niedziela, 2 października 2011

U Matki Bożej w Tichalinie...

Po południu udajemy się do niedalekiej Tichaljiny. Kazik zabiera skrzypce. W drodze towarzyszy nam dobry znajomy, o. Augustyn Pelanowski. Dotąd o nim nie wspominałam. To jeden z dwóch naszych „misjonarzy”, którzy głoszą (z kasety) bardzo nietypowe rekolekcje. O. Augustyn ma szczególny dar przekazywania Bożego słowa – wiele tu śmiechu i żartów, ale na pewno jego wskazania głęboko zapadają w serca i umysły. Chciwie i z wielką uwagą wsłuchujemy się w jego słowa. Dzisiaj przedmiotem rozważań jest maska, w którą przyobleka się człowiek, czyli każdy z nas. Aby stanąć przed Bogiem, musimy zdjąć maskę! Jeżeli nie „ogołocimy się”, nasz żal za grzechy nie będzie prawdziwy. Najczęściej widzimy tylko wady innych, rzadziej (albo wcale) - swoje. Dzieciom mówimy: Jaki jesteś podobny (w złych uczynkach) do ojca, matki, babci (w zależności, kto to mówi), tylko nie do mnie. Nie chcemy, nie umiemy dostrzec swoich błędów, wad... Naprawdę – dzieci są naszym odbiciem, również zła, które jest w nas. Swojego zła nie widzimy, dopóki nie zajrzymy do swego wnętrza. Im głębiej patrzysz w swoje wnętrze, tym bardziej stajesz się wolny. Wstyd, smutek, żal – przed Bogiem.
Hania sugeruje, by w kontekście tej homilii zrobić w czasie Mszy św. rozrachunek z samym z sobą, wzbudzić szczery żal za grzechy i przeprosić Boga.
Kościół w Tichaljinie nosi imię św. Eliasza. Jak wszystkie tutejsze budynki sakralne – jest bardzo skromny, ale piękny w swej prostocie. W prezbiterium – krzyż, wkomponowany w metalową konstrukcję. Po lewej stronie – figura Matki Bożej, przywieziona z Medjugorie! Po prawej Pan Jezus szeroko otwiera ramiona, na głowie ma bardzo widoczne ślady cierniowej korony. Zdaje się wołać: Przyjdź do mnie, pomogę ci nieść twój krzyż; dzięki mojej miłości stanie się on lżejszy. Nie każ mi czekać!
W kościele, po lewej stronie poniżej ołtarza stoi bardzo piękna figura Matki Bożej, uważana za cudowną, bowiem modlący się tutaj pielgrzymi doznawali nadzwyczajnych łask i uzdrowień. Oto dość niezwykła historia figury: „Franciszkanin, o. Lovric, pojechał do Włoch, kupił tam figurę Matki Bożej. Wracając do swej parafii, został zatrzymany na granicy byłej Jugosławii. Celnicy zażądali bardzo wysokiego cła, którego proboszcz nie był w stanie zapłacić. Figura została zdeponowana na granicy. Smutny franciszkanin przybył na plebanię, zaczął pościć, by zaoszczędzić pieniądze na cło - przez trzy lata w większości jadł ziemniaki ze solą. Wreszcie zebrał pieniądze i odebrał figurę z depozytu. Przed figurą modliło się wielu pielgrzymów, zdarzały się przypadki niezwykłych uzdrowień, zwłaszcza, gdy proboszczem był o. Jozo Zovko.”
Z boku kościoła stoi kapliczka… W środku mieści się figura Najświętszej Panienki z szeroko rozłożonymi rękoma, po macierzyńsku przywołującymi każdego człowieka. Otwarte dłonie serdecznie zachęcają do złożenia w nich swoich spraw, problemów... Każdy z nas podchodzi bardzo blisko, staje naprzeciw Maryi, chwyta ją za ręce, ufnie spogląda w jej piękną, pełną dobroci twarz i powierza swe troski. Tysiące myśli i uczuć przelatuje przez głowę, serce bije z wdzięcznością... To Matka, która wszystko rozumie i kocha nas... Jak dobrze przy Tobie, Mateczko! Z Tobą nie zginiemy!
Poniżej - witam sie z Maryją;
powyżej - Jej powierzam mój zeszyt z notatkami