poniedziałek, 31 października 2011

W wigilię uroczystości Wszystkich Świętych…

     31 października – wigilia pięknej uroczystości – jednej z najbardziej radosnych – obok Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy… Msza św. w kolorze białym. Święto naszych patronów i zarazem nas wszystkich… I jakże radosna Ewangelia – Chrystus głosi osiem błogosławieństw… Są tak obiecujące, że muszę je przytoczyć w całości…
1.     Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
2.      Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
3.      Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
4.      Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
5.      Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
6.      Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
7.      Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
8.      Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.
Błogosławieni, czyli po prostu szczęśliwi.
No, i homilia o świętości zrodziła we mnie nadzieję, że może starczy miejsca w niebie… dla wszystkich, którzy bardzo tego pragną!

Dopełnieniem radosnej atmosfery uroczystości Wszystkich Świętych w naszym parafialnym kościele była – jakby to nazwać? – impreza, na którą przybyli „wysłannicy z nieba” w postaci przebranych świętych (spośród  młodych ludzi z naszej parafii)… Byli więc liczni aniołowie, Maryje, s. Faustyna, s. Teresa z Kalkuty… Ach, było tych świętych tak wielu, że nie zdołam ich wszystkich wyliczyć. Na czele korowodu kroczyli nasi kapłani: ks. proboszcz jako św. Tomasz z Akwinu i ks. Krzysztof jako św. Ojciec Pio!



Św. Tomasz z Akwinu i św. Ojciec Pio uważnie wsłuchują się w anielskie głosy najmłodszych...



Nasz ks. Proboszcz - jak zwykle - tryska humorem - jego święty Patron z Akwinu mu go nie poskąpił!!!
Św. Ojciec Pio wita się ze swymi duchowymi dziećmi




A tutaj słucha Świętej Pary z Nazaretu...



Było wspaniale!!! Kościół wypełniony po brzegi… Bardzo się cieszę, bo – jak się okazuje – można bardzo radośnie i w Boży sposób spędzić wigilię Wszystkich Świętych! Halloween w żaden sposób nie przystaje do naszej chrześcijańskiej kultury i polskiej tradycji! Nie musimy naśladować zachodnich wzorców – mamy swoje, znacznie piękniejsze!!!

W Ostii...

       Młody Augustyn niemało sprawił swej matce kłopotu… Monika była dumna z jego  doskonałych postępów w nauce… Z bólem serca jednak przyjęła wiadomość o jego odejściu od chrześcijaństwa i przyłączeniu się do Manichejczyków. Dodatkowym zmartwieniem dla matki było życie Augustyna w konkubinacie… Ostrzegała przed błędami i nigdy nie przestawała się modlić za niego… Aby mieć z nim bliski kontakt, opuściła rodzinną Afrykę i podążyła  do Rzymu … Doczekała się nawrócenia syna! Augustyn został ochrzczony w noc Zmartwychwstania Pańskiego 387 roku; po tym ważnym wydarzeniu oboje pragnęli wrócić do Afryki, ale Monikę zatrzymała nagła choroba – po kilku dniach zmarła w Ostii – portowym mieście niedaleko Rzymu.
W swoich Wyznaniach Augustyn przytacza słowa umierającej matki: Mój synu, jeżeli chodzi o mnie, to nic już nie trzyma mnie w tym życiu Co jeszcze trzymało mnie przy życiu, to była jedynie nadzieja zobaczenia ciebie jako wierzącego chrześcijanina. W swojej dobroci Bóg udzielił mi tego, gdyż teraz zobaczyłam ciebie jako Jego sługę.
Monika została pochowana w Ostii. Około 1170 roku część jej relikwii przewieziono do Arras we Francji, inna część relikwii, w 1430 r. została przeniesiona do kościoła Sant'Agostino w Rzymie.
W 1945 r., na placu św. Aurei - kościoła parafialnego Starej Ostii - odkryto fragment zapisanego kamienia nagrobnego z jej nagrobka, Napis na nagrobku głosi: Tutaj znalazła miejsce spokoju najbardziej oddana matka swego syna.

Udałam się do Ostii… Chciałam zobaczyć to miasto, które wsławiła swą obecnością św. Monika… Zostały potężne ruiny, które dają wyobrażenie o wielkiej potędze! Niegdyś Ostia była znaczącym portem; życie zamarło w niej w IV wieku… Dzisiaj wygląda tak…

Główna ulica Ostii - Decumanus Maximus




Ogólny widok




Potężne mury robią wrażenie...

Teatr zachował się w całkiem dobrym stanie...






I ja tam byłam...














W odwiedzinach u św. Augustyna i św. Moniki…


Nareszcie udało mi się dotrzeć do kościoła św. Augustyna… Zapytacie, co w tym dziwnego. Otóż jest taki zwyczaj w Rzymie (podyktowany koniecznością dostosowania rytmu życia do męczących upałów), że o godzinie 12.00 zamyka się kościoły; otwiera za trzy godziny. Dlatego cieszę się, że wreszcie udało mi się zdążyć, by złożyć wizytę mojemu ukochanemu Świętemu i jego Matce… Kościół ogromny – „wyrasta” poza ramy piazza di Sant’Agostino…


Fasada kościóła św. Augustyna
Nie będę nikogo przekonywać, że świątynia jest niezwykle piękna, bo mogłabym nie znaleźć odpowiednich słów… Powiem tylko, że jeden z filarów w nawie głównej został ozdobiony freskiem Rafaela – to Prorok Izajasz. A zaraz przy wejściu po lewej stronie zachwyca dzieło Caravaggia Madonna dei PellegriniMadonna pielgrzymów, zwana też Madonną Loretańską…
    A gdzie ten św. Augustyn, którego imię nosi kościół? Jest, jest… W poprzecznej do nawy głównej - na obrazie Giovanniego Francesco Barbieriego - przedstawiony wraz ze św. Janem Ewangelistą i św. Hieronimem…A w kaplicy jemu poświęconej - na obrazie w ołtarzu - ze św.  Janem Chrzcicielem i św. Pawłem





    O moim podziwie dla św. Augustyna wspominałam już niejednokrotnie; dzisiaj kilka słów – o jego świętej Matce – Monice… Z wielu względów ta postać jest mi szczególnie bliska! Dlaczego? Bo była wzorową matką, którą chciałoby się naśladować. Tak gorliwie modliła się o nawrócenie swojego syna, jemu poświęciła znaczną część  życia, by zawrócić go z błędnej drogi… Jest dla mnie (myślę, że nie tylko dla mnie!) ideałem matki, ale i osoby, która całkowicie zaufała Bogu…
Sarkofag z relikwiami św. Moniki

Św. Monika na łożu śmierci



    Odwiedziny kościoła św. Augustyna i jego Matki stały się doskonałym pretekstem do podzielenia się ważnym dla mnie „zdarzeniem”, które miało miejsce w 1994 roku… Otrzymałam wtedy od znajomej książeczkę, która opowiada o pewnej matce modlącej się za swojego syna właśnie do św. Moniki… Gdy modły trwały już kilka lat i zdawały się nieskuteczne, strapionej matce ukazała się św. Monika, szczerze radząc, by prośby skierować do Matki Bożej poprzez Różaniec… Odmawiaj tajemnice bolesne za swoje dziecko! (…) Niech każda matka odmawia je za swoje dzieci, Maryja na pewno pomoże! – usłyszała.

    Dzielę się tym z wszystkimi, którzy czytają mój blog! Wierzę w moc modlitwy różańcowej! Kończy się październik, poświęcony nabożeństwom różańcowym, ale nie kończy się Różaniec w naszym życiu! Warto kochać RÓŻANIEC – Maryja pomaga! Zawsze – ilekroć Ją o to poprosimy z wielką ufnością i wiarą!       



piątek, 28 października 2011

     Jest taki kościółek w Rzymie niedaleko placu św. Piotra… Pod wezwaniem Ducha Świętego… Piękny, jak wszystkie rzymskie świątynie! Szczególna opieka Ducha Świętego skłania do odwiedzin, któż bowiem nie chciałby Jego błogosławieństwa…
    Użyłam słowa „kościółek” bardziej z miłości do Ducha Św. niż sugerując wielkość świątyni… Fasada niekoniecznie musi przyciągać oko, ale gdy tylko otworzy się podwoje, oczom ukazuje się piękne barokowe wnętrze – ściany zdobione malowidłami, uwieczniającymi sceny z życia postaci ze Starego i Nowego Testamentu… Kościół ma bogatą historię – jego początki datuje się na VIII wiek, był kilkakrotnie przebudowywany, ostatecznie zachowano barokową postać…
Ale dla mnie najważniejsza jest kaplica poświęcona Miłosierdziu Bożemu oraz św. s. Faustynie. Znajduje się w niej obraz Jezusa Miłosiernego autorstwa Piotra Moskala z 1994 roku, figura  św. s. Faustyny oraz jej relikwiarz, który ofiarował Ojciec Święty Jan Paweł II na pamiątkę jej  kanonizacji.
Cieszę się, patrząc na Jezusa Miłosiernego i na statuę Jego Sekretarki… Chyba nie ma już żadnego kościoła na świecie, w którym nie byłoby tego wizerunku z podpisem Jezu, ufam Tobie!  

Kościół Ducha Świętego (zdjęcie z Internetu)





czwartek, 27 października 2011

Przerywnik w wędrówce po Rzymie…

Otrzymałam kolejne zapytanie, dlaczego piszę właśnie w taki sposób na moim blogu… Odpowiadam! Mój blog jest taki, a nie inny, bo jest wynikiem potrzeby serca (rozumu też!)… Dlaczego powinnam pisać na tematy, które poruszają tysiące ludzi? Piszę o tym, co myślę, czuję i przeżywam, o tym, do czego dążę… Dzielę się refleksjami, które wydają mi się ważne… Uważam, że nie można karmić się jedynie trudną rzeczywistością – często szarą i pozbawioną nadziei – ale trzeba bardziej zastanowić się nad sobą, by podążać drogą ku PRAWDZIE…
    Oczywiście realia życia nie są mi ani obce, ani obojętne, sama w nich uczestniczę, ale można znacznie pogłębić swoje życie wewnętrzne – jako, że „nie samym chlebem żyje człowiek” – homo sapiens
    Przytłoczeni codziennością, nadmiarem różnych zdarzeń, którymi karmią nas media, często nie mamy czasu ani ochoty, by zastanowić się nad swoim wnętrzem, wejść w głąb siebie… Dlatego powstają blogi! Autorzy piszą o tym, co ich cieszy i boli, o tym, co dla nich najważniejsze… Dla mnie jest właśnie to! Pisząc, uświadamiam sobie swe niezliczone braki i błędy… Podążanie ku lepszemu jest piękne i na pewno potrzebne każdemu z nas…

    Są ludzie, których podziwiam, od których nieustannie się uczę – wśród przyjaciół, znajomych, bliskich (wrogów też!).  Ciągle powtarzam, że chciałabym mieć
miłość do ludzi naszego kochanego bł. Jana Pawła,
radosną wiarę św. Franciszka,
mądrość św. Pawła,
odwagę św. Augustyna,
pokorę św. Faustyny,
pobożność św. Jana od Krzyża
i poczucie humoru św. Tomasza z Akwinu…

    Marzenia można mieć, prawda? Nawet trzeba, aby choć w tysięcznej części osiągnąć to, co prezentowali sobą wielcy Święci…

wtorek, 25 października 2011

O zachwycie Wiecznym Miastem parę słów…

Rzym - miasto moich marzeń i snów... Tam przez całe lata podążały moje pragnienia i myśli... W wyobraźni przemierzałam gwarne ulice, z podziwem spoglądałam na ruiny Wiecznego Miasta, przywoływałam w pamięci znane z historii postaci... I chyba zaprzyjaźniłam się z nimi tak dalece, że marzenia kolejny raz przyjęły realną postać...


Nad Wiecznym Miastem króluje Bazylika Św. Piotra 


"Ołtarz Ojczyzny" zbudowany na cześć króla Wiktora Emanuela, który zjednoczył małe księstwa w jedno państwo włoskie








 
To miejsce pozwala odpocząć w trakcie zwiedzania Muzeów Watykańskich




Aniołów w Rzymie jest wielu, Michał Archanioł góruje nad wszystkimi


Piazza Navona - piękny plac - miejsce trzech ogromnych fontann, a także - artystów, prezentujących swoje dzieła
Na Hiszpańsch Schodach...
Słynna Fontanna di Trevi ciągle zachwyca...









Przy fontannie di Trevi...


Obok Fontanny Trytona na Piazza Navona














W blasku słońca antyczne mury wydają się szczególnie piękne i tajemnicze... Podziwiam i przenoszę się dwa tysiące lat wstecz...


Wystarczyłoby powiedzieć: Rzym jest piękny! Chciałabym jednak nieco rozszerzyć to lapidarne stwierdzenie i podzielić się tym, co dane mi było zobaczyć, tym, co mnie urzekło... Prawdę mówiąc, oczarowało mnie absolutnie wszystko, każdy zakątek, bo wszędzie, dosłownie wszędzie ukryte jest piękno, które nieodparcie narzuca pytanie: Czy człowiek mógł dokonać takich dzieł?

Byłoby wielkim nietaktem wobec wielkości Rzymu stwierdzić, że widziałam wszystko! To, czym pragnę się podzielić, to zaledwie skromny fragment potęgi Wiecznego Miasta, fragment, który swoją urodą wprawił mnie w podziw... Chciałabym tam jeszcze powrócić…

U grobu Bł. Jana Pawła

    A jednak zdecydowałam się znowu powędrować ulicami Rzymu… Może niekoniecznie słonecznie i bardzo radośnie, ale – idąc - przywoływać minione zdarzenia z antycznego świata…
Rzym – miasto piękne, jak marzenie, można o nim śnić… Ale i uświadomić sobie, że to jedna wielka relikwia, bo ziemia, po której kroczę – to miejsca przesiąknięte krwią pierwszych chrześcijan, którzy nie bacząc na straszliwe męki, mieli odwagę oddać swe życie za Chrystusa… Bez tej świadomości moja wędrówka byłaby bardzo uboga!

    Rzym – a konkretnie jedno z jego wzgórz, Watykan - to przecież miejsce tak bardzo bliskie naszej Ojczyźnie i Polakom… Zaczynam więc moją wędrówkę od odwiedzin bł. Jana Pawła… Tak wiele sobie obiecuję po tej „wizycie”! Nie miałam szczęścia uczestniczyć na żywo w jakiejkolwiek audiencji, teraz mogę podejść bardzo blisko… Najpierw jednak trzeba stanąć w baaaardzo długiej kolejce, która okrąża plac św. Piotra… Biorę do ręki różaniec, by wypełnić czas. I dobrze! Zmówiłam całą część radosną…
    Ze wzruszeniem podchodzę do kaplicy św. Sebastiana w bazylice; tu znowu kolejka… Nareszcie jestem naprzeciwko Ojca Świętego; w ławkach sporo ludzi… Po policzkach płyną łzy wzruszenia… Jesteś tak blisko, Kochany Ojcze Święty! Spoglądasz na nas z wysokiego Nieba… Wierzę, że wstawiasz się za każdym z nas…
    Cisza sprzyja gorliwej modlitwie za dzieci, wnuki i całą rodzinę, za całą parafię, za bliskich i przyjaciół, ale także za tych, którzy daleko są od Boga… Czas płynie i modlitwy płyną… Serce rośnie, bo jakże może być inaczej, jeżeli ma się takiego Orędownika w Górze?!
    Kochany Ojcze Święty, zanieś nasze modły przed tron Najwyższego – sami nie damy rady!
Po jakimś czasie rozglądam się po kaplicy… Tłumy stoją za barierką, strażnicy wpuszczają kolejne osoby, wśród nich ludzie na wózkach, wielu bardzo młodych… Wszyscy wierzą w cud uzdrowienia…
    I kolejna refleksja: Panie Boże, czy dostatecznie często dziękuję Ci za zdrowie nogi, ręce i w ogóle za zdrowie? Czasami trzeba zobaczyć cudze nieszczęście, by nie narzekać na różne doświadczenia!
    Dziękuję Ci, Bł. Janie Pawle, za posłuchanie! Wierzę, że wsłuchujesz się w każdy głos, w każdą prośbę. Mój głos połączony z Twoim ma znacznie większą siłę!


poniedziałek, 24 października 2011

W kontekście niedzielnej Ewangelii i homilii…

    Na drzwiach naszego kościoła zostało umieszczone hasło: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ! Słowa dobrze znane, ale jak ich treść przekłada się na nasze życie? Otóż to! Gdyby się przekładały, nie byłoby złości, nienawiści, etc. etc. … Ciągle mam w żywej pamięci profanację krzyża i figury Matki Bożej w Rzymie oraz inne dzieła nienawiści…
Tymczasem w niedzielnej Ewangelii słyszymy po raz kolejny o miłości do Boga i drugiego człowieka… Miłość… jakże została spłycona jej wartość, jej sens! Jak to pojęcie się zdewaluowało…  Przed laty Piotr Szczepanik śpiewał: Kochać, jak to łatwo powiedzieć… Powiedzieć istotnie łatwo, trwać w niej – znacznie trudniej!
W kontekście niedzielnej Ewangelii nasuwają się niezliczone refleksje i pytania o tę miłość w naszym życiu… Jaka jest? Czy w ogóle jest? Czy umiem ją uzewnętrznić wobec drugiego człowieka – również tego, który mówi złe słowa, wcale nie jest miły, który krzywdzi, odbiera radość życia, niszczy… No, właśnie! A Jezus uparcie woła: Miłuj bliźniego, jak siebie samego!  
Trudna sprawa! Bardzo trudna, ale możliwa do wykonania… Tak myślę! Bo przecież każdy z nas pragnie być kochany lub przynajmniej akceptowany – ze swymi ułomnościami, wadami, przyzwyczajeniami… Jeżeli oczekujemy wiele, to sami też musimy ofiarować wiele…
Z pomocą zawsze przychodzi nam św. Paweł. Zachwycamy się jego słowami o miłości, gorzej jest chyba z ich urzeczywistnieniem!
Miłość na pewno nie jest łatwa, wręcz przeciwnie – jest bardzo trudna!!! Spłycona – nie jest miłością, ale nikłym jej cieniem…
Myślę, że warto bardziej zagłębić się w słowa Chrystusa… On pomoże! Odwołam się do usłyszanej niedzielnej homilii i powtórzę za ks. Krzysztofem słowa św. Augustyna: Mam kochać Pana Boga nie mglistym uczuciem, ale jasnym wyborem!  
Jestem przekonana, że jeżeli się zdecydujemy na miłość Boga (z jego wszystkimi przykazaniami!), to łatwiej będzie nam kochać drugiego człowieka… ON nam pomoże zwyciężać zło dobrem i nauczy najprawdziwszej miłości!
    Jeżeli Jezus stanie się naszą największą miłością, to wtedy będziemy silni i uniesiemy każdy krzyż. Wierzę w to!!!

Ps. Pewnie „usłyszę”, co ja wypisuję na moim blogu… Piszę o tym, co czuję i myślę;  bardzo chętnie wymieniłabym poglądy na powyższy temat, bo o miłości (nie tylko w relacji damsko - męskiej, ale tej znacznie szerzej pojętej) można mówić nieskończenie, to przecież ona trzyma nas przy życiu, prawda?!

piątek, 21 października 2011

    Zadaję sobie rozpaczliwie pytanie: komu przeszkadza Najświętsza Panienka? Kochana Mateczka, która tuli do serca każdego, nawet największego grzesznika… Zawsze gotