środa, 24 sierpnia 2011

O moim malowaniu...

 Wdzięczna jestem Bogu, że pozwolił mi ten dojrzały czas wypełnić nie tylko pożytecznie, ale i pięknie... Maluję to, co mnie urzeka i zadziwia...
   

sobota, 20 sierpnia 2011

O wiośnie w końcu lata...

Witam słonecznie w piękny sierpniowy poranek,
gdy wszystko kłania się Bogu,
a ptaki z radością wyśpiewują Mu
hymn miłości i uwielbienia…

Nieuchronnie zbliża się jesień,
lecz w sercu wciąż wiosna…
Pełna uniesień i marzeń…
Pogodna i barwna …

Może śmiesznie jest mówić o wiośnie u schyłku lata,
gdy opustoszały pola,
odlatują bociany,
dzikie gęsi szykują się do zamorskiej wyprawy,
a drzewa zaczynają gubić swe liście…
Może…, ale warto zachować w sercu, co urzeka,
napawać się pięknem -
dziełem Boga…

Czuję się cząstką przyrody!
Łowię szept kwiatów i drzew…
Wsłuchuję się w głosy ptaków…
Siadam na ławeczce, przeglądam się
w lustrze mojej wyobraźni
i rankiem podążam śladami rosy,
która znaczy kryształowymi kropelkami
płatki wciąż jeszcze zielonych listków…
W moim małym ogrodzie skaczą wesoło sikorki,
kosy stroją swe skrzypki,
krzyczą szare wróble,
maszeruje dostojna sójka;
wrony skrzeczą radośnie...

Staję koło starej brzozy
I powtarzam za góralskim poetą:

Trawo kołysana wiatrem,
trawo tulona śpiewem Bożym,
naucz mnie jak ty
klękać i chylić się
w podzięce
przed obliczem Najwyższego...

Świerku tańczący w rytm
Bożego bluesa,
naucz mnie wielbić wielką miłością
unosząc ręce,
jak ty swoje złoto-zielone gałęzie
ku niebu...


Błękicie nieba
wraz z tańczącymi po tobie
białymi płatkami chmur,
naucz mnie z pokorą i pokojem
wypatrywać Świętej Nadziei...

Naucz mnie leśny ptaku
cieszyć się Jego obecnością!
(Damian Ptak)

Nadchodzi nieubłaganie jesień i powoli zmienia się
pejzaż mojego ogrodu…
Trwają jeszcze wiosenne marzenia, 
przybierając postać astrów, rudbekii i więdnących róż…
Ale – czy kojarzą się ze smutkiem? Wcale!

Życzę Wszystkim, aby w ich sercach i głowach królowały zawsze wiosna i lato.
To pozwala trwać w wewnętrznym pokoju
i harmonii ze światem...



piątek, 19 sierpnia 2011

Czy trudno się modlić?


Czy trudno się modlić?
Może sądzisz, że trzeba odmawiać długie pacierze?
Modlitwa jest tak prosta…
Ojcze nasz – przecież zawsze potrafisz powiedzieć…
Opowiedz swojemu Ojcu w niebie swoje troski i słabości,
jak chciałbyś Go kochać i jak jesteś w tym nieudolny…
Powiedz mu, co cię gnębi – poproś o pomoc…
Wyznaj mu swoje słabości i powiedz,
jak bardzo chciałbyś być lepszy…
Poproś Go o błogosławieństwo dla siebie, rodziców i braci,
dla swoich bliskich i wszystkich ludzi…
Jezus, który zamieszkał w twoim sercu,
pobłogosławi cię w swojej dobroci
i odejdziesz pocieszony,
będąc pewnym, że zawsze możesz do Niego się zwrócić…
On nigdy nie zawodzi!
Wracaj więc często myślą do Niego!

Nie znam autora tego wiersza, może był nim mój ojciec? Nie zdążyłam go zapytać... Wpisał mi te słowa do Złotej Księgi w dniu I Komunii św.

Dlaczego piszę o Jezusie…

     Ktoś zapytał mnie, dlaczego aż tyle piszę o Jezusie… Odpowiedź i łatwa, i trudna zarazem… Łatwa, bo mogę wyliczyć mnóstwo przyczyn, ale i trudna, bo nie jestem pewna, czy uda mi się to sensownie i przekonująco uzasadnić…
Na samym początku mojego blogu umieściłam obrazek Jezusa miłosiernego, wyjaśniając tego przyczynę… Internauci piszą o najróżniejszych sprawach – mniej lub bardziej ciekawych… Moim odniesieniem minionego i obecnego życia jest Chrystus!!! Zapewne trzydzieści – czterdzieści lat temu nie miałam takiej świadomości, jaką mam teraz, ale życie weryfikuje nasze postawy i ubogaca poprzez doświadczenia i ludzi, których stawia na naszej drodze… Było ich wielu i nadal jest wielu… Mam wrażenie, że dzięki nim ciągle się uczę być lepszym człowiekiem… Czy mi się to udaje? Nie zawsze jest to takie łatwe... 
Jakie miejsce w tej drodze ma Chrystus? Najważniejsze! Jak już wspomniałam wyżej, jest On „punktem” odniesienia we wszystkim, co robię… Może pomyślicie, że roszczę sobie jakieś szczególne prawa do tej opieki… Nic podobnego! Jestem najzwyczajniejszym człowiekiem pod słońcem, ale wiem, że to właśnie ON prowadzi mnie wśród burz i zakrętów, przynosi radość… Jestem przekonana, że ON pomaga każdemu, kto o to poprosi – ufnie i z wielką wiarą. Nie od razu i nie zawsze zgodnie z naszym życzeniem! Boża logika najczęściej jest inna od naszej – ludzkiej! Ale na pewno kieruje się największą miłością!
Miałam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego piszę tak dużo o Chrystusie. Zatem odpowiadam…
 Ponieważ towarzyszy mi przez całe moje długie życie…
 Jego obecność uratowała mnie w czasie wojny…
 Wskazuje mi na popełnione błędy…
 Jest najlepszym doradcą…
 Pociesza w smutku, dzieli moje radości…
 Jest moim najlepszym Przyjacielem, któremu powierzam swoje troski…
 Wysłuchuje moich próśb…
 Chroni przed złem…
 Nigdy mnie nie zawiódł…
 Kocha mnie…

Nie wierzycie?! Każdy może się o tym przekonać – wystarczy gorliwie się modlić! Jezus czeka na każdego! ON naprawdę żyje i oczekuje naszej miłości – odwzajemni ją stokrotnie…

Ps. A dlaczego właściwie nie miałabym pisać o Chrystusie? W naszych codziennych i okolicznościowych rozmowach opowiadamy sobie o najróżniejszych sprawach, o ludziach, często poddając ich postępowanie surowej krytyce... Dlaczegóż nie mówić o Chrystusie, skoro zajmuje On ważne miejsce w moim życiu? Myślę, że gdybyśmy nauczyli się szczerze i otwarcie o Nim mówić, o swojej z Nim przyjaźni, wierząc, że taka może zaistnieć, to może we wzajemnych relacjach nie byłoby tyle złości i nienawiści... Bo właśnie On pokierowałby naszymi słowami, myślami i czynami... Często mówi się, że Bóg nie pomaga, a gdzie jest ten Bóg w naszym życiu? Jakie przeznaczyliśmy Mu miejsce? Jezeli nie mamy odwagi do Niego się przyznać, to On nikomu się nie narzuca...

Kilka lat temu, gdy nasz ks. proboszcz śp. Jan Szkopek zaprosił do parafii panią dr Wandę Błeńską, zachwyciłam się jej prostotą w wypowiadaniu swych myśli... Opowiadala o swojej pracy, podkreślając, że przede wszystkim uważa się za misjonarkę. Na moje pytanie, skąd czerpała siły w trudnym posługiwaniu chorym na trąd Afrykańczykom, odpowiedziała: z codziennej Eucharystii, ja kocham Jezusa. Uderzyło mnie to proste, a jednoczesnie niezwykle głębokie wyznanie. Pomyślałam wtedy, czy też umiałabym tak otwarcie powiedzieć o swej (acz bardzo nieudolnej!!!) miłości do Jezusa?! Na pewno tamto wyznanie dodało mi odwagi...

O ciszy serca...

Tylko w ciszy otrzymuje się odpowiedź na trudne pytania. Łatwo powiedzieć... Tymczasem zewsząd jesteśmy bombardowani potokami słów; jedni próbują przekrzyczeć drugich, politycy na okrągło wytykają sobie błędy, coraz głośniejsza muzyka wdziera się do naszych domów… Ludzie krzyczą na różne tematy – nawet te najbardziej osobiste… Wygrywa ten, kto głośniej mówi, kto ma większą siłę przebicia, bo jest bardziej medialny i słyszalny…
A gdzie jest miejsce
na intymność...
na swoje miejsce na ziemi, do którego nikt nie zagląda...
na kontemplację piękna, muzyki, dzieł sztuki, na ciszę…
na kontakt z Bogiem…
   Pan Jezus nie krzyczał (raz tylko w świątyni jerozolimskiej, gdy została sprofanowana przez handlarzy), ciągnęły za Nim tłumy, bo przemawiał łagodnie i z miłością… Z wyrozumiałością traktował grzeszników, wskazując na błędy…

    Czy trudno trwać w ciszy?
Cisza niekoniecznie musi oznaczać izolację od środowiska! Można być w tłumie, a jednocześnie zachować ciszę serca.
    Czym zatem jest cisza? – sama sobie zadaje to pytanie…
Cisza – to pokój serca…
To roztropność, która nakazuje milczenie w odpowiednim momencie… 
To stan ducha…
Cisza – to pełnia myśli, refleksji…
Cisza – to pogoda ducha…
Cisza - to harmonia wewnętrzna, której nic i nikt nie jest w stanie zmącić…
Cisza – to bogate wnętrze…
To przeciwieństwo hałaśliwości.
Krzykiem nie można zagłuszyć prawdy o sobie i swoim sumieniu…

    Jak osiągnąć wewnętrzną ciszę? – ciągle pytam …
* Przez całkowite zawierzenie Bogu,
* trwanie przy Nim mimo trudności i przeciwności,
* poprzez ufność w Jezusie,
* unikanie agresywnej krytyki i przemocy…
* szacunek dla drugiego człowieka… (Kierując się miłością chrześcijańską i ludzkim poczuciem taktu, unikaj stwarzania przepaści między tobą a kimkolwiek…, zawsze pozostawiaj bliźniemu jakieś wyjście, aby się nie oddalał jeszcze bardziej od Prawdy. św. Josemaria Escriva)
* poprzez walkę ze swymi wadami – z egoizmem, zazdrością, pychą, z wygodnictwem, które to wady wnoszą w nasze życie niepokój i zakłócają ciszę…

Ciszy trzeba się uczyć! Jeszcze nie posiadłam tej umiejętności…


Odwaga - czy naprawdę trudna rzecz...

    Nie mam na swoim koncie czynów wielkich, odważnych i śmiałych… I często zastanawiam się, czy umiałabym sprostać wielkiemu wyzwaniu… Podziwiam bohaterów rekrutujących się z różnych środowisk, bohaterów, którzy urośli do rangi symbolu… Czytamy o nich w literaturze pięknej, słyszymy na co dzień… Ale rodzi się refleksja, iż życie nikomu  nie szczędzi sytuacji trudnych, gdy trzeba się wykazać odwagą…
stałością poglądów…
dezaprobatą zła…
jednoznacznym opowiedzeniem się za prawdą…
ufnym trwaniem przy Chrystusie…
Czyż zatem to nie jest męstwo?
Każdy z nas został postawiony w innym miejscu – jako ojciec, matka, kapłan, syn, córka, jako człowiek… Wielkości bohaterstwa nie można ani zmierzyć, ani zważyć… Ale warto się zastanowić nad sobą, nad swoją odwagą, dokonać rachunku sumienia …

Oto „garść” myśli św. Josemaria Escrivy o odwadze - myśli godnych przemyślenia…
    Dlaczego upadasz na duchu? Z łaską Bożą możesz dojść do świętości, a o to zasadniczo chodzi.
Przekonaj się: Kiedy pracuje się dla Boga, nie ma takich trudności, których by nie można przezwyciężyć ani takich zniechęceń, które powodowałyby kapitulację, ani niepowodzeń godnych tej nazwy, choćby bezowocne wydawały się wysiłki.
    Bądź zuchwały w swej modlitwie, a Pan przemieni cię z pesymisty w optymistę; z bojaźliwego w odważnego; z lękliwego w duchu na człowieka wiary, na apostoła!
 Czy chcesz żyć świętą odwagą, tak, aby Bóg działał przez ciebie? – Uciekaj się do Maryi, a Ona będzie ci towarzyszyć w drodze pokory, tak iż w obliczu rzeczy niemożliwych dla ludzkiego umysłu potrafisz powiedzieć „Fiat”! – niech się tak stanie! Słowo łączy ziemię z niebem.

    Gdy ogarnia mnie zwątpienie (a ogarnia!),
gdy czasami jest bardzo ciężko (a jest!),
gdy braknie mi najzwyczajniejszej odwagi (a braknie!),
przywołuję słowa mojego ukochanego św. Augustyna (mistrza odwagi!):
Wytrwajmy w modlitwie, a Bóg – chociaż zwleka ze swymi darami – jednak nam ich nie odmówi!

Ps. Kochani, którzy mnie czytacie, podzielcie się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami w tej materii, wystarczy kliknąć na ikonkę z kopertą pod aktualnym tekstem.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Co mi w duszy gra...

     Ktoś zadał mi pytanie, dlaczego to wszystko piszę… No, właśnie, dlaczego? – pytam samą siebie… Czasem człowiek musi usłyszeć głos swojego serca, głos, który jest w nas gdzieś głęboko „schowany” i trzeba mu pozwolić się ujawnić, by lepiej poznać samego siebie. Słowa są nośnikami duszy – napisałam na początku… I tak jest w istocie! Czasami nosimy w sobie myśli – mniej lub bardziej odważne, mniej lub bardziej słuszne… Jeżeli pozwolimy im „ujrzeć światło dzienne”, to łatwiej będziemy mogli zweryfikować ich prawdziwość i sens. To właśnie dlatego poeci piszą wiersze, by przekazać, co im w duszy gra…
Znalazłam zatem odpowiedź na pytanie postawione powyżej: piszę o tym, co w mojej duszy gra, chociaż nie jestem poetą… Odczuwam ogromną potrzebę, by dzielić się słowem, swoimi przemyśleniami, wątpliwościami, by usłyszeć samą siebie…
A może w tym miejscu warto byłoby sobie postawić takie uczciwe pytanie, co tak naprawdę mi w duszy gra? Trudno tak do końca się obnażyć na szerokim forum, odpowiem zatem słowami ks. Jana Twardowskiego: „Często czułem, że byłem prowadzony przez Kogoś dla mnie bardzo życzliwego. Wszystko to, co wydawało mi się niesprawiedliwe, krzywdzące, zawsze obracało się ku dobremu. Świadomość obecności Boga w moim życiu jest dla mnie źródłem optymizmu. Nie wyobrażam sobie życia bez wiary. Wyraźnie widzę znaki Boga w życiu. Kochać Boga - to pokochać całym sercem łamigłówkę życia, jaką On nam układa.”

Kocham tę łamigłówkę, chociaż niekiedy jest bardzo trudna do rozwiązania…

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

O wierze raz jeszcze...

O wiele łatwiej wypowiedzieć słowa: Bóg mnie kocha, gdy życie płynie gładko, pogodnie i dostatnio… Ale gdy zdrowie zaczyna niedomagać, gdy spotyka nas ewidentna krzywda, gdy wszystko się sypie – jakże trudno uwierzyć w Chrystusową miłość… A jednak!!!!!! Z pomocą przychodzi nam nasza wiara i ufność. Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się! a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. (Mt 17:14-20) – mówi Chrystus.
Zatem jaka powinna być nasza – Twoja i moja – wiara? Odwołam się do homilii usłyszanej w moim parafialnym kościele 14 sierpnia, w rocznicę śmierci głodowej św. Maksymiliana. Nie jestem w stanie powtórzyć jej treści, ale wiem na pewno, że z ambony padły słowa jasne, przejrzyste i krzepiące… Na kanwie Ewangelii o kobiecie kananejskiej, która prosiła Chrystusa o uzdrowienie swej córki, kapłan uświadomił, jaka powinna być nasza wiara… Dla nas, słuchaczy, był to swoisty rachunek sumienia: w głębi serca, każdy mógł sobie odpowiedzieć na pytania o swoją wiarę…
Czy jest ufna,
cierpliwa,
stała,
wytrwała
pewna, jasna, jednoznaczna… Czy zatem jest łatwa? Wręcz przeciwnie! – jest niezwykle trudna, ale możliwa dla człowieka, który kocha Boga…
Proces dojrzewania do pełni wiary trwa nieustannie i pewnie nigdy się nie kończy, bo życie ciągle zaskakuje nas nowymi doświadczeniami… Po przejściu na drugi brzeg wiara stanie się pewnością… Jaką pewnością? Przede wszystkim…
Że jest Bóg...
Że nasza ciernista droga doprowadziła nas do Niego…
Że nasze smutki i cierpienia, niespełnione pragnienia i tęsknoty do lepszego życia nie były daremne…
Że prawda o miłości Chrystusa nie była tylko czczym frazesem…
Że istnieje życie inne, piękniejsze, wolne od ziemskich trosk…

Panie Jezu,
wierzę w Twoje zwycięstwo, w Twoją moc!!! Proszę Cię - daj mi silną wiarę, która nigdy nie zwątpi i która nigdy nie pozwali sparaliżować się przez strach!


piątek, 12 sierpnia 2011

Można się uczyć od św. Pawła...

Święty Paweł zawsze mnie zadziwiał – swoją mądrością i równocześnie pokorą. Czyż nie jest to cudowne, że Bóg powołał jednego z największych, a - być może w tamtych czasach - największego swego wroga?! To rodzi ogromną nadzieję, że każdy z nas może dostąpić tej łaski i z wielkiego grzesznika stać się głosicielem Bożej Prawdy… Bóg jest wszechmocny! Tak na co dzień chyba nie jesteśmy tego świadomi lub po prostu ta prawda do nas w pełni nie dociera… Wydaje się nieraz, że prosimy o tak wiele, a Pan Bóg wydaje się jakby głuchy. Myślę, że trzeba sobie uświadomić dwie sprawy: po pierwsze Bóg nie jest przysłowiową złotą rybką, która spełnia nasze życzenia, a po drugie – może za mało prosimy, może bez absolutnej wiary, że dzięki pomocy Bożej może to się stać… Ale chyba jest jeszcze inny aspekt, który trzeba wziąć pod uwagę… Czy to, o co prosimy, jest zgodne z wolą Bożą? Z perspektywy minionego życia  dostrzegam, że nie zawsze to, o co prosiłam, było najodpowiedniejsze i najlepsze… W zamian otrzymałam tak wiele innych darów, których wcale się nie spodziewałam!

A może… Opatrzność pragnie nas kształtować poprzez najróżniejsze doświadczenia i krzyże? Może nie stalibyśmy się lepszymi ludźmi, gdyby nie dosięgło nas trudne doświadczenie? Dowiemy się o tym kiedyś… Amerykański pastor Norman Vincent Peale w swej książce „Moc pozytywnego myślenia” jednoznacznie stwierdza, że wszystko, co otrzymujemy od Boga, jest dobre…

Staram się tak patrzeć, ale czy zawsze mi się to udaje??? Chyba nie!

Jak to wszystko ma się do św. Pawła? Wielki Święty swoją postawą uczy nas całkowitego zawierzenia Chrystusowi,

trwania przy Nim mimo narastających przeciwności,

świadczenia o Bogu i Jego prawdach swoim życiem,

pokory i ufności, bo jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?

 

 

Jestem jak drzewo…
Jak dąb, gdy trwam przy Bogu,
Wierząc, że nikt nie połamie moich gałęzi…
Jestem jak olbrzym - klon, który konarami pragnie osłonić swe dzieci…
Jestem jak brzoza, gdy płaczę i wiatr miota moim życiem…
Jestem jak osika, gdy drżę przed zimnem ludzkich serc…
Jestem, jak zielona sosna, gdy w radość wprawia mnie słońce i deszcz…
Jestem, jestem… jak potężny bór, który chroni modlitwą swoje dzieci…
Kim jeszcze jestem? Nie wiem!
To Bóg kształtuje mnie na podobieństwo drzew
I nigdy nie pozwala zniszczyć!
Kocha mnie!


środa, 10 sierpnia 2011

Kilka refleksji...

Panu Bogu nie udała się starość… słyszę coraz częściej!
Czyżby?
Udało się dzieciństwo - bo pełne matczynej i ojcowskiej miłości…
Udała się młodość - bo piękna i odważna, beztroska i lekka, pełna zachwytów, dumnych marzeń, uniesień,  czas pierwszej miłości…
Udał się „wiek męski”, bo niekoniecznie – jak u Mickiewicza - wiek klęski…

Tyle ewangelicznych talentów, którymi obdarował nas Bóg! Zatem ten ostatni etap naszej wędrówki – to czas,
* by odwdzięczyć się Panu za te wszystkie dary…
 * by zebrać plony po wcześniej zasianym ziarnie…
* by ofiarować Mu swoje dolegliwości, słabości, brak sił fizycznych i psychicznych, samotność i wiele jeszcze, wiele ……
* by nieść swój krzyż razem z Nim…
* by podziękować Mu za wszystko, co otrzymaliśmy wcześniej…

Czy zatem starość Panu Bogu się nie udała? Nic podobnego! To my – ludzie dojrzali – nie umiemy dostrzec w tym wszystkim planów Bożej Opatrzności,
która jest,
która strzeże,
która nas chroni, nawet wtedy, gdy wydaje się, że jesteśmy zupełnie sami!

Nie bój się chodzenia po morzu
nieudanego życia
dokładnej sumy niedokładnych danych
miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo
przytul w ten czas nieludzki
swe ucho do poduszki
bo to co nas spotyka
przychodzi spoza nas...

/Ks.Twardowski/

A można też spojrzeć trochę humorystycznie:

Podwyżki pensji już nie wyprosisz,
Należną gażę poczta przynosi…
Spokojnie patrzysz, jak świat się zmienia,
Gdyż wiek ci daje mądrość spojrzenia…
Więc wiwat, starość! Niechaj nam służy,
Nawet gdy trochę chwilami nuży.
Bowiem – jak sądzę – w tym rzecz jest cała,
By jak najdłużej ta starość trwała. (Reiner Kern)

czwartek, 4 sierpnia 2011

W duszy zjednoczonej z Bogiem jest nieustanna wiosna. (św. Jan Maria Vianney)
Młodości, ty nad poziomy wylatuj!
Zawsze fascynowała mnie mickiewiczowska Oda do młodości… Swoją siłą słowa, wiarą i nadzieją jednocześnie… Dodawała przysłowiowych skrzydeł w najróżniejszych sytuacjach… Była (i jest nadal!) taka radosna i optymistyczna… Pozwalała wierzyć, że homo sapiens może tak wiele… I może (jeśli tylko chce!) widzieć więcej, niż takie świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy… Nie mam nadzwyczajnego życia, ale to, co zostało mi dane, wystarczy, by chcieć spojrzeć szerzej i uwierzyć, że z pomocą Bożą można przezwyciężyć trudności, pokonać swoje ułomności, a w konsekwencji - samego siebie! By uwierzyć również w to, że to życie, chociaż naznaczone krzyżami, jest nadzwyczajne, jedyne w swoim rodzaju, bo darowane przez Boga!
Odwołam się do naszego duchowego Opiekuna – św. Ojca Pio, który spogląda przez okno w niebie i woła radosnym głosem: Żyj w świętej radości!”
Jego radość zaprawiona była cierpieniem i łzami. Zachęcał swe duchowe dzieci, aby były pogodne. Próbował podnieść na duchu dręczonych skrupułami, mówiąc: - Służ Panu Bogu radośnie i w wolności ducha. Podobną zachętę kierował  do swych duchowych córek: Strzeż ducha świętej radości, którą pokornie rozgłaszaj Twoimi czynami i słowami, przynoś pocieszenie ludziom, synom Bożym, aby oni dzięki niej uwielbiali Boga… O. Pio – mimo cierpienia - tryskał pogodą ducha, uważał, że smutny święty - to żaden święty.

Nie tylko młodość uskrzydla…

Wśród lawiny ludzi bez wiary, bez nadziei i pośród umysłów, które się miotają na granicy rozpaczy w poszukiwaniu sensu życia, ty spotkałeś JEGO!
I to odkrycie ustawicznie będzie wnosić w twoje życie nową radość, będzie cię przekształcać i ukazywać ci codziennie niezliczoną ilość pięknych rzeczy, których nie znałeś, a które pokazują, jak radosna jest szerokość drogi, która prowadzi do Boga. (św. Josemaria Escriva)
Warto się przekonać… 

Refleksje w pierwszy czwartek miesiąca…

Dzisiaj 4 sierpnia, pierwszy czwartek miesiąca – niby taki sam jak wszystkie, a jednak inny… Dlaczego? Ponieważ właśnie w tym dniu w szczególny sposób sięgamy myślą do Wieczernika, kiedy to Chrystus ustanowił Eucharystię… Właśnie wtedy powiedział, że zostanie z nami po wszystkie czasy w postaci chleba!
Czy zdołamy Ci podziękować za ten wielki dar, Panie Jezu?
Nie umiem dziękować Ci, Panie,
Bo małe są moje słowa.
Zechciej przyjąć moje milczenie
I naucz mnie życiem dziękować.

Naucz milczeć w zachwycie, gdy dajesz,
Naucz kochać goręcej, gdy bierzesz.
Naucz ufać miłości Twej, Panie,
Choćby wszyscy przestali Ci wierzyć -
śpiewamy…

Pierwszy czwartek miesiąca kieruje nasze myśli również ku kapłanom…  Jest to także pamiątka ustanowienia sakramentu kapłaństwa. Może więc w tym dniu w szczególny sposób pomodlimy się za nich? Kapłan – to ważna postać dla każdego chrześcijanina! Robotnik na Pańskiej niwie! Może właśnie dzisiaj jest ten moment, aby postawić sobie pytanie, czy modlę się za naszych kapłanów? Czy wspieram ich na przykład Różańcem? Czy umiem dostrzec dobro, które płynie poprzez ich ręce…
Jakże często słyszymy złe słowa o kapłanach… Słowa bolesne, pełne pretensji, a niekiedy i zjadliwości… Dobro nie jest medialne, dlatego łatwiej wskazuje się publicznie na błędy… A przecież oni wyszli spośród nas, są takimi samymi ludźmi, jak my, tylko powołani do zastępowania Chrystusa na ziemi! Stąd – wielka odpowiedzialność – za nas, za nasze dusze, za naszą duchowość… Zatem – wspierajmy ich modlitwą… Tak sobie myślę, że jeżeli każdego dnia zmówimy choćby jedno Zdrowaś Maryjo, to do nieba popłynie potężny hymn, który na pewno usłyszy Najświętsza Panienka!

Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam

i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam.

W majowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne –
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie.

Jadę z innymi tramwajem –
biegnę z innymi ulicą –

nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicom.

Ks. Jan Twardowski

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

W rocznicę Powstania Warszawskiego...

Modlitwa do Bogarodzicy

Któraś wiodła jak bór pomruków
ducha ziemi tej skutego w zbroi szereg,
prowadź nocne drogi jego wnuków,
byśmy milcząc umieli umierać.
Któraś była muzyki deszczem,
a przejrzysta jak świt i płomień,
daj nam usta jak obłoki niebieskie,
które czyste - pod toczącym się gromem.
Która ziemi się uczyłaś przy Bogu,
w której ziemia jak niebo się stała,
daj nam z ognia twego pas i ostrogi,
ale włóż je na człowiecze ciała.
Któraś serce jak morze rozdarła
w synu ziemi i synu nieba,
o, naucz matki nasze,
jak cierpieć trzeba.
Która jesteś jak nad czarnym lasem
blask - pogody słonecznej kościół,
nagnij pochmurną broń naszą,
gdy zaczniemy walczyć miłością.
21-03-1944

To jeden z najpiękniejszych wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Warto go sobie przypomnieć właśnie dzisiaj – 1 sierpnia.