której źródło  niewyczerpane…
I wciąż się dziwię, że i mnie kochasz,
że tej miłości ciągle tak wiele,
że pomieścić jej serce i rozum nie umie,

mój Ukochany Panie! 

sobota, 26 marca 2016

Radość zmartwychwstania



    „Radość zmartwychwstania – to radość przezwyciężania grzechu, rozpaczy, strachu, śmierci, ostatnia nadzieja nawet dla grzesznika, który spoliczkował w sobie Jezusa i Go pogrzebał. Trzeba porządnie umrzeć i wtedy przychodzi głęboka wielkanocna radość.” Ks. Jan Twardowski 
A moja wielkanocna radość to…
Wspomnienie najszczęśliwszych lat dzieciństwa…
To złocista forsycja – symbol rodzącego się życia…
To zapach wiosny w domu i ogrodzie…
To gałązki bukszpanu na świątecznym stole…
To dom pachnący pieczonym plackiem…
To nasz kościół wypełniony po brzegi…
To ciepły, przyjazny uśmiech
naszego ks. Proboszcza do wszystkich bez wyjątku…
To Boży entuzjazm naszych kapłanów…
To piękny śpiew Agnieszki i Piotra oraz chórzystów…
To CHRYSTUS – BÓG, który powstał z martwych
To ON ukryty w białym kawałku Chleba,
co czeka na mnie każdego dnia,
dodaje siły w życiowych zmaganiach…
To wiara, że moje życie nie skończy się wraz ze śmiercią…
To ja - napełniona Bożą mocą, miłością i pokojem…
Tą radością dzielę się z Wszystkimi, którzy czytacie moje słowa i dodajecie otuchy, że to, co piszę, ma sens i w jakiś sposób jest potrzebne. Dziękuję! 

PAN ZMARTWYCHWSTAŁ!!! Alleluja!!!
Wpis: Wielka Sobota g. 12:00


piątek, 25 marca 2016

Dziękuję Ci, mój Panie!




Każdy ma kiedyś swój Wielki Piątek
i woła Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił,
gdy cierpienie przybite do krzyża,
głowa poraniona kolcami udręki,
ręce bezradnie wołają o pomoc,
nogi już dalej iść nie mogą
w krzyżowej drodze życia…
Serce z bólu pęka…
Niema rozpacz…
Nieme wołanie:
Gdzie jesteś, Boże?
Gdzie Twoja miłość?
Pęka zasłona utkana z wiary…
Gdzie jesteś, Boże?

Łączę się z Tobą, mój Ukrzyżowany,
i proszę, przebacz moje upadki,
wszystkie złe słowa, złe myśli, złe czyny,
moją bezsilność,
moje wołanie…
Sam nie dam rady!
Wołam do Ciebie z mojego krzyża!
Do Ciebie, mój Ukrzyżowany!
Moja Miłości jedyna!
Pomóż!
Wysłuchaj!
Nigdy nie opuszczaj!

Wiem, że to niezrozumiałe cierpienie
nie jest pozbawione sensu!
Ma wymiar Boży
i Bożą treść!

Dziękuję Ci, mój Panie! 

Wpis: Wielki Piątek 25 marca g. 9:00 


czwartek, 24 marca 2016

Wielki Piątek


Nasz Pan umiera na Krzyżu…
Sączy się krew z tysiąca ran…
Ręce wykręcają w bólu…
Korona cierniowa wbija w umęczoną głowę…
Przybite nogi drżą w konwulsyjnych skurczach…

Wielki Piątek…
Wielka cisza…
Wielki ból…
Wielka, ukrzyżowana Miłość!

Czy kiedykolwiek zdołam pojąć jej ogrom?!

Wpis: Wielki Piątek 25 marca g. 7:40 

Krzyż znakiem miłości

Czasem w krzyżu pełnym bólu i cierpienia widzimy bardziej ból człowieka niż Osobę Boga. Widzimy umęczonego człowieka, a nie widzimy triumfu Boga.
Dawne krzyże przedstawiały nieraz Jezusa ubranego w dostojne szaty, z koroną królewską na głowie. Wisiał na krzyżu, ale był triumfatorem, który panował i władał cierpieniem.
Mogą być różne krzyże, ale – jak mówił św. Jan Vianey – krzyż pełen bólu jest najmądrzejszą książką.
Człowiek wiary w każdym krzyżu, nawet najbrzydszym, widzi nie tyle apoteozę cierpienia, ale triumf miłości.
Krzyż jest znakiem miłości i mówi, że Bóg tak umiłował świat, że własnego Syna posłał ludziom na wyniszczenie. A Syn tak umiłował swojego Ojca i ludzi, że oddał za nich swoje życie. Nie jest ważne samo cierpienie, ważna jest intencja cierpienia, ofiara miłości dla człowieka. Ks. Jan Twardowski

Wpis: 24 marca g. 10:35

środa, 23 marca 2016

W przededniu ustanowienia Najświętszego Sakramentu

O Mszy Świętej pisałam już wielokrotnie, ale to nie przeszkadza, aby kolejny raz zastanowić się  nad jej nieocenioną wartością i sensem. Co jest tak fascynującego we Mszy św.? Prawdę mówiąc – wszystko!!! Bo czy nie dziwi fakt, że Jezus, który umarł za nas na krzyżu, byśmy zostali zbawieni i kiedyś dostali „przepustkę” do nieba, dobrowolnie pozwolił się zamknąć w maleńkim tabernakulum i codziennie staje obecny na ołtarzu – żywy i prawdziwy! W dłoniach kapłana zwyczajny kawałek chleba mocą Bożą przemienia się w Chrystusowe Ciało, a wino – w Jego Najświętszą Krew.  
Co zatem można zawrzeć w kilkudziesięciu zdaniach – tak, aby oddać Bogu hołd za ten największy z cudów?! Właśnie dzisiaj, w przededniu Wielkiego Czwartku, kiedy to został ustanowiony Sakrament Eucharystii…
„We Mszy świętej Syn Boży ponownie staje się człowiekiem, zatem w każdej Mszy świętej owa wielka Tajemnica Wcielenia, ze wszystkimi swymi nieskończonymi dobrodziejstwami, ponawia się równie prawdziwie, jak wtedy, gdy Syn Boży po raz pierwszy przyjął ciało w łonie Maryi Dziewicy. (…)
Msza święta jest narodzinami Jezusa Chrystusa. On rzeczywiście rodzi się na ołtarzu za każdym razem, gdy odprawiana jest Msza św., podobnie jak stało się to w Betlejem. (…)
Msza święta jest tym samym, co Ofiara Kalwarii. We Mszy św. Zbawiciel umiera podobnie, jak umarł w pierwszy Wielki Piątek. Ma ona tę samą nieskończoną wartość Kalwarii i zlewa na ludzi te same bezcenne łaski. Msza św. nie jest imitacją, czy też pamiątką Kalwarii, jest identycznie tą samą ofiarą, choć różni się od Ofiary Kalwarii formą zewnętrzną. W każdej Mszy świętej Krew Jezusa ponownie przelewana jest za nas. (…)
Nie możemy zrobić nic lepszego dla nawrócenia grzeszników od ofiarowania za nich Najświętszej Ofiary Mszy św. (…)
Skuteczność Mszy świętej jest tak cudowna, Boże miłosierdzie i hojność tak niewyczerpane, że nie ma równie odpowiedniej chwili, by prosić o łaski, jak ta, gdy Jezus rodzi się na ołtarzu. O co wówczas prosimy, z wielką pewnością otrzymamy, czego zaś nie otrzymamy podczas Mszy św., nie możemy raczej spodziewać się dzięki jakimkolwiek modlitwom, pokutom i pielgrzymkom.
Żadne modlitwy, żadne umartwienia, choćby nie wiadomo jak żarliwe, nie mogą tak dopomóc duszom czyśćcowym, jak Msza święta. Możemy pomóc im bardzo łatwo, możemy ulżyć ich strasznemu bólowi najskuteczniej, ofiarując Mszę św. w ich intencji.” (o. Paweł O’Sullivan Cuda Mszy Świętej)

Wpis: 23 marca g. 13:25

wtorek, 22 marca 2016

Czy mój udział w Drodze Krzyżowej to fikcja?

     Powtórnie stawiam to pytanie, warto sobie na nie odpowiedzieć… W każdy piątek Wielkiego Postu uczestniczyliśmy w nabożeństwie Drogi Krzyżowej… Towarzyszyliśmy Panu Jezusowi w Jego drodze ku Golgocie. Szedł obarczony krzyżem naszych grzechów, utrudzony do granic wytrzymałości, wyśmiewany, wyszydzany, popychany; potykał się co kilkadziesiąt metrów, ale wstawał i szedł ku… naszemu zbawieniu!
   Czy – idąc Chrystusową drogą w poszczególnych stacjach – mam świadomość, że to dla mnie i za mnie ta Droga Krzyżowa? Wprawdzie od tamtej minęło blisko dwa tysiące lat, ale ona jest nadal aktualna. Zróbmy rachunek sumienia – taki bardzo osobisty i postawmy sobie pytania…
Czy Chrystusowa męka jest dla mnie wyrzutem sumienia?
Czy uświadamiam sobie, że kolec cierniowy, który wbito Mu w język, przynosi tak ogromny ból za moje grzechy języka? Za każde słowo skierowane do bliźniego bez miłości, za niesłuszne domysły, za brak zrozumienia dla słabszych, za niecierpliwe słowa skierowane do różnych ludzi…
Ty, Panie Jezu, doświadczyłeś tylu zniewag, nie złorzecząc nikomu… Modliłeś się za swych oprawców… Jakie to trudne modlić się za tych, którzy nam dokuczają, niszczą… Naucz mnie tego, Jezu!
Pragnę Ci towarzyszyć, ale czy mam dość siły?
Czy starcza mi odwagi, by przyznać się do Ciebie w najzupełniej nieoczekiwanych sytuacjach?
Czy potrafię być na tyle odważna, by otrzeć krew i pot z Twojej twarzy? Niekoniecznie dosłownie…
Czy umiem wsłuchać się w Twoje słowa, które kierujesz do mnie każdego dnia?
Chcę być lepsza, lepsza od samej siebie… A to takie trudne!
Życie stawia nas nieustannie przed wyborami pomiędzy dobrem i złem… Jakże nieraz trudno wybrać dobro!!!
Czy Twoja Droga Krzyżowa jest dla mnie – dla nas - wyrzutem za wszystkie zniewagi, których doświadczyłeś wtedy i nieustannie doświadczasz?
Wpis: 22 marca g. 11:20


poniedziałek, 21 marca 2016

Czy można żyć bez modlitwy?

Pewnie, że można…
Można udawać, że Boga nie ma,
że jest niepotrzebny,
zbyt wymagający,
zbyt trudny i niewygodny,
więc… po co się modlić…

Możesz żyć bez modlitwy!
Tylko wtedy…
Nie dowiesz się, że Bóg naprawdę cię kocha…
Nie zobaczysz w drugim człowieku brata…
Nie uwierzysz, że można żyć inaczej, niż żyjesz…
Nie dostrzeżesz swoich błędów, grzechów
i tego wszystkiego, co cię niszczy…
Nie doświadczysz prawdziwego zjednoczenia
z kochającym Ojcem…
Nie zauważysz Jego wielkości
we wszystkim, co cię otacza…
Nie dowiesz się, jak bardzo jesteś ważny dla Boga
i że zawsze możesz na Niego liczyć…
Nie odkryjesz prawdziwego Boga w cudach natury…
Nie zachwycisz się pięknem świata
na miarę Jego wielkości…
Nie doświadczysz radości
spotkania z Nim na wszystkich ścieżkach życia…
Nie doznasz spokoju duszy w Jego obecności,
prostoty serca i wewnętrznej harmonii…
Nie odkryjesz prawdziwej wartości milczenia…
Nie doznasz zdumienia nad potęgą Boga…

Bo modlitwa –
to rozmowa z kochającym Chrystusem…
To zaufanie, którym cię obdarza…
To cisza, której tak bardzo ci braknie…
To wewnętrzna radość…
To światło pośród ciemności…
To najcenniejsza chwila,
w której trwam przed Nim,
chociaż Go nie widzę, ale wiem, że jest,
że patrzy na mnie swoim miłującym wzrokiem
i nieustannie przemienia moje serce…

Wpis: 21 marca g. 9:00



niedziela, 20 marca 2016

Gdy myślę "Chrystus"…

Gdy myślę „Chrystus”,
przedziwne ciepło rozlewa się w mym sercu,
wilgotnieją oczy,
rodzą się dobre pragnienia…

Gdy myślę „Chrystus”,
widzę ręce kapłańskie,
w których biały chleb przemienia się
w Jezusowe Ciało…

Gdy myślę „Chrystus”,
mam przed oczyma każdą Komunię świętą,
co krzepi i daje moc wielką
i radość życia, i siłę, i dobroć…

Gdy myślę „Chrystus”,
rodzi się we mnie ogromna wdzięczność,
dla której braknie zwyczajnych słów -
za Jego obecność, za cierpliwość i miłość,
za odpuszczenie grzechów…

Gdy myślę „Chrystus”,
staję się lepszym człowiekiem,
bo wiem, że On jest ze mną,
patrzy na mnie,
pomaga się podnieść,
pozwala cieszyć się życiem…

I wreszcie…
Gdy myślę „Chrystus”,
widzę wszystkie dzieła Boże,
co tak radują oczy i serce,
i te w rozkwitającej wiośnie
i w tej brzozie, co zmienia barwę 
i w śpiewie ptaków, co budzą mnie o świcie,
i w tej nadziei,
co wraz z rozkwitem przyrody
rozkwita w mym sercu…

Wpis: 20 marca g. 8:42

sobota, 19 marca 2016

W uroczystość św. Józefa


Spogląda dziś na nas z niebieskiego okna…
Któż go nie zna, któż go nie kocha?
Święty Józef - wielki milczący święty!
W swej pokorze i skromności niepojęty!
Przyjaciel każdego bez wyjątku człowieka!
Każdemu miła jest jego święta opieka!

Patron rodziny, młodych i dojrzałych.
Orędownik nasz u Boga wspaniały
w sprawach trudnych i mniejszej wagi…
Dodaje siły, męstwa i odwagi.
Uczy pokory, ciszy i skromności
i nade wszystko – ku Bogu miłości.
Tak bardzo kochany, tak bardzo bliski!
Opiekun  Jezusa już od kołyski.
Powiernik narzeczonych,
Patron dobrej śmierci,
Patron ludzi pracy,
Opiekun ubogich, wdów i sierot.
Wyciąga pomocną dłoń do wszystkich bez wyjątku ludzi…
Ogromną miłość w każdym z nas budzi!
Święty Józefie, spoglądaj na nas często z nieba,
bo czasy trudne, Twej czułej opieki nam trzeba!


Wpis: 19 marca g. 9:30

  

piątek, 18 marca 2016

Co to jest post?

Najogólniej mówimy, że pości ten, kto nie je mięsa: we wszystkie piątki, w Wielkim Poście – w Środę Popielcową, Wielki Piątek, Wielką Sobotę.
Tak rozumiany post może być tylko formalizmem. Można nie zjeść kotleta, a zjeść osiem jajek i rybę. Zachować post, a jednocześnie zgrzeszyć grzechem obżarstwa.
Post to nie tylko powstrzymanie się od pokarmów mięsnych. Mówimy, że post jest umartwieniem. Odmawiam sobie czekolady, która mi smakuje, nie palę papierosów, chociaż jestem palaczem, pomagam komuś bezinteresownie, chociaż ta pomoc drogo mnie kosztuje, panuję nad sobą, walczę ze swoimi wadami.
Ale i umartwienie nie jest jeszcze istotą postu. Przecież panie głodzą się, gimnastykują, pływają i zadają sobie wiele różnych umartwień, żeby się odchudzić i ładnie wyglądać.
Czymże wiec jest Wielki Święty Post? Co jest jego istotą?
Post jest wiarą, nadzieją i miłością. Ks. Jan Twardowski
Wpis: 18 marca g. 8:50

O cierpieniu raz jeszcze…

Cierpienie dotyka w różny sposób człowieka… każdego z nas! Ma różny wymiar, różne oblicze, różne przybiera formy… Dobrowolnie nikt cierpienia nie wybiera, ono po prostu pojawia się – czy to na płaszczyźnie fizycznej czy też duchowej, psychicznej… Można je przyjąć, zaakceptować lub nie… Można się buntować… Ale tak czy owak – trzeba z nim żyć! Najczęściej jesteśmy bezradni wobec ogromu cierpienia…
To takie puste – zdawałoby się - słowa, które zna zapewne każdy z nas! A może warto spojrzeć na cierpienie i jego sens oczami naszych przyjaciół w niebie? Przecież byli też ludźmi „z krwi i kości”, kochali życie, odczuwali ból podobnie, jak każdy człowiek, a jednak… zaakceptowali cierpienie! Św. Ojciec Pio przez pięćdziesiąt lat nosił na rękach stygmaty – cierpiał podobnie, jak ukrzyżowany Chrystus. A mimo to zapisał się w pamięci współczesnych jako radosny święty, z wielkim poczuciem humoru.
Bólu ukrzyżowanego Chrystusa doświadczała również św. Faustyna, jej stygmaty były niewidoczne, ale niezwykle dokuczliwe. Można wymienić jeszcze wielu świętych, którzy dobrowolnie przyjęli cierpienie… Jaki miało ono sens? Św. Faustyna mówi tak: Cierpienie jest wielką łaską! (…) Przez cierpienie dusza upodabnia się do Zbawiciela, w cierpieniu krystalizuje się miłość. Im większe cierpienie, tym miłość staje się czystsza. (…)
 Cierpieć, nie skarżąc się, pocieszać innych, a swoje własne cierpienia topić w Najświętszym Sercu Jezusa!(…) Cierpienie jest skarbem największym na ziemi – oczyszcza duszę. W cierpieniu poznajemy, kto jest dla nas prawdziwym przyjacielem. Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień. (Dz. 342).  Nie lękaj się cierpień, Ja jestem z tobą (Dz. 15) – mówi Pan Jezus do s. Faustyny i… do każdego z nas! 
Czy mamy dość siły i odwagi, by przyjąć dobrowolnie to, co nas spotyka?! Ja – nie zawsze! Dopiero po latach można ocenić (i docenić) wartość cierpienia – niekoniecznie fizycznego.
Wpis: 18 marca g. 8:10

czwartek, 17 marca 2016

Tędy przechodził Jezus…

Tędy przechodził Jezus…
Naprawdę? Tak, widziałam Go!
Nawet wiele razy!
Szedł ulicami dużego miasta…
Był nędznie ubrany, miał smutną twarz,
wyciągał rękę w pokorze – o grosz na chleb…
Minęłam Go…

Przechodził Jezus…
Przedziwny wygląd, czy to On na pewno?
Tak, szedł, słaniał się z głodu…
Minęłam Go…

Szedł Jezus…
Mały chłopiec, uśmiechał się do mnie…
Myślałam o swoich sprawach…
Nie odpowiedziałam uśmiechem!
Minęłam Go…

Szedł Jezus…
Bogaty pan, z grubym portfelem w kieszeni…
Szukał szczęścia,
którego nie można kupić za pieniądze…
Czekał na moje dobre słowo…
Nie powiedziałam nic,
minęłam go i poszłam dalej…

Szedł Jezus…
Nędzarz z daleka cuchnął brudem…
Chciał się zatrzymać, przystanął,
chciał pogadać, podać rękę…
Wzdrygnęłam się, minęłam go
i poszłam dalej…

I tak chodzisz, Jezu, licami świata,
miast, wsi i osiedli…
I naszego Przeźmierowa…
Ile razy Cię spotykam,
ile razy mijam?
A przecież Cię kocham!
Tak często o tym mówię, piszę…
Ale czy zawsze umiem Cię kochać
w drugim człowieku?!

Wpis: 17 marca g. 9:00