4 sierpnia, czwartek... Już!!! Biegnę rano do kościoła na chorwacką Mszę św. Następna – po włosku. Przychodzi liczna grupa Włochów z gitarami. Okazuje się, że nie tylko zachowują się najgłośniej, ale i Boga chwalą w podobny sposób, jakby koniecznie chcieli Go przekonać o swej do Niego miłości... Dzisiejsze Msze św. ofiaruję jako dziękczynienie, ale i prośby – tym razem w intencji małżeństw niesakramentalnych oraz tych wszystkich, którzy są daleko od Boga. Maryjo! Pociągnij i przygarnij ich do siebie. Zawierzam Ci wszystkie „trudne rodziny”... W tej samej intencji ofiaruję różaniec.
Po wyjściu z kościoła kupuję maleńkie radio i udaję się ponownie na plac. Młodzież śpiewa i tańczy, wielbiąc Boga... Panie mój! Gdybym mogła oddać tę cudowną atmosferę; tutaj wszyscy są młodzi – od dwóch do dziewięćdziesięciu lat!
Po drodze mijam zakonnika w sutannie z najzwyklejszego worka; kroczy boso i śpiewa. Później spotkam jeszcze kilku podobnych; jak się dowiedziałam, są to pustelnicy! (Teraz, w XXI wieku? A jednak!) Zewsząd słychać bardzo radosne śpiewy – są one naturalnym „przerywnikiem” pomiędzy składanymi świadectwami.
Myślę, że najwyższy czas na zanotowanie właśnie owych świadectw... Głos zabiera jakiś chłopak z Cenacolo... Notuję dosłownie, by oddać temperaturę uczuć mówiącego:
Byłem daleko od Boga i samego siebie. Smutek, ciemność! Zawołał mnie Bóg! On tylko daje radość i błogosławieństwo! Ono jest skuteczne. Wierzę, że przeżyłem tunel smutku, w którym nie ma Boga. Tutaj, w Medjugorju, człowiek pozna Boże błogosławieństwo. Módl się, aby Bóg wstąpił w twoje życie! On przyzywa nas do Eucharystii. Gdy zacząłem przyjmować Komunię św., ukląkłem przed Chrystusem i poprosiłem Go o pomoc – tak poradziła mi siostra Elwira. I miała rację! Chrystus jest absolutną prawdą, pomalutku przenika do duszy przez Eucharystię. Ja żyłem w wielkim zakłamaniu – okłamywałem rodziców, przyjaciół... Chleb Chrystusa stał się moim światłem. Dzięki niemu stanąłem w prawdzie. Bóg jest żywy i mnie prowadzi. On napełnił moje serce łaską