środa, 27 lutego 2013

Jezus żyje...

Jest taka książka, o której już kiedyś wspomniałam, ale ponieważ jej treść doskonale koresponduje z poprzednim tekstem o Panu Jezusie, przypomnę ją raz jeszcze… To niewielka książeczka autorstwa nieżyjącego już kanadyjskiego misjonarza i charyzmatyka, Emiliena Tardif’a. Jej tytuł - Jezus żyje. Autor opowiada w niej o niezliczonych świadectwach ze swej misji duszpasterskiej na całym świecie. Główną postacią, wokół której toczy się jego praca, jest Pan Jezus,  żywy i prawdziwy…
O. Emilien był również w Polsce. 26 lipca 1996 roku w Gorzowie miałam wielkie szczęście uczestniczyć w spotkaniu z nim… Przybyło kilka tysięcy ludzi. Wielu z nich przyniesiono na noszach, wielu szło o kulach… Powtórzyły się sceny z czasów, gdy Chrystus chodził po ziemi, a sława Jego uzdrowień rozchodziła się bardzo szeroko… Teraz też chromi, kalecy, chorzy wierzyli, że zostaną uzdrowieni… I zostali! Na naszych oczach opuszczali swoje łoża, odrzucali kule i laski, i szli w kierunku misjonarza, który w imię Jezusa Chrystusa uzdrawiał. Widok był oszałamiający! Nie muszę o tym przekonywać…
Później rozmawiałam z wieloma osobami o swoich odczuciach… Były podobne do moich, zdawało się, że to sam Chrystus przechodzi wśród ludzi, kładzie na nich swe święte ręce, a ci wstają i idą… Szczęśliwi - w nowe, zdrowe życie!  
 
 
  

wtorek, 26 lutego 2013

Mówić o Panu Jezusie? Zdecydowanie tak!

Dlaczego tak wstydliwym tematem jest mówienie o Panu Jezusie? Ilekroć próbuję coś o Nim powiedzieć, to mój rozmówca od razu zmienia temat… A przecież On jest – żywy i prawdziwy, chociaż Go nie widzimy! Przecież nie chodzi o opowiadanie jakiś swoich wewnętrznych przeżyć, związanych z Chrystusem… A co chodzi?
Wystarczy Go zaprosić do swojego życia, do swojego domu, a będzie nam towarzyszył, pójdzie z nami wszędzie, pocieszy, przytuli, przemieni smutek w radość, przyniesie ulgę w cierpieniu, podzieli nasze szczęście, ukoi ból niesionego krzyża… Zatem Pan Jezus spełnia wszystkie oczekiwania, jakie wiąże się z przyjacielem. Prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie! – mówi stare przysłowie. To prawda!!!
Tak chętnie rozmawiamy o nieważnych sprawach, ekscytujemy się nowinkami, a może by tak porozmawiać o Chrystusie… O tym, jak nam pomaga, jak jest z nami dzięki Komunii św., jak nas prowadzi… Przecież śpiewamy Jezus przez życie mnie wiedzie
Rozmawiajmy z Nim… To nic, że Go nie widzimy! Odpowie nam poprzez dobre natchnienia, pokieruje naszym życiem, wystarczy Go tylko poprosić. Nauczy uśmiechać się do każdego człowieka, nauczy życzliwości i łagodności, bo … wystarczy tylko z Nim być!
Jeżeli wszystko będzie miało odniesienie do Pana Jezusa, nasze życie nabierze innych barw – pięknych i słonecznych! Mimo ciężaru codziennego krzyża, bo On pomoże nam go nieść!
 
