piątek, 30 września 2011

Na górze Podbrdo

28 lipca jest również niezwykle bogaty w wydarzenia... Wcześnie rano, o 5.30, wyruszamy na Podbrdo, miejsce pierwszych objawień Maryi. Najpierw kroczymy szosą coraz wyżej, aż stajemy u podnóża góry. „Na oko” – niewysoka! Nie jest źle – myślę. Ale już po chwili mój optymizm zostaje rozwiany: przecież to same kamienie; wśród wielkich głazów – małe, średnie i jeszcze mniejsze...

Tak wygląda ta droga...

 Pomiędzy nimi - gdzieniegdzie krzewy lub karłowate drzewka... Wchodzimy na górę wraz z wszystkimi intencjami, które tutaj przywieźliśmy. Nic więc dziwnego, że robi się bardzo ciężko! Hania proponuje całkowite milczenie.
Po jakimś czasie ks. Darek rozpoczyna różaniec – zgodnie z życzeniem Maryi – od tajemnic radosnych. Naszą drogę wytyczają spiżowe tablice, upamiętniające poszczególne wydarzenia z życia Jezusa i Maryi. Każdą tajemnicę poprzedza intencja; mówimy wzruszonym głosem, wszak tu szczególnie chcemy powierzyć Maryi swoje i naszych bliskich troski.
Tajemnica III radosna – narodziny Pana Jezusa. Głośno wypowiadam gorącą prośbę o łaskę macierzyństwa dla mojej córki. Wzruszenie odbiera mi głos... Wierzę, Mateczko, że – skoro tylu ludzi modli się wraz ze mną – wysłuchasz mnie! Błagam Cię o tę łaskę dla mojego dziecka. Po to tu głównie przyjechałam. Matko! Czyż nie wysłuchasz błagań matki?
Wspinamy się coraz wyżej... Ludzie zdejmują buty i idą boso – w akcie  pokuty. To bardzo trudna droga, bo kamienie uwierają niemiłosiernie, ale chętnych do pomocy nie braknie. I tak kroczymy od stacji do stacji... Ku niebu płynie gorąca modlitwa. Tajemnice bolesne... Zdjęłam buty, niestety, udało mi się wytrwać tylko przez jedną dziesiątkę. Anita i Danusia kroczą boso przez cały czas... Paweł również. Docieramy do szczytu.. Zbieram kilka kamieni spod krzyża; poświęcę je i rozdam przyjaciołom...
Zatrzymujemy się na szczycie przy figurze Matki Bożej. Tutaj, na samej górze, ma się szczególne wrażenie bliskości Boga i Maryi. Doznaję ogromnego wyciszenia serca... Rodzi się we mnie refleksja: Pan Jezus bardzo często obierał górę jako miejsce modlitwy. Jak bardzo jest nam to potrzebne! Klęczymy przed figurą Matki Bożej, która z czułością pochyla się ku nam, pielgrzymom z dalekiej polskiej ziemi. Płyną łzy wdzięczności...


U stóp naszej Kochanej Matki składamy niezliczone prośby. Pomóż udźwignąć życie, bo niekiedy jest bardzo, bardzo ciężkie. Maryja, uwieczniona w posągu, zdaje się cierpliwie słuchać swoich dzieci. Serca nam rosną, rośnie nadzieja i przekonanie, że ONA naprawdę nam pomoże. Przecież tak często zapewnia nas o swej miłości!






Nieopodal figury stoi duży krzyż, a na nim – rozpięty Chrystus. Otwarte ramiona zdają się przywoływać wszystkich – i tych, którzy Go kochają, jak i tych, którzy zagubili swą drogę do Niego lub w ogóle o Nim zapomnieli: Przyjdź, nieszczęsny człowieku, powierz mi swe troski, ja cię uleczę. Przyjdź i ty, zagubiony pielgrzymie XXI wieku, który straciłeś orientację życiową i giniesz wśród narkotyków, alkoholizmu oraz innych uzależnień; ja ci pomogę wyrwać się z tego zaklętego koła!


Zaczynamy wędrówkę w dół, spoglądając na uroczy krajobraz okolic Medjugorja. Kriżevac nie wydaje się stąd już tak bardzo wysoki!
No, no, droga powrotna jest trudniejsza niż pod górę – łatwo osunąć się w dół. Wyciągają się liczne ręce do pomocy. Ja wspieram się na Pawle. Sama pewnie stoczyłabym się po kamieniach. Dziękuję serdecznie, młody Przyjacielu!
Tajemnice chwalebne... Zatrzymujemy się przy każdej z nich, łącząc się w modlitwie za naszych bliskich, za kapłanów, za ojczyznę...
III tajemnica chwalebna – zesłanie Ducha Świętego. Po modlitwie ks. Darek udziela każdemu z nas błogosławieństwa przez nałożenie rąk. Piękna, niezwykle uroczysta chwila.
    Troje z nas pada na ziemię. Wszyscy trwamy w świętym milczeniu... W ciszy schodzimy na dół, by odmówić kolejne tajemnice. To był najpiękniejszy różaniec w moim życiu.
Wieczorem - Msza św. i adoracja Najświętszego Sakramentu. Idę, mimo że czuję się źle...
I znowu mija kolejny dzień...

W Oazie Pokoju...

Udajemy się do Oazy Pokoju... To takie nieco ustronne miejsce, gdzie trwa nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. Przybywają tu ci wszyscy, którzy pragną wielbić Boga i w ciszy serca powierzyć Mu swe troski... Naszą uwagę przyciąga znajdujący się tutaj krzyż. Trudno go nie zauważyć, od wejścia przykuwa oczy: jest to krzyż, na którym wisi Pan Jezus naturalnej wielkości, ale jaki to Jezus!!! Cały zbroczony krwią, umęczony, przerażająco smutny – taki, jak zawisł na Golgocie! Spod cierniowej korony leją się strugi krwi; przebite, skrwawione ręce ledwie trzymają się belki krzyża; na całym ciele – niezliczone ślady uderzeń, biczowania. Jezu, jak Ty wyglądasz? Czy możliwe, aby aż tak Cię zeszpecono i sponiewierano? Ten krzyż – to wyrzut sumienia dla człowieka, dla każdego z nas, bo każdy ma swój udział w udręce Zbawiciela! Trudno oderwać oczy od tej cierpiącej postaci...

Jak modlą się pielgrzymi...

Wieczorem w środę, po spotkaniu z ojcem Ljubo Kurtowiczem  w kościele odmawiamy różaniec. Trzeba podkreślić, że jest to różaniec niezwykły! Prowadzi go brat Józef, tutejszy franciszkanin. Setki, tysiące ludzi chwalą Maryję w swym języku. Istna wieża Babel, ale z tą różnicą, że tej modlitwie towarzyszy wielka radość, miłość, z serc wylewa się samo dobro... O 18.40 – przerwa; cisza zalega w całym kościele. To czas pierwszych objawień Maryi. Wszyscy milkną, wpatrując się w oblicze Niebieskiej Matki. (Jej figura umieszczona jest w bocznej nawie.) Po chwili kontynuujemy modlitwę różańcową. (2 części przed Mszą św., 3. część – po Mszy św.) Koło Tomka pada na posadzkę rozmodlona dziewczyna. Leży nieruchomo ok. pięciu minut... Na mnie, która jestem w Medjugorju po raz pierwszy, robi to wielkie wrażenie. Jest to tak zwany spoczynek w Duchu Świętym.
Po różańcu – Msza św. W koncelebrze – ponad trzydziestu księży! I tak jest codziennie. Księża biali, brązowi i czarni... Przybywają tu z różnych stron świata, by pokłonić się Maryi. Kochają Cię, Mateczko! Promieniują gorliwą służbą Bogu i Tobie… Ewangelia jest bardzo wymowna – o perle, symbolu największej wartości. Czy umiemy ją znaleźć?

Zaraz po Mszy św. – jak każdego dnia – jeden z zakonników święci dewocjonalia. Przed ołtarzem zbiera się coraz większe grono ludzi, za chwilę bowiem będzie błogosławieństwo, poprzedzone modlitwą o uzdrowienie. Kapłan w wielkim skupieniu modli się za wszystkich, tłumnie zgromadzonych pątników. Stajemy się świadkami działania Bożej łaski, bo jakże inaczej nazwać liczne przypadki spoczynku w Duchu Świętym? W różnych miejscach kościoła padają na posadzkę ludzie, ale w przedziwny sposób – powoli, tak, jakby ich ktoś podtrzymywał. Anioł Stróż?

Świadectwa narkomanów

Przychodzą dwaj chłopcy i najpierw proponują krótką wspólną modlitwę do Ducha św. Jeden z nich jest Polakiem, drugi – Włochem. Ten pierwszy już od kilku lat przebywa we Wspólnocie, opowiada o jej założeniu i zasadach istnienia. Natomiast drugi chłopiec – bardzo młody, wygląda na 15 lat, w istocie ma dziewiętnaście – opowiada o swym życiu – krótkim, ale jakże bogatym w wydarzenia. Po narkotyki sięgnął bardzo szybko, bo w wieku trzynastu lat - stał się narkomanem; trudno było mu wyjść z nałogu. Jego młode życie wypełniały alkohol, narkotyki, seks... Tutaj – dzięki pomocy całej Wspólnoty powrócił do zdrowia.
Co mnie najbardziej uderzyło w opowiadaniu młodego Włocha, to mocne zaakcentowanie braku miłości rodzicielskiej. Pochodził z bardzo bogatej rodziny, w której niczego mu nie brakowało – poza miłością rodziców! Bardzo wymowne!
Dodam jeszcze, że Wspólnota Cenacolo gromadzi młodych ludzi, w tym wielu bardzo zdolnych. Siostra Elwira, którą kochają, jak matkę, umie wydobyć z nich wszelkie talenty. I tak na przykład w kaplicy Wspólnoty Wieczernika znajduje się piękna ikona zatytułowana „Zmartwychwstanie”, namalowana przez trzech chłopców. Przedstawia zmartwychwstałego Chrystusa, ale jednocześnie nawiązuje do symbolicznego zmartwychwstania narkomanów do nowego życia. Inne, mniejsze wytwory rąk uzdolnionych chłopców można obejrzeć i również zakupić w znajdującym się we Wspólnocie sklepiku. Są to piękne obrazki Jezusa miłosiernego na desce, malowane koszulki, broszurki...
Opuszczamy Wspólnotę w przekonaniu, że jest to wielkie dzieło – świadectwo miłości człowieka do człowieka, a jednocześnie namacalny dowód, że narkomani nie muszą zostać przekreśleni, ale mogą wrócić do życia!
    Ps. Kilka dni później odwiedził naszą grupę były narkoman Wiesiu; dał wstrząsające świadectwo swojej długiej, niezwykle trudnej drogi narkomana i powrotu do Boga. Nawrócił się w Medjugorje…

Jak w Medjugorje leczą się narkomani…

27 lipca udaliśmy się do Cenacolo... Cóż to jest? Posłużę się informatorem, zredagowanym przez chłopców ze Wspólnoty. Oto garść informacji. Wspólnota Cenacolo (Wieczernik) jest stowarzyszeniem chrześcijańskim, które przygarnia młodych ludzi – zbuntowanych, rozczarowanych, chcących odnaleźć własną tożsamość, radość i sens życia. Wspólnota zrodziła się w 1983 roku dzięki powołaniu siostry zakonnej – Elwiry Petrozzi, która zapragnęła swe życie podarować Bogu, służąc narkomanom i wszystkim zagubionym ludziom. Siedziba wspólnoty znajduje się w Saluzzo we Włoszech. Obecnie wspólnota liczy już pięćdziesiąt domów w całej Europie, a także – w USA, Meksyku; w  Polsce – trzy domy. Młodym ludziom zalecany jest prosty tryb życia, jak w rodzinie, po to, by mogli odkryć dar pracy, przyjaźni i wiary w Słowo Boże. Tylko w Jezusie człowiek może odnaleźć samego siebie! „Pragniemy, by naszą siłą była Miłość, Miłość, która rodzi się przez Krzyż Chrystusowy, Miłość, która daje życie umarłym, wyzwala uwięzionych. Narkotyki – to następstwo złego życia, pozbawionego wartości chrześcijańskich. Zło, z którym należy walczyć codziennie – to egoizm, brak zainteresowań, nienawiść, pycha.”
W tym miejscu muszę się wytłumaczyć… Długo się zastanawiałam, co jeszcze wpisać z otrzymanej ulotki – jest tych informacji wiele. Zważywszy jednak, że problem narkomanii jest tak bardzo aktualny również w naszej ojczyźnie, postanowiłam podać dosłownie to, co napisali chłopcy ze Wspólnoty o przyczynach narkomanii, o sposobie traktowania narkomanów w rodzinie, a przede wszystkim – o „powrocie do życia” we Wspólnocie. Medjugorje jest miejscem licznych cudów, są to widoczne przypadki wyzwolenia z narkomanii. Być może, Drogi Czytelniku, sam borykasz się z podobnym problemem, niech więc poniższe słowa pomogą Ci! A może pomogą Twoim znajomym, krewnym... Zatem posłuchaj...
„Nasza Wspólnota nie jest lecznicą, ale szkołą życia. Problem narkomanii ma swe korzenie w rodzinie. (...) Dla wielu z nas problemem był brak zdrowej rodziny. Rodzina powinna przekazać podstawowe wartości życia, jak: rozmowa, przyjaźń, miłość... To wszystko jest potrzebne dziecku, by mogło być zdolne do samodzielnego życia. Rodziny, które nie przyjmują Boga, już od początku popełniają błąd, wierząc, że mogą zastąpić wartości fundamentalne powierzchownymi; zamiast miłości zaszczepia się dziecku przekonanie, że trzeba mieć wszystko. Gdy rodzice dowiadują się, że ich dziecko jest uzależnione, to często nie przyjmują tego do wiadomości. Celem Wspólnoty jest odnowa rodziny i pomoc w spotkaniu Jezusa Chrystusa. (...)
Siostra Elwira mówi, że wtedy jesteśmy gotowi do samodzielności, gdy wybierzemy modlitwę na całe swe życie. Życie we wspólnocie jest naprawdę proste i równocześnie bardzo bogate, żyje się konkretną modlitwą, ugruntowaną na szczerej przyjaźni. Rzeczy materialne nie mają na nie wielkiego wpływu, ważniejsze są osoby niż rzeczy, pieniądze czy kariera. Stajemy oko w oko z naszymi słabościami, prosząc o pomoc Jezusa, obecnego w otaczających nas braciach. Dla chłopaków, którzy pragną wypróbować najgłębsze doświadczenie miłości i darowania siebie innym, Wspólnota proponuje wyjazd na pewien czas do któregoś z jej domów w Ameryce Południowej, w Brazylii, Meksyku, Dominikanie... W tamtejszych domach Wspólnoty znajdują się „dzieci ulicy”. Dzięki codziennym kontaktom z nimi chłopcy mają możliwość rozwijania najwyższych wartości, takich jak: bezgraniczna miłość, cierpliwość, dobroć, zrozumienie, by potem być dobrymi mężami i ojcami.

I na koniec przytoczę słowa narkomanów, słowa niezwykle wymowne: „Nie mieliśmy gdzie mieszkać, mieliśmy problemy z prawem lub znajdowaliśmy się w jakiejś innej beznadziejnej sytuacji. Nikt nie chciał nas już znać, wszyscy nas odrzucili. Nie mieliśmy przyszłości ani nadziei, która utrzymywałaby nas przy życiu. Jedyną iskierką światła była Wspólnota.”
Tak! Tę Wspólnotę zobaczyliśmy na własne oczy, byliśmy w Cenacolo. To wszystko, co zostało powiedziane wyżej na podstawie informatora – to prawda! Nic nie zostało przesadzone ani ubarwione! Można tylko dodać, że w całej Wspólnocie uderza porządek i czystość; wszędzie krzątają się młodzi ludzie, ubrani w robocze stroje – noszą drabiny, jakieś wiadra z farbą, uśmiechają się do nas przyjaźnie, pracują na pełnych obrotach... Dwóch z nich p. Regina poprosiła o złożenie świadectwa. Spotykamy się w kaplicy...


czwartek, 29 września 2011

Czwarty dzień naszej pielgrzymki - 26 lipca, wtorek - rozpoczyna się wyprawą do dawnego domu Vicki, najstarszej z widzących; po wyjściu za mąż przeniosła się do męża; spotkamy się z nią w jej starym rodzinnym domu. Zatem wstajemy bardzo wcześnie, by dotrzeć do naszego celu jak najprędzej i zająć dobre miejsce. To zrozumiałe – każdy chciałby stanąć jak najbliżej tej, która rozmawia z Maryją... Czas oczekiwania wypełnia modlitwa różańcowa. Jest nas coraz więcej – Polacy, Czesi, Niemcy, Węgrzy, Włosi (jak zwykle najbardziej żywiołowi). Z wszystkich ust płynie ku niebu modlitwa w różnych językach; Maryja zapewne bardzo się cieszy… Kończymy trzecią część różańca – przybywa Vicka, przeciska się przez tłum – uśmiechnięta, radosna, pełna wewnętrznego spokoju. Aż trudno uwierzyć, że ta czterdziestojednoletnia kobieta od lat znosi różne cierpienia. Co chwila odwzajemnia przyjazne gesty pozdrowień, „rzuca” całusy... I wreszcie – zaczyna mówić... Jej słowa tłumaczy przewodniczka Regina. Vicka przekazuje nam, o co najczęściej i najgoręcej prosi Matka Najświętsza. Oto, co zapisali Jacek i Maciej -  nasi młodzi przyjaciele z pielgrzymki...

Matka Boża prosi o:
  • różaniec, bo jest on największą bronią przeciw szatanowi (3 części);
  • comiesięczną spowiedź;
  • post o chlebie i wodzie w środy i piątki;
  • codzienną lekturę Pisma św.;
  • modlitwę w intencji pokoju w naszych sercach, rodzinach i na świecie;
  • nawrócenie, radykalne odsunięcie się od grzechów;
  • większą wiarę;
  • modlitwę sercem;
  • przygotowanie się do Mszy św. i właściwe jej przeżywanie;
  • korzystanie z kierownictwa duchowego kapłanów i zakonników.

Stojąc wraz z licznymi pielgrzymami przed domem Vicki, zadałam sobie pytanie, dlaczego Matka Boża przybyła właśnie tutaj i gości przez dwadzieścia cztery lata. Odpowiedź przyszła natychmiast: przybyła do prostych ludzi, którzy mieszkają z dala od reszty świata. Kto naprawdę kocha Maryję, przybędzie tu – nie dla sensacji, ale z miłością pokona trudy podróży; Ona go tutaj doprowadzi!
Ubogaceni spotkaniem wracamy do naszego hotelu. Słonko przygrzewa, zapowiada się piękny dzień! Dzisiaj, 26 lipca, świętujemy imieniny matki Maryi i babki Jezusa – św. Anny. To także imieniny mojej kochanej córki Ani.

Docieramy do Medjugorje…


O godzinie 16.00 docieramy do Sinij. Znajduje się tu piękna świątynia, która słynie z cudownego obrazu Matki Bożej Łaskawej. Święta Panienka spogląda z wielką miłością i łagodnością. Przypomina trochę Matkę Bożą Cierpliwie Słuchającą z Rokitna – również ma odsłonięte ucho, jakby nasłuchiwała naszych próśb i podziękowań. Uśmiecha się delikatnie, zachęcając do ufnej modlitwy. „Sukienka” Maryi „utkana” jest z misternych złotych łańcuszków, kwiatów i ozdób. To strój godny Królowej!
    Tutaj uczestniczymy we Mszy św. Posileni Chlebem Niebieskim wyruszamy w dalszą drogę... Od Medjugorie dzieli nas już tylko sto kilometrów.
    O godzinie 18.50 przekraczamy granicę Chorwacji z Bośnią i Hercegowiną. Emocje rosną... Mimo że zmęczenie daje się już mocno we znaki, nie wypada teraz spać. Coraz bliżej Mateczki... Wyglądamy białego krzyża na Kriżevacu. Serca biją przyśpieszonym rytmem – jesteśmy już coraz bliżej... Widać krzyż!!! Godz. 20.10 – dotarliśmy! Dzięki Ci, Boże i Maryjo!
    Zmęczeni, ale szczęśliwi stajemy na błogosławionej ziemi. Spieszno nam do kościółka, zwłaszcza że dzisiaj odpust św. Jakuba, którego imię nosi parafia. Hania informuje, że - podobnie, jak co miesiąc w Roku Eucharystycznym - przypada całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu. Ileż czeka nas łask!
Pośpiesznie udajemy się do przydzielonych pokoi, by się trochę odświeżyć…
    Udajemy się do kościoła. Dla tych, którzy przybyli tu po raz pierwszy (w tym i ja) – szok! Mnóstwo ludzi klęczy, siedzi na posadzce, leży krzyżem, wielbiąc Boga ukrytego w Hostii, umieszczonej w przeogromnej monstrancji. W kościele jest duszno - nieustannie przewijają się tłumy pielgrzymów (Nawet klimatyzacja nie pomaga!) – nikomu to jednak nie przeszkadza. Wszyscy wpatrują się żarliwie w Przenajświętsze Ciało Chrystusa.
     Każdy z nas dźwiga ogromny wór intencji, powierzonych przez rodziny, przyjaciół, znajomych... I ten wór „wysypuje” w tej chwili przed Bogiem... Jaka ulga! O, dziwo, wszystkie problemy już mniej ciążą, wydają się lżejsze, łatwiejsze... Stąd, z perspektywy Medjugorja, dosłownie wszystko widzi się inaczej, w zupełnie innym świetle. Tutaj ważny jest Bóg i Maryja – wszystko inne się nie liczy! Zanurzam się więc w Tobie, mój Jezu, i tulę się do Twojego Serca oraz Serca Twojej Matki. Niemal fizycznie odczuwam Wasze kochające ramiona, które bardzo mocno przygarniają mnie, nędzną istotę.
    Mam wrażenie, że Maryja przechodzi pośród nas, wita serdecznie swoje dzieci – tak, jak tylko Ona potrafi. Jaka to wspaniała audiencja u Króla i Królowej! Wszystko, co ziemskie, zostało bardzo, bardzo daleko; teraz liczy się tylko moja tutaj obecność - u stóp Gospy. Do mej świadomości dociera tylko to, że jestem u najukochańszej Matki i Jej Syna! Czuję ogarniającą mnie miłość i ... trwam. Łzy radości i wdzięczności płyną po policzkach... Kocham Cię, Mateczko Najdroższa, i dziękuję, że mnie wezwałaś do Siebie – tak daleko od mojego domu, wbrew problemom finansowym i wszystkim innym. Basia i Rysiek stali się Twoimi dobrymi „narzędziami” – błogosław im za to!
    Jakże liche i ułomne wydają mi się powyższe słowa w porównaniu z tym, co czuję! Nie zdołam w pełni oddać tych wszystkich uczuć, jakie przepełniają moje serce! Czy ja tu naprawdę jestem? Tyle czytałam o Medjugoriu, o doświadczeniach ludzi tutaj przyjeżdżających... Ale to nie to samo, co być w tym miejscu, wpatrywać się w cudowne oblicze Maryi, odczuwać Jej obecność. Serce wali jakby za chwilę miało „wyskoczyć” z mojej marnej powłoki. Mamusiu Kochana! Kocham Cię! Zobacz, ilu ludzi Cię kocha! Pokonali setki, a nawet tysiące kilometrów specjalnie dla Ciebie! Przybyli ze wszystkich stron świata… Błogosław nam, Maryjo! Pomóż odnaleźć swoje miejsce na ziemi...


środa, 28 września 2011

O wyprawie do Medjugorje ciąg dalszy…

Temperatura uczuć rośnie! Medjugorie coraz bliżej... Podążamy do Królowej. Wszyscy wierzymy, że przyjmie nas z miłością. Tyle sobie obiecujemy po tej wizycie. Basia i Rysiek kolejny raz stwierdzają, że ich życie upływa od pielgrzymki do pielgrzymki, potwierdzają to gorliwie inni „starzy” pielgrzymowicze.
Krajobraz coraz piękniejszy. Droga wije się wśród wzgórz pokrytych bogatą roślinnością... Jak tu pięknie! Miejscami aż dech zapiera... Nic dziwnego, że Matka Boża obrała sobie te okolice na miejsce spotkania z człowiekiem!
 Jeżeli tak piękna jest ziemia, to jak musi wyglądać niebo? Dowiemy się kiedyś... Na razie  kontemplujemy piękno przyrody i Boga – Stwórcę piękna... I ciągle zdążamy ku Medjugorju. Serca biją coraz mocniej... Czy czekasz na nas, Mateczko? Wspinamy się coraz wyżej... Trudno nie zauważyć też licznych śladów niedawnej wojny; widok ruin opuszczonych domów rodzi refleksję o ludzkiej nienawiści, która podzieliła sąsiadujące ze sobą narody.
Ale smutek bardzo szybko zostaje zdominowany przez podziw dla urzekającego piękna przyrody! Góry pokryte zielenią, wodospady, jeziorka... Mój zachwyt sięga zenitu! Boże! Dzięki Ci za tyle piękna! To Plitwickie Jeziora. Jaki  widok! Wzdłuż drogi ciągnie się łańcuch szesnastu jezior, odbijających lazur nieba... Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że te jeziora znajdują się w części pasma górskiego (Kapela) na wysokości – uwaga! – ok. sześciuset metrów; wśród nich – liczne wodospady, z których najwyższy liczy sobie – bagatela! – 78 m wysokości. Wielkie bogactwo piękna, które skumulowało się na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu hektarów! Boże mój, czy tak uroczy był Eden? 
Z kasety płyną pieśni maryjne w rytmie country. Niemal fizycznie odczuwam, jak Matka Boża i Duch Święty wlewają w nasze serca radość.
W codzienny rytm naszej wędrówki wplatają się stałe elementy modlitewne: brewiarz, różaniec, koronka, Anioł Pański, a nade wszystko – Msza św.
Południe – ks. Darek rozpoczyna Anioł Pański. Za chwilę – Koronka do Bożego Miłosierdzia – w trochę nietypowej porze, ponieważ o godz. 15.00 będziemy już w Sinij.
Z kasety płyną pieśni o Bożym Miłosierdziu. Włączamy się do śpiewu, uwielbiając niezgłębione Miłosierdzie Chrystusa. W moim sercu rodzi się refleksja: „Czy kiedykolwiek zdołam Ci podziękować, Jezu, za wszystkie łaski, którymi mnie, nas obdarzasz?” Ten „czas w drodze” daje mi doskonałą okazję, by sobie uświadomić, za co powinniśmy Ci dziękować. Jaś Budziaszek, perkusista ze „Skaldów”, który jeździ po Polsce, głosząc chwałę Bożą, mówi dobitnie: „Za wszystko dziękuj! Od każdego człowieka możemy się czegoś nauczyć.”
Wciąż jedziemy... Góry coraz wyższe, wijące się serpentyny, a w dole – Knin. Obok pięknych domów - ślady minionej wojny znowu przypominają o złym czasie...
Wznosimy się coraz wyżej... Nowe widoki nieustannie urzekają swą niezwykłością... Wzdłuż drogi – wapienne pasma Gór Dynarskich, porośnięte zielenią, a w dole – rozsiane tu i ówdzie urokliwe domki. Przed nami – ogromny masyw wapiennych gór – budzi jednocześnie podziw i grozę. Podziwiając wielkość i majestat dzieł Bożych, słuchamy refleksji – tym razem o przeżywaniu Mszy św. Cdn...





O cudzie przeistoczenia

Zanim opowiem o Medjugorje, kilka słów o pewnej mieścinie, która nosi nazwę Ludbreg. Był to ważny przystanek na trasie naszej pielgrzymki. Ludbreg - to małe, senne miasteczko, w którym czas jakby się zatrzymał. Jest bardzo stare. Rozsławił je cud przemiany wina w Krew Pana Jezusa, cud, który miał miejsce w początkach XV wieku. Kustosz sanktuarium, Josip Durkan, informuje, że już od czasów rzymskich istnieją tutaj koszary wojskowe Castrum lovia. Legenda głosi, że Ludbreg jest centrum świata - Centrum mundi, ponieważ dwa wielkie miasta w Europie – Budapeszt i Wiedeń – znajdują się dokładnie 225 km odległości powietrznej od Ludbregu. Ten fakt został wpisany na głównym rynku miasta.
Dzisiejszy kościół został zbudowany w 1410 roku na fundamentach starej bazyliki rzymskiej. Rok później zdarzył się tu cud eucharystyczny. Cuda, jakie się zdarzały za wstawiennictwem Najświętszej Krwi, zostały wpisane w tzw. Liber miraculorum – księdze cudów.
Świątynia jest piękna. Na jej dawne pochodzenie wskazują grube mury, niskie sklepienie – elementy charakterystyczne dla stylu romańskiego. W kolejnych wiekach dobudowywano i rozbudowywano kościół. Oko przyciąga misternie zdobiona ambona. Postacie czterech ewangelistów – inne od tych, do których przyzwyczailiśmy się w znanych kościołach; jeden z nich – w kapeluszu z bardzo szerokim rondem. Moją szczególną uwagę zwraca słońce, które prowadzi podróżnych, wędrujących po morzu życia. Jego wizerunek – znany ze średniowiecznych rycin – świadczy niewątpliwie o starym pochodzeniu ambony. Ołtarz w nawie głównej - jak i pozostałe – są już nowsze… Z epoki renesansu? baroku? Nad głównym ołtarzem – malowidło oraz napis, dokumentujący cud przemiany wina w Krew Jezusa – poświadczenie papieża Leona X o tym zdarzeniu.
O 19.30 uczestniczymy we Mszy św.… W kościele – cisza. Pełni nabożnego skupienia wsłuchujemy się w piękny śpiew Uli. Wtórują jej na skrzypcach Ania i Kazik oraz Małgosia. Boże! Jak dobrze nam w Twojej świątyni...
Wszyscy przystępujemy do Komunii św. pod dwiema postaciami. Jesteśmy szczęśliwi – Pan jest z nami, w naszych sercach. Wpatrujemy się w monstrancję, w której od wieków jest umieszczone cudownie przemienione wino w Krew Chrystusa. Warto w tym miejscu przypomnieć to zdarzenie. Otóż w 1411 roku kapłan, sprawujący Mszę św., zwątpił w prawdziwość przeistoczenia; w odpowiedzi Bóg ukazał mu zamiast wina – krew. Przerażony ukrył ją i miejsce to zamurował. Dopiero na łożu śmierci wyznał ukrywaną prawdę. Naczynie z krwią zostało przewiezione do Rzymu – dla zbadania cudu. W 1513 roku papież Leon X potwierdził cud i zezwolił na kult relikwii Krwi Chrystusa. Na początku XVIII wieku Eleonora Strattman ufundowała drogocenną monstrancję, w której umieszczono Najświętszą Krew. Dotąd jest ona w niezmienionej postaci! Podobny cud zdarzył się w Lanciano, miejscowości leżącej na szlaku włoskich wojaży. Ludbreg jest mniej znany, ale równie ważny ze względu na cud przeistoczenia.
Po Mszy św. ks. Darek błogosławi każdego z nas Krwią Chrystusa. Kolejno klękamy przed ołtarzem; w wielkim skupieniu i z przejęciem wpatrujemy się w Najświętszą Krew. TAK!!! To prawdziwa krew – taka, jaką widzimy w probówkach laboratoryjnych. Boże mój! Dziękuję Ci za to, że my, pątnicy, możemy dostąpić łaski błogosławieństwa Krwią Chrystusa! Błogosław, nas, Święta Krwi, obmyj nas z wszystkiego, co nie pozwala zbliżyć się do Boga, obmyj naszych bliskich, uświęć nas i nasze rodziny, naszych przyjaciół i wrogów!









wtorek, 27 września 2011

Moje świadectwo o Medjugorje

Myślę, że najwyższy czas dać swoje świadectwo o Medjugorje! Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, pragnę tylko podzielić się tym, co widziałam i przeżyłam w tym pięknym miejscu, gdzie dosłownie wszystko kłania się Bogu i Maryi…
     Od dawna chciałam tam pojechać… Moi przyjaciele – Basia i Rysiek – opowiadali o tym miejscu z takim entuzjazmem!!! No i wreszcie udało się! Pojechałam z pielgrzymką w 2005 roku…
Chciałam zarejestrować kolejne dni… To miała być kronika pielgrzymki do Medjugorie - taka dokumentacja podróży i odwiedzanych miejsc... Tymczasem moje wielkie pragnienie spotkania z Matką Bożą sprawiło, że kronika przeobraziła się w świadectwo. Droga do Medjugorie stała się nie tylko zwyczajną pielgrzymką, ale doskonałą okazją do najróżniejszych przemyśleń i spostrzeżeń. Wywołała refleksje, pozwoliła spojrzeć na swe życie w innym wymiarze.
Po przeczytaniu notatek z podróży zrodził się we mnie pomysł, aby to opublikować i dać świadectwo swej wiary, zwłaszcza, że to, co przeżyłam, stało się również udziałem wielu tysięcy ludzi, wielbiących Boga i Maryję... Widziałam różnokolorowe twarze, ręce wzniesione ku niebu w akcie żarliwej modlitwy...  Bo Medjugorie jest miejscem modlitwy i to przede wszystkim zaakcentowałam w swoich wspomnieniach.
Być może nieco naiwnie zabrzmią te słowa, ale wierzę w to, że gdybyśmy na co dzień modlili się tak szczerze, jak czynią to pielgrzymi w Medjugorie, nasz świat byłby lepszy i piękniejszy.

Jestem ogromnie wdzięczna bł. Janowi Pawłowi II, który  utwierdził mnie w przekonaniu, że Medjugorie jest miejscem świętym. W listach, skierowanych do p. Skwarnickiego kilkanaście razy nawiązywał do Medjugorie, podkreślając: „A teraz codziennie wracamy myślą do Medjiugorii.” (Watykan, 28 maja 1992); „I niech wszystko dobrze się układa na szlaku Medziugorie – Rzym.” (Watykan, 30 marca 1991); „Ja, jak wiadomo, byłem w Ostrej Bramie (...).Nie byłem natomiast w Medjugorie, lecz również patrzę w tamtą stronę.” (Watykan, 6 grudnia 1993)   

Napisałam książkę – kronikę naszej pielgrzymki, niestety, z braku środków jej nie wydałam, mimo że uzyskałam dobre recenzje – również kapłanów. Trudno! Mam teraz okazję, by jej fragmenty opublikować na moim blogu…
Wszystkim czytającym życzę, aby Najświętsza Panienka miała Was w nieustannej opiece...
Cdn..

niedziela, 25 września 2011

Posłuszeństwo - śmieszna rzecz w naszych czasach?

   Gdy tak dokładnie człowiek sobie się przygląda na przestrzeni minionych lat, to widzi, jak bardzo jest niedoskonały!!! W miarę upływu czasu okazuje się, że tych niedoskonałości jest znacznie więcej, niż wydawało się ileś lat temu… Ale to chyba dobrze, że u schyłku naszej wędrówki uświadamiamy sobie błędy?!
Tak jest również w przypadku posłuszeństwa. Na tej płaszczyźnie przeżywałam skrajnie różne postawy… Posłuszeństwo bowiem (podobnie, jak inne cnoty) nie jest nam z góry dane, ale raczej zadane! Młody człowiek pragnie uwolnić się od rodzicielskich nakazów i stworzyć własny świat, wolny od jakiejkolwiek presji i daleki od wizji starszego pokolenia. I dobrze! Młodość bowiem powinna być piękna i twórcza zarazem! Często więc wychodzi poza ramy posłuszeństwa utartym wartościom, bo – jak mówił Adam Asnyk: Trzeba z żywymi naprzód iść… Zaraz jednak dodaje: Ale nie deptać przeszłości ołtarzy! Można by wiele mówić o tymże deptaniu we współczesnym świecie, ale nie o  takim sprzeniewierzeniu się wartościom chciałam powiedzieć!
   Dzisiejsza Ewangelia oraz homilia wywołały kilka refleksji - chcę się nimi podzielić… Kapłan ukazał zupełnie inny wymiar i aspekt posłuszeństwa: Posłuszeństwo Bogu, a co za tym idzie – Jego prawom, czyni człowieka wolnym!!! Warto się nad tym głębiej zastanowić! Bo to posłuszeństwo opiera się na akceptacji Bożych przykazań. Dał je Bóg, powodowany miłością do człowieka. Tymczasem jakże często swoim życiem powtarzamy za zbuntowanymi aniołami: Non serviam!  I co z tego wynika? Jeden wielki chaos i ból istnienia… Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie i zobaczyć, co dzieje się w świecie, który coraz bardziej ucieka od Boga, lekceważy Jego prawa, nie chcąc być Mu posłusznym …

wtorek, 20 września 2011

Grupa Modlitwy świętego Ojca Pio w naszej parafii

     Właśnie zbliża się kolejna rocznica śmierci św. Ojca Pio - 23 września oraz  rocznica powstania grupy jego imienia w naszej parafii… Grupa Modlitwy św. Ojca Pio w Przeźmierowie powstała 27 września 2003 roku.  Nazwę stowarzyszenia zasugerował sam wielki Święty. Takich grup w całym świecie, a głównie w Europie, jest wiele; jest to formalny ruch, zarejestrowany w Rzymie. Najczęściej jednak nazywamy się duchowymi dziećmi św. Ojca Pio, bo takimi się czujemy…
Kilka słów o przeźmierowskim zgromadzeniu… Powstało osiem lat temu z inicjatywy ks. Andrzeja Herkta oraz Basi i Rysia Ludwiczaków, którzy również ufundowali relikwie św. Ojca Pio. Na uroczystą inaugurację do Przeźmierowa przyjechał o. Bogusław Piechuta OFMCap – ogólnopolski moderator Grup Modlitwy Ojca Pio. Aktywacja Grupy Modlitwy O. Pio miała bardzo podniosły charakter: nasz kościół parafialny - wtedy jeszcze w surowym stanie – zgromadził setki ludzi… Okazało się, że Święty ma wielu czcicieli…
Od tamtego czasu raz w miesiącu (z pominięciem okresu wakacyjnego) spotykamy się w parafialnej salce… Ciągle poszukujemy nowych form, które pomogłyby w kształtowaniu duchowości w naszej wspólnocie. Bo przede wszystkim chodzi o to, abyśmy nie tylko prosili o wstawiennictwo, ale również kształtowali swój wewnętrzny wizerunek na podobieństwo wielkiego Patrona w podążaniu ku Bogu i niebieskiej ojczyźnie.
Każde spotkanie jest poprzedzone Mszą św. w intencji duchowych dzieci oraz ich opiekuna… Opiekunem zawsze jest kapłan; od ponad dwóch lat – ks. proboszcz Tomasz Szukalski. Po Mszy św. zawsze zostaje odprawione nabożeństwo z wystawieniem Najświętszego Sakramentu… Za wstawiennictwem św. Ojca Pio parafianie zanoszą najróżniejsze prośby, najczęściej jest to wołanie o uzdrowienie fizyczne lub duchowe…
Po nabożeństwie spotykamy się w salce. Każde spotkanie rozpoczynamy pieśnią do Ducha Świętego, ks. proboszcz zapala świecę – symbol światła Chrystusa. O czym rozmawiamy? – zapewne zapytacie. Tematów nam nie braknie na polu kształtowania swej  duchowości . Mamy jasną świadomość swoich duchowych braków, ale zawsze liczymy na pomoc naszego Opiekuna w niebie, jako że zapewniał bardzo często swoje duchowe dzieci: Kocham moje duchowe dzieci, tak jak własną duszę, a nawet bardziej.
Dla zainteresowanych podam kilka przykładowych tematów… Milczenie jako cnota…Milczenie a obmowa… Milczenie Boga…Milczenie w obliczu własnego krzyża… Pokora i jej aspekty… Obmowa, grzechy języka… Dziecięctwo Boże… Modlitwa i jej rodzaje… Ufność… Nasze grzechy – jak z nimi walczyć… Krzyż w życiu człowieka… Pełnienie woli Bożej… W ostatnich miesiącach rozważamy wielkość i znaczenie Mszy świętej…
     Oczywiście wielka jest tutaj rola kapłana, który jest naszym duchowym przewodnikiem. Praktyka duchowego kierownictwa jest ogromnie dla nas ważna i pomocna – kapłan jest dla nas autorytetem - zawsze uzupełnia naszą wiedzę – w mądry i rzeczowy sposób, służy radą i pomocą  i - co najistotniejsze pomaga wzrastać ku Bogu. A my? My dzielimy się swymi doświadczeniami w tym niełatwym budowaniu życia wewnętrznego… Są to piękne spotkania!
Zapomniałabym dodać, że wspólnie ogarniamy się codzienną modlitwą różańcową.

     Św. Ojciec Pio na stałe już zadomowił się w naszej parafii. Spogląda na nas z pięknego witraża w lewej nawie kościoła… Ale… nie tylko spogląda, On nam pomaga!!!

poniedziałek, 19 września 2011

O uzdrowieniach we współczesnym świecie...

W ostatnich dniach prawie codziennie w czasie Mszy św. słyszymy o uzdrowieniach dokonanych przez Jezusa w czasie Jego ziemskiej wędrówki… Wsłuchując się w słowa Ewangelii, przypominam sobie dzień 26 lipca 1996 roku, kiedy to do Polski przybył o. Emilian Tardiff
Jeżeli ktoś nie wie, kim był, to kilka słów wyjaśnienia z internetu: Ojciec Émilien Tardif, m.s.c. jest jedną z najważniejszych postaci Ruchu Charyzmatycznego. Urodził się w Kanadzie 6 czerwca 1928 roku. Jest misjonarzem w Republice Dominikany od 40 lat. Był również profesorem Niższego Seminarium, naczelnym redaktorem pisma rodzinnego, przełożonym prowincjalnym Zgromadzenia. W czerwcu 1973 roku zachorował na gruźlicę. Stan jego był bardzo poważny i musiał powrócić do Kanady. W szpitalu gruźliczym w Quebec, zanim rozpoczęto leczenie, odwiedziło go 5 osób z grupy charyzmatycznej, aby się nad nim pomodlić w jego pokoju. W ciągu kilku dni został całkowicie uzdrowiony. To był punkt zwrotny w jego kapłaństwie. Zaczął interesować się Ruchem Odnowy Charyzmatycznej, aby lepiej poznać problem Nowej Pięćdziesiątnicy, jaką Pan przyobiecał Swemu dzisiejszemu Kościołowi. Stopniowo rozwinął się u niego dar uzdrawiania. Przypisuje się jego wstawiennictwu nawet uzdrowienia z raka oraz z ostatniego stadium AIDS. Pan uczynił z tego daru cudowne narzędzie wspomagające jego pracę ewangelizacyjną.
( voxdomini.com.pl/stow/pltardif.html
Ojciec Tardiff zmarł w czerwcu 1999 roku.

    W 1996 roku był kilka dni w Polsce, między innymi w Gorzowie. (gościł również w telewizji). Nie pamiętam już, kto zorganizował wyjazd… Pojechałam wraz z kilkoma naszymi parafianami… Spotkanie miało się odbyć na peryferiach miasta; pamiętam ogromną łąkę, która bardzo szybko zapełniała się ludźmi… Przybywali zdrowi i chorzy; tych ostatnich często przynoszono na łóżkach, wielu podpierało się kulami… Było w tym uderzające podobieństwo do tych ewangelicznych spotkań Jezusa z chorymi… Tłum gęstniał coraz bardziej, ostatecznie zgromadziło się ponad pięć tysięcy ludzi… Pamiętam niezwykle podniosłą, ale równocześnie bardzo radosną atmosferę tego spotkania! Rozpoczęło się ono Mszą św. – odprawiał ją o. Tardiff w koncelebrze z kilkoma kapłanami… Prawie wszyscy wierni przystąpili do Komunii św. Po Mszy św. kapłan  gorliwie się modlił, stał na wzniesieniu, był zatem widoczny dla wszystkich… Czekaliśmy w wielkim skupieniu i ciszy… Ojciec Tardiff zaczął przywoływać chorych…
Szczególnie utkwił mi w pamięci  moment, gdy wezwał w imię Jezusa Chrystusa tych najbardziej doświadczonych przez los – przyniesionych na łóżkach… Na naszych oczach wstawali, zabierali swoje łoża i szli w kierunku ojca Tardiffa. Szli o własnych siłach, wołając Hosanna… Był to tak niezwykły widok – do dzisiaj mam go w żywej pamięci… Zdawało się (nie tylko mi!!!), że to sam Chrystus przechodzi wśród chorych, kładzie na nich ręce, błogosławi i uzdrawia.
To wszystko było tak niezwykłe, ale prawdziwe!  


piątek, 16 września 2011

W obronie "Pana Tadeusza"

    Pewnie narażę się wielu osobom, ale mimo to ryzykuję… Niedawno pisałam o odwadze, zatem teraz mam okazję nią się wykazać… Tym razem chodzi o Pana Tadeusza – naszą epopeję narodową. Że książka jest piękna, nikogo (mam nadzieję!) nie muszę przekonywać! Towarzyszyła mi od zawsze, również jako dziecku w rodzinnym domu. Mieliśmy kilka wydań, również to duże, z ilustracjami Andriollego. Pamiętam, jak Mama czytała, używając szkła powiększającego, bo wzrok już nie dopisywał…
Z perspektywy minionego życia niezmiennie dostrzegam nieograniczone bogactwo wartości tej pięknej książki!!! Przez trzydzieści lat czytałam ją wraz z uczniami… Dla młodego człowieka nie jest to lektura łatwa – to prawda! Szukałam więc różnych sposobów zachęty… Najpierw namówiłam moich uczniów do kupna Pana Tadeusza, uważałam bowiem, że powinna ona znaleźć miejsce na półce w każdym polskim domu…
Bez pomocy nauczyciela uczeń nie zrozumie akcji, zwłaszcza, że pewne wydarzenia mają miejsce dwadzieścia lat wcześniej… Moją rolą (i obowiązkiem!!!) było jasne i logiczne wytłumaczenie, kim byli Soplicowie i Horeszkowie… Moi uczniowie umieli na pamięć wiele pięknych fragmentów epopei… Pamiętam, jak Koncert Jankiela pięknie recytował Zbyszek Bętkowski (Mam nadzieję, że nie ma mi za złe, iż wymieniam go z imienia i nazwiska!) Nic tak nie dopinguje młodych ludzi, jak udział w konkursach, zatem dzieci „walczyły”, recytując… Po latach pracy dokonałam pewnej „innowacji” w uczeniu się na pamięć fragmentów Pana Tadeusza… Aby zbytnio nie obciążać uczniów w domu, codziennie na początku lekcji (5 min.) czytaliśmy konkretny urywek i … tym sposobem moi uczniowie przyswoili sobie wiele fragmentów… Znajomość tychże na pamięć obowiązywała również mnie, jako że przykład idzie z góry…

Zapytacie zapewne, dlaczego tak się rozpisałam właśnie o Panu Tadeuszu… Ponieważ boli mnie, że we współczesnym programie nauczania języka polskiego zajmuje on tak marginalne miejsce!!!!!!!!!!!!!!!! Hołubi się Harrego Potera i wiele innych postaci oderwanych od życia, a pomija ważne dla rozwoju zarówno umysłowego, jak i duchowego książki… To dobrze, że czujemy się Europejczykami, ale przede wszystkim jesteśmy Polakami i powinniśmy znać historię i kulturę swojej Ojczyzny. Pan Tadeusz nam to zdecydowanie ułatwia!  
Za co powinniśmy kochać „Pana Tadeusza”? – zapytała mnie pewna matka, mająca dziecko w gimnazjum. Do żadnej miłości nie można zmusić, nawet zachęcić, ale epopeja zasługuje na tę miłość, bo:
  • ukazuje naszą narodową historię, walkę narodowo-wyzwoleńczą…
  • zawiera przepiękne opisy polskiej przyrody…
  • uczy pięknej polszczyzny…
  • przedstawia naszych przodków również z ich wadami narodowymi…
  • ukazuje bogactwo kulturowe społeczeństwa polskiego – zajęcia, obyczaje, stroje, uczty, tańce…
  • wskazuje na miłość do Ojczyzny jako najwyższą wartość!

Mogłabym wymieniać jeszcze wiele innych wartości, bo o Panu Tadeuszu można nieskończenie… Moi uczniowie wiedzieli, że to moja ukochana lektura. Jeżeli dzisiaj przypominają mi o tym, to bardzo się cieszę, że została w nich pamięć o niezapomnianych lekcjach…
Zapewne ktoś powie, że mam stare spojrzenie, a przecież świat się zmienia… Tak, to prawda, ale przyszłość buduje się na stałych i trwałych wartościach, na znajomości historii i kultury swojego kraju!!! Pan Tadeusz - to część naszych ojczystych dziejów…
Pisząc książeczkę „Pan Tadeusz” w klasie ósmej i szkole średniej”, w jakiś sposób starałam się spłacić dług wobec naszego narodowego wieszcza. Cześć Jego pamięci, mimo że od śmierci minęło ponad sto pięćdziesiąt lat…

czwartek, 15 września 2011

Odpowiedź na odzew...

    Bardzo się cieszę z odzewu na mój poprzedni post o Dzienniczku i równocześnie dziękuję, bardzo dziękuję! Kilka razy zmieniałam jego treść, nie miałam bowiem pewności, czy napisałam dość dobrze i przekonująco...     
    Ktoś odniósł się do słów o prostocie s. Faustyny. Cytuję dosłownie: „Często nie dostrzegamy prostych, szarych ludzi, którzy – być może – są mniej atrakcyjni, ale bardziej wartościowi w oczach Bożych. Patrzymy na nich i oceniamy oczami świata, a to spojrzenie często bardzo się różni od spojrzenia Pana Boga. Chrystus najbardziej kochał biednych, ułomnych, nieszczęśliwych, również upadłych grzeszników… Pomagał im, był zawsze blisko nich… Nikogo nie odtrącał! Jeżeli przyjrzymy się uważnie różnym objawieniom, to łatwo zauważymy, że ich „adresatami” byli prawie zawsze prości ludzie, którzy mieli głęboką wiarę w Boga.”
Jeszcze raz dziękuję Pani, która do mnie napisała powyższe, jakże trafne słowa! Dodam, że właśnie wśród tych skromnych ludzi była s. Faustyna, świetlana postać na Bożym firmamencie! Dzięki swej pokorze i prostej wierze wspięła się na same szczyty…

O Dzienniczku s. Faustyny ciąg dalszy…

    Chciałabym napisać o Dzienniczku bardzo ciepło, zachęcając równocześnie do zaprzyjaźnienia się z tą niezwykłą lekturą… Ale czy zdołam napisać tak, jakbym tego pragnęła? Jeżeli jesteśmy z kimś lub czymś związani bardzo emocjonalnie, to wtedy możemy albo popełnić błąd, albo popaść w zbytnią egzaltację…… No, właśnie! Nie chcę używać wielkich słów, jedynie powiedzieć tak po prostu… Spróbuję obiektywnie ukazać wartość Dzienniczka… Przede wszystkim należy podkreślić, że sam Ojciec Święty bł. Jan Paweł II dostrzegł jego ogromną rolę w kształtowaniu ludzkiego ego… Jeżeli taki autorytet czerpał mądrość z Dzienniczka, to chyba specjalnie nie muszę przekonywać do jego lektury…
     Zastanawia fakt, że Pan Jezus polecił spisywać swoje wskazania s. Faustynie, bardzo skromnej zakonnicy, która skończyła zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej; nie przeszkodziło to wybraniu jej na sekretarkę Bożego Miłosierdzia!!! Jakże często oceniamy ludzi po ich wykształceniu, stanie majątkowym i innych podobnych walorach… Tymczasem nie to jest w oczach Bożych najistotniejsze!
     DZIENNICZEK JEST PO PROSTU PIĘKNY – w swojej prostocie! Genialny w Bożej mądrości! Wystarczy przerzucić kilka kartek, by się o tym przekonać! Dla mnie jest czymś w rodzaju katechizmu, niezwykle przyjaznego człowiekowi… Znajduję tam odpowiedź na nurtujące pytania dotyczące życia, codzienności… Znajduję siłę w pouczeniach Jezusowych… Znajduję bardzo, bardzo wiele mądrości – Bożej mądrości. Uczę się od Faustyny modlitwy, bo któż z nas umie się tak pięknie, szczerze i ufnie modlić, jak ona…
     Dzienniczek kształtuje człowieka – co do tego nie mam wątpliwości! Myśli w nim zawarte są równocześnie proste i zarazem bardzo budujące… Wskazują nie tylko na relacje z Bogiem, ale i na te międzyludzkie…
     Piszę i piszę, a sedna jakoś nie widać!!!!!!!!!!! Może zasygnalizuję tylko kilka – moim zdaniem – bardzo ważnych spraw, które dotyczą każdego z nas. To na pewno pokora i pycha, modlitwa, cierpienie, umiejętność milczenia, która to cecha w rozkrzyczanym świecie wydaje się bardzo istotna, ufność i nadzieja, prostota, ofiarność, życie i śmierć… Nad wszystkimi sprawami dominuje najistotniejsza – BOŻE MIŁOSIERDZIE. I to jest najważniejsze przesłanie Dzienniczka. Pan Jezus mówi wprost: Chociażby grzechy dusz czarne były jak noc, kiedy grzesznik zwraca się do Miłosierdzia Mojego, oddaje Mi największą chwałę i jest zaszczytem Męki Mojej. Kiedy dusza wysławia Moją dobroć, wtenczas szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła. Duszom, które uciekać się będą do Mojego Miłosierdzia i duszom, które wysławiać i głosić będą innym o Moim wielkim Miłosierdziu, w godzinę śmierci postąpię z nimi według nieskończonego Miłosierdzia Mojego.

     Chciałam napisać wiele, a napisałam niewiele… Bo, Kochani, Dzienniczek po prostu trzeba samemu przeczytać, sięgać do niego każdego dnia, by zeń czerpać, czerpać, czerpać…


sobota, 3 września 2011

Dzienniczek św. Faustyny - blogiem?

Niesamowite… Właśnie uświadomiłam sobie, że prekursorką blogu była św. siostra Faustyna! Nie śmiem jej nazwać blogerką, bo chyba nie wypada, ale jej Dzienniczek na pewno ma wiele wspólnego ze współcześnie tworzonymi blogami… Dlaczego? Są oczywiste zbieżności z definicją zawartą w Wikipedii… Bo i narracja pierwszoosobowa, mająca bardzo osobisty charakter… I subiektywne przemyślenia, uwagi, komentarze, wyrażające światopogląd autora. No, i zasięg Dzienniczka - cały świat!!! (Podobnie zresztą, jak Koronka do Bożego Miłosierdzia…)

O Dzienniczku św. Faustyny chciałam napisać przy okazji jej imienin na początku października, ale uświadomienie sobie niezwykłego podobieństwa tegoż Dzienniczka do blogu przyspiesza tę decyzję…
Dzienniczek – to część mojego życia. Otrzymałam go dawno temu w prezencie od p. Marii – matki jednej z moich uczennic - Ewy… Jest to pierwsze wydanie z 1983 roku, opatrzone Imprimatur kard. Franciszka Macharskiego, ze zdjęciem Ojca Świętego Jana Pawła II w momencie podpisywania Encykliki o Bożym Miłosierdziu 30 listopada1980 roku. Radość z takiego prezentu w czasach komunistycznych była przeogromna! I trwa do dziś!
Dzienniczek towarzyszy mi codziennie, stał się najpiękniejszą lekturą – obok Pisma św. i kilkunastu ważnych książek… Zachwyciłam się nim od pierwszej chwili – najpierw chłonęłam słowa Pana Jezusa – są takie ważne i zarazem piękne, takie przejrzyste i bardzo obiecujące…
Potem zaczęłam czytać regularnie stronę po stronie, nie mogąc się oderwać… Wracam do najróżniejszych słów – wskazań… Mój Dzienniczek jest już prawie w rozsypce od tego nieustannego czytania, jest mocno zakreślony… Ale to dobrze, bo zawsze łatwo trafiam na poszukiwany tekst…
cdn...

czwartek, 1 września 2011

Kolejny pierwszy czwartek miesiąca…

   Jak to dobrze, że w I czwartek miesiąca można znowu przeżywać ustanowienie Eucharystii, oczyścić się w konfesjonale i… z nowym zapałem kroczyć przez życie, wśród zawiłych ścieżek, mając świadomość, że zawsze towarzyszy nam Chrystus… Dzięki Ci, Panie! Uwielbiam Twoje imię i modlę się słowami psalmu:
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
Panie, wysłuchaj głosu mego…
Nachyl swe ucho
Na głos mego błagania.
Jeśli zachowasz pamięć o moich grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
Aby Ci ze czcią służono.
Pokładam nadzieję w Panu,
Dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie,
Dusza moja oczekuje Pana.