 
 
 

poniedziałek, 25 lutego 2013

W kontekście wielkopostnego milczenia…


Oto kilka myśli Świętych o znaczeniu milczenia:

Św. s. Faustyna: Milczenie jest mieczem w walce duchowej; nie dojdzie do świętości nigdy dusza gadatliwa. Ten miecz milczenia obetnie wszystko, co by się przyczepić do duszy chciało. Jesteśmy wrażliwi na mowę i zaraz wrażliwi chcemy odpowiadać, a nie zważamy na to, czy jest w tym wola Boża, żebyśmy mówili. Dusza milcząca jest silna, wszystkie przeciwności nie zaszkodzą jej, jeżeli wytrwa w milczeniu. Dusza milcząca jest zdolna do najgłębszego zjednoczenia się z Bogiem, ona żyje prawie zawsze pod natchnieniem Ducha Świętego. Bóg w duszy milczącej działa bez przeszkody. (…) Żeby słyszeć głos Boży, trzeba mieć ciszę w duszy i być milczącą, nie milczeniem ponurym, ale ciszą w duszy, to jest skupieniem w Bogu. Można wiele mówić, a nie przerwać milczenia, a zarazem można niewiele mówić, a zawsze łamać milczenie.

Dusza gaduła, jest pusta we własnym wnętrzu. Nie ma w niej ani cnót gruntownych, ani poufałości z Bogiem. Nie ma mowy o życiu głębszym, o słodkim pokoju i ciszy, w której mieszka Bóg. Dusza nie zaznawszy słodyczy ciszy wewnętrznej, jest duchem niespokojnym i mąci innym te ciszę. Widziałam wiele dusz w przepaściach piekielnych, za niezachowanie milczenia. (…) W języku jest życie, ale i śmierć, a nieraz językiem zabijamy, popełniamy prawdziwe zabójstwo. (…) Poznałam pewną osobę, która dowiedziawszy się od innej pewnej rzeczy, którą o niej mówiono, (...) rozchorowała się ciężko i wiele wylała łez…

Moja cisza dla Jezusa? Starałam się o wielką ciszę dla Jezusa. Pośród największego gwaru, Jezus miał zawsze ciszę w moim sercu, chociaż mnie to nieraz wiele kosztowało…

(…) Duch Święty nie mówi do duszy rozproszonej i gadatliwej, ale przemawia przez swe ciche natchnienia do duszy skupionej, do duszy milczącej. Gdyby było ściśle zachowane milczenie, nie byłoby szemrań, rozgoryczeń obmów, plotek, nie byłaby szarpana miłość bliźniego, jednym słowem, wiele błędów by upadło. (…) Kiedy przyjmuję Komunię św. proszę i błagam Zbawiciela, aby uleczył język mój, bym nigdy nie obraziła miłości bliźniego.

     O. Pio: Kochaj milczenie, gdyż ten, kto wiele mówi, nie ustrzeże się od winy/  Nie uniknie się grzechu w gadulstwie, kto ostrożny w języku - jest mądry.

        Kohelet w Starym Testamencie mówi, że jest czas milczenia i czas mówienia.

Księga przysłów: Niemądry, kto bliźnim pogardza, lecz rozumny umie o nim milczeć..

        Biblijny mędrzec Syrach dostrzegł katastrofalne skutki złej mowy dla świętości serca, dlatego napisał: Lepiej się potknąć na gruncie pod nogami niż o wybryk własnego języka. (…) Osoba, która umie strzec swoich ust, wcale nie wyobcowuje się ze świata i wydarzeń, ale staje się naprawdę sobą, zdobywa powagę i uznanie, umie właściwie zachować się w trudnych sytuacjach, a jej milczenie nie wynika z niewiedzy, lecz z mądrości. 

     Powyższe wskazania napisałam głównie dla samej siebie, bo tak naprawdę mam wielkie trudności z zachowaniem milczenia w najróżniejszych sytuacjach! Ciągle walczymy ze swymi ułomnościami, prawda? Myślę, że najważniejsze, aby te ułomności chcieć dostrzec, to wtedy łatwiej je pokonać! 
 
   


I jeszcze jedno! Czytają mnie nie tylko ludzie wierzący, ale również niewierzący, o czym miałam okazję się przekonać... Myślę jednak, że trochę milczenia jest potrzebne każdemu, niezależnie czy swoje wnętrze nazywa duszą, jaźnią czy też świadomością...

 
 
 

 

czwartek, 21 lutego 2013

A gdyby tak trochę pomilczeć?

W kontekście adoracji Najświętszego Sakramentu i ciszy płynącej z monstrancji, w której kapłan ukrył biały kawałek Chleba, warto porozmawiać o milczeniu… Tak myślę, bo wewnętrzna cisza jest nam bardzo potrzebna! Wokoło tyle gadulstwa, hałasu… Czyżbyśmy chcieli zagadać samych siebie? Swoje sumienie?  
Zauważcie, że z niektórymi ludźmi chętnie się rozmawia, ale i są tacy, z którymi dobrze się nam milczy…
Warto wokół siebie stworzyć taką przestrzeń, która wcale niekoniecznie powoduje izolację, ale pozwala na wewnętrzną ciszę…
Nie chodzi o to, aby w ogóle nic nie mówić! To byłby nonsens, bo przecież po to zostaliśmy obdarzeni mową, aby zrobić z niej użytek. Dodajmy – właściwy, dobry użytek!
Chodzi o wewnętrzne skupienie!
Mistrzem milczenia  jest św. Faustyna… Wskazuje nam na istotną rzecz w formacji do dobrego używania języka. Chodzi o nabycie ducha mądrego mówienia, który wyrasta z doświadczenia czystości serca.
Nie muszę znać się na wszystkim, nie muszę zabierać głosu na każdy temat, nie muszę ciągle mówić, mówić, mówić…
A poza tym… są tematy, które do niedawna nazywano tematami tabu; o pewnych sprawach po prostu się nie mówiło, bo nie wypadało! Czy zauważyliście, że obecnie mówi się dosłownie o wszystkim bez jakiegokolwiek zażenowania i hamulców… A przecież jest w człowieku jakaś intymna sfera czy przestrzeń, która wymaga nie tylko ciszy, ale jakiejś szczególnej osłony, o której się po prostu nie mówi, a tym bardziej - nie krzyczy!
Trwa Wielki Post… To dobry czas, aby schronić się w oazę ciszy, tej wewnętrznej… Wpatrujmy się w Chrystusa! Widzimy Go nie tylko na krzyżu w czasie przerażającej ciszy, jakże wymownej, ale również w najróżniejszych sytuacjach życiowych… Warto odnieść swoje sytuacje do Niego, warto popatrzeć, jak On się zachowywał, jak i o czym mówił…
Patrzmy na Jezusa, On uczy dobrego spojrzenia i pięknego milczenia, zamilknięcia w odpowiednim momencie… 
 
 
 
 

wtorek, 19 lutego 2013

Wskazania? Na pewno dobre myśli!!!

Bardzo spodobały mi się wskazania ks. Bogdana Kornka! Zasługują nie tylko na uwagę, ale i wprowadzenie w życie… Oto jego kilka propozycji na obecny czas Wielkiego Postu:
1. Podejmij post od gniewu i nienawiści. Codziennie daj swym najbliższym dodatkową porcję miłości.
 
2. Podejmij post od osądzania innych. Zanim kogoś potępisz, przypomnij sobie, jak Jezus odnosi się do twoich upadków.
 
3. Podejmij post od upadania na duchu. Trzymaj się mocno obietnicy Jezusa, że Bóg ma dla ciebie najlepszy z możliwych planów (Jr 29,11).
 
4. Podejmij post od narzekania. Kiedy będziesz miał ochotę narzekać, zamknij oczy i przypomnij sobie małe radości, jakimi obdarowuje cię Jezus.
 
5. Podejmij post od uczucia żalu do innych i goryczy. Pracuj nad przebaczaniem tym, którzy cię zranili.
 
6. Podejmij post od wydawania zbyt wielu pieniędzy. Postaraj się ograniczyć swoje wydatki i przeznacz zaoszczędzone w ten sposób pieniądze na ubogich.
 
 
 
 
 
 

sobota, 16 lutego 2013

O wartości krzyża...

Wielkiego Postu nastał czas… Nasze oczy i serca kierujemy ku krzyżowi… I dobrze, bo to czas święty, czas rachunku sumienia, czas zadumania nad swoim życiem… Myślę, że nie tylko warto, ale nawet trzeba stanąć przy świętym drzewie krzyża i zapytać, jaką rolę odgrywa on w naszym życiu. Życiu Twoim i moim! Mówienie o krzyżu nie jest łatwe, bo zawsze jest ciężki i zawsze kojarzy się nam z najróżniejszymi przykrościami… Ma różne imiona! Niekiedy jest ciężką, nieuleczalną chorobą…
Bywa samotnością i opuszczeniem…
Życiową katastrofą, nieszczęściem, zdradą…
Coraz częściej – nieudanym małżeństwem…
Bywa brakiem pracy i pieniędzy na podstawowe środki do życia…
Beznadziejnością życia…
Osamotnieniem po śmierci drogiej osoby…
Niezrozumieniem wśród bliskich…
Jednak nie przy ciężarze krzyża chciałabym się zatrzymać, każdy z nas bowiem doskonale zna tę wagę… Ale jest taka książka, którą się zachwyciłam i o której w tym miejscu już wspominałam, książka, która ukazuje nieocenioną wartość krzyża. Przypomnę jej tytuł. To Umieranie ożywiające autorstwa ojca Augustyna Pelanowskiego.
Przywołam kilka jego myśli…
Niesienie swojego krzyża nas oczyszcza! Dlatego warto i trzeba podjąć swój krzyż i nieść go… Swoje życie upodobnić do drogi krzyżowej Jezusa… Każdy niesie krzyż swego życia! Tylko inny! Ale mamy też pewność, że Jezus pomaga nieść krzyż, nigdy nie zostawia nas samych.
Bunt przeciw krzyżowi życia wcale nie umniejszy jego ciężaru, nie poprawi naszej sytuacji. Można mieć tylko chwilową złudę szczęścia. Ale czy o to chodzi!?
Krzyż – rozumiany bardzo szeroko – pomaga! Krzyż rozumiany jako umieranie… W krzyżu ma w nas umrzeć wszelkie zło! Poprzez krzyż rozumiemy najróżniejsze doświadczenia, zdarzenia, trudne doznania… One właśnie pozwalają inaczej spojrzeć na własne życie – z zupełnie innej perspektywy.
Gdy nie doświadczymy - najogólniej mówiąc - trudnych zdarzeń, nigdy nie staniemy się prawdziwymi ludźmi! Każde doświadczenie przybliża nas do Boga… Brak „tragedii” – szeroko pojętej  uczyni z nas ludzi zbyt pewnych siebie, pysznych, zarozumiałych… Natomiast każde trudne doświadczenie uczy nas pokory… Nie byłoby naszego duchowego rozwoju, gdyby nie trudne etapy życia, gdyby nie owo umieranie! Poprzez wszystkie wydarzenia, które budzą w nas grozę, wzbogacamy się o wiarę w to, że Bóg nas wybawi – zarówno teraz, jak i na końcu naszego życia… Każda sytuacja kryje w sobie obecność Boga! Mając taką wiarę, nigdy nie zwątpimy w to, że ON w odpowiednim czasie poda nam rękę i nas wyciągnie nawet z najgłębszego dna… Niekiedy Bóg doświadcza człowieka, by obudzić w nim wiarę i w ostatnim momencie mu pomóc…
Wszystkie krzyże, które nas dotykają, w końcu okazują się błogosławieństwem. Wszystkie trudne przeżycia uczą nas czegoś więcej niż tylko rozumu; uczą nas posłuszeństwa słowu Bożemu. Tylko w tym posłuszeństwie ukryte jest prawdziwe szczęście! Tylko wyjątkowe przeżycia czynią ze zwykłych ludzi kogoś wyjątkowego.
Bóg widzi nasze smutki, tragedie, i to wcale nie znaczy, że nas kiedykolwiek opuścił!!! Każde bowiem trudne doświadczenie, które przygniotło nas śmiertelnym strachem czy rozpaczą podobną do umierania, zbliżyło nas do Boga i stało się okazją do głębszego poznania samego siebie, a przede wszystkim pozwoliło na osiągnięcie wyższego poziomu duchowego, psychicznego i moralnego. Najróżniejsze sposoby umierania stają się dla każdego człowieka wierzącego przyczynkiem do zmartwychwstania! Gdy umiera w nas stary człowiek, rodzi się nowy – o głębszej świadomości, mądrzejszy i lepszy. Oczywiście proces takiego umierania trwa całe życie… Dlatego mówimy o umieraniu ożywiającym, bo poprzez najróżniejsze doświadczenia życiowe, ciągle umiera w nas stary człowiek, a wraz z nim zło, które w nas tkwi, by narodziło się w nas coś lepszego! Zdarza się, że ból umierania przemienia nas w ludzi nawróconych, udoskonalonych moralnie i duchowo.
Dlatego warto pytać: Co chcesz mi, Boże, przez to doświadczenie powiedzieć? Czego chcesz mnie nauczyć? Jaką prawdę o mnie chcesz mi objawić? 


Ps. Powyższe myśli nie zostały ujęte w cudzysłów, ponieważ nie zawsze są dosłownym przytoczeniem. 
 
 
 

czwartek, 14 lutego 2013

14 lutego 2013

Czternasty lutego kojarzy się najczęściej ze św. Walentym, patronem zakochanych. Od niedawna życzenia w tym dniu przesyłają sobie nie tylko zakochani, ale również nasi przyjaciele, bliscy i ci, których lubimy… Jest wczesna pora, a ja też otrzymałam już kilka „walentynkowych” życzeń i pozdrowień… To miłe, nawet bardzo miłe!

Pozdrawiam Wszystkich walentynkowo!
Dzień 14 lutego – to również święto Cyryla i Metodego, wielce zasłużonych dla Kościoła… Żyli w IX wieku, zdobyli gruntowne wykształcenie, prowadzili misje chrystianizacyjne… Ale nie o tym chciałam powiedzieć… Św. Cyryl kojarzy mi się nieszczególnie, bo z tzw. cyrylicą, czyli prapoczątkiem języka słowiańskiego… Dzisiaj patrzę na to z przymrużeniem oka, ale na studiach cyrylica była prawdziwą zmorą studentów, w tym i moją! Egzamin zdałam, ale bardzo, bardzo miernie! Do dzisiaj pamiętam ten przeszywający strach, aby zdać za pierwszym podejściem, bo kolejne podejścia bywały coraz gorsze. No, i udało się…

 

środa, 13 lutego 2013

Mój Popielec…


Każdy ma swój Popielec…

Dla jednych to tradycja,

dla innych stary obyczaj,

dla wszystkich – Wielkiego Postu nowy czas…

Mój Popielec ma wiele imion…

Jest aktem pokory,

aktem żalu i skruchy,

czasem rachunku sumienia,

początkiem przemiany serca,

czasem przemyśleń i odnowy ducha,

przebaczenia wszystkim bez wyjątku…

To osobiste rekolekcje święte,

przypomnienie Chrystusowej męki,

zapowiedź Drogi Krzyżowej

i nabożeństwa, co Gorzkie  żale się zwą,

pełne nostalgii i smutku…

To bardzo ważny w życiu czas!

 

Ale mój Popielec – ma też zapach wiosny,

bo rozpoczyna czas piękny, radosny…

Wraz z wiosną niesie nowe nadzieje,

budzi do życia wszystko, co otacza wokół…

I przypomina, że u kresu Wielkiego Postu

Zmartwychwstania nadejdzie czas…




Dzisiaj, w środę popielcową


 
Posypana szarym popiołem
wracam sobie z kościoła,
zadumana nad własnym życiem,
skupiona nad jego biegiem
i nicością ludzkiego bytu,
z pytaniem, co dobrem, a co jest grzechem…        
Te wszystkie poważne refleksje
radość jednak przyćmiewa…
Bo wracam z mym Panem do domu…
Napełniona Bożą radością,
rozglądam się wokoło,
uśmiecham się do wszystkich
także do wróbli, co skaczą po dachach
i wesoło przywołują wiosnę…
Czuję jej zapach, w wyobraźni  witam
i … z wielką tęsknotą pytam,
kiedy naprawdę zawitasz…
Nie ociągaj się, Wiosno,
przyjdź, napełnij świat wesołą zielenią…
Nie pozwól, by moja radość,
radość, którą mam w sercu,
przyćmiła twoje przyjście!











 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Dlaczego Bóg doświadcza? Oto pytanie, które często sobie zadajemy…

Nie mogę mówić w imieniu Pana Boga! Jestem szarym i zwyczajnym człowiekiem. Ale nawet gdybym była kimś wielkim, też nic nie upoważniałoby mnie do zajmowania głosu w Jego imieniu! Jednak przeżyte dni, lata mojego życia pozwalają zauważyć Bożą logikę we wszystkich działaniach…
Doświadczenia są potrzebne, jestem tego pewna! Natomiast nie da się zważyć ani zmierzyć ich wielkości… Poza tym… ile jesteśmy w stanie udźwignąć, znieść w codziennym życiu? Tego też nie wiemy, dopóki… się o tym nie przekonamy „na własnej skórze”!
W młodości wszystko wydaje się takie łatwe, proste i jasne, ale z biegiem lat doświadczamy różnych krzyży, które już takie łatwe do zniesienia nie są! Zatem… po co te krzyże? Abyśmy stawali się lepszymi ludźmi! Brzmi to może bardzo naiwnie, ale – paradoksalnie - doświadczenia nas uszlachetniają! Już kiedyś przywołałam słowa ks. Twardowskiego: Jeżeli jest tylko dobrze, to jest niedobrze!  To tylko o muzyce można powiedzieć, że jest lekka, łatwa i przyjemna. O życiu – nie! Zdecydowanie nie!
Z perspektywy minionego życia inaczej spogląda się na sens własnych doświadczeń, które nieraz tak bardzo zabolały. Ale w końcu przestają boleć i rodzi się refleksja: Jakiemu celowi służą? Czego uczą? Na pewno – zawsze pokory, do której tak często wracam… Zadufanie w sobie nie zmieni biegu wydarzeń, ale pokorne spojrzenie w głąb siebie pomoże zmienić sposób patrzenia na to, co nas w życiu spotyka.
No, i nadrzędna sprawa w tym wszystkim – to trwanie przy Chrystusie – ufne mimo wszystko! Z nadzieją – mimo wszystko! I z miłością – mimo wszystko!
A co wtedy, gdy cierpienie jest tak wielkie i nie do udźwignięcia? Nie wiem i nie tylko nie umiem, ale i nie mam prawa udzielać tu jakiejkolwiek odpowiedzi…

    Co miesiąc w czasie nowenny do św. Ojca Pio w naszym kościele parafianie piszą dziesiątki próśb, wierząc, że zostaną wysłuchane… I zostają wysłuchane! Czy wszystkie? Tego nie wiem!

   Cierpienie jest najtrudniejszym doświadczeniem i nikt nie zna jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego ludzie cierpią…

   Wiem jednak z całą pewnością, że przy cierpiących zawsze jest Chrystus!!!
 
 
 
 

niedziela, 10 lutego 2013

Słuchając Chopina…


Płyną sobie nutki cicho i łagodnie,

mazurki, nokturny, sonaty, preludia…

A ja wędruję z Chopinem po łąkach…

Chłonę wiatru powiew, co muska wesoło…

Sycę się pięknem polnych kwiatów,

odwracam twarz ku słońcu,

co radosne promyki ku ziemi wysyła…

Zachwycam się rozpiętą na niebie tęczą,

co barwi łąki kolorów tysiącem…  

Kroczę polną dróżką, co wije się wstęgą…

U kresu dróżki mała kapliczka,

a w niej drewniana figurka…

To Matka Boska, dla której Chopin w niebie gra…

U stóp Jej wraz z mistrzem klękam

wsłuchuję w wieczorną ciszę…

Świerszcz cicho sonatę nuci…

I płyną nutki piękne, ciche, rzewne

i czyste, jak dziecięca łza…  
 
 

 
 

sobota, 9 lutego 2013

W kontekście ciszy…


Wśród swoich „skarbów” chowam taki piękny tekst o ciszy, który przemówił do mnie swoją głębią i trafnością spojrzenia… Autorem jest o. Augustyn Pelanowski. Poniżej przytaczam kilka fragmentów, które wydają mi się  godne głębszego zastanowienia… Zastanowienia nad sobą i swoją ciszą… Warto zadać sobie kilka pytań… Czy we mnie jest miejsce dla ciszy? Czy w ciszy odnajduję siebie, swoje pragnienia, marzenia… Czy umiem zachować ciszę wobec ataków zła? Co dla mnie znaczy cisza, w której trwał Jezus skazany na śmierć? Czy w ogóle coś znaczy?

„Cichość, która wypływa z błogosławieństwa, wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia a nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, odtrącenia, krzywdy, mimo możliwości obrony! Wynika ona z zaufania do Boga, który nie opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na coś zupełnie innego.

Cichość rozwija się w miłości do bliźniego i w modlitwie najintymniejszej, ale rozkwita też w ubóstwie i w Eucharystii. Miłość staje się cicha, gdy nie krzyczy, nie plotkuje, nie oskarża i nie uskarża się i nie rani. Nasza miłość to początkowo miłość własna albo mroczne uzależnienie, albo ślepa namiętność.  Dopiero po latach staje się to wszystko po prostu cichą miłością. Oczywiście dzieje się tak u tych, którzy dorastają do ciszy, wyrzekając się dominacji nad innymi. Cisza dojrzewa także w modlitwie adoracyjnej, gdyż Bóg jest cichy i pokorny sercem, a przebywanie z Nim formuje nas na Jego podobieństwo. (…) Cisza udziela się nam w Eucharystii. Bóg cicho ukrył się w chlebie i winie, a nie na bilbordach… Czy nie budzi się w naszym sercu tęsknota za byciem do Niego podobnym w takiej postaci? Ama nesciri, jak pisze Tomasz a’ Kempis, Umiłuj bycie nieznanym, bycie cichym…”   

 

Cisza...

Często zastanawiam się nad tytułem blogu ks. Krzysztofa… W ciszy. Dwa słowa, a jakże wymowne! W ciszy można uwielbiać, można rozmyślać, można kochać, podziwiać, odnaleźć siebie, w ciszy można trwać…
Cisza… Jakże potrzebna, jakże może być piękna! Ileż niesie wewnętrznej radości! W ciszy zachwyca nas piękno… W ciszy słucha się muzyki Mozarta, Bacha, Chopina… W ciszy podziwia się dzieła wielkich mistrzów…
Cisza… Jakże potrzebna w życiu, w codzienności, w relacjach z drugim człowiekiem… A nade wszystko – z Chrystusem ukrytym w tym białym kawałku Chleba…
Nie zagłuszajmy ciszy, niech trwa w naszych sercach!  
 

czwartek, 7 lutego 2013

O adoracji Najświętszego Sakramentu...


Już kiedyś pisałam, że w każdy czwartek  po wieczornej Mszy św. w naszym kościele jest adoracja Najświętszego Sakramentu… Dzisiaj również! To piękny czas. Stoi monstrancja na ołtarzu, Pan Jezus ukryty w małej Hostii spogląda na swe ukochane dzieci… A my, wpatrzeni w biały Chleb, trwamy w ciszy… Wtedy można usłyszeć bicie swojego serca i własne myśli…

Ku Najwyższemu kieruję modlitwę uwielbienia i dziękczynienia za to, że zawsze jest z nami, że nas kocha… Ta pewność pozwala żyć…


 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Gdy Pan Jezus jest w sercu...


Gdy Pan Jezus jest w sercu,

wszystko wokół pięknieje…

Szarzyzna zmienia się w błękit…

Słońce wesoło złotem świeci

i błękitu nieba kawałek odsłania…

Księżyc słońcu nisko się kłania…

Radośnie śpiewa kos w Małgosi ogrodzie…

I bardziej przyjaźnie uśmiechamy się co dzień…

Szara wstęga ulicy zdaje się srebrzysta…

Łzy są jakby mniej słone,

krzyże jakby lżejsze,

choć wcale nie krótsze ani wcale mniejsze…

Ciemność jakby jaśniejsza…

Samotność mniej samotna…

Cierpliwość bardziej cierpliwa,

pokora cicha, wcale niechełpliwa…

Radość tak przedziwnie radosna…

Bo wraz z Jezusem w sercu gości wiosna…

Wiosna marzeń i nowych nadziei,

co złość w piękno i dobro przemieni…

 

To wszystko Chrystus w swej miłości sprawia!

Czy cię ta miłość nie zastanawia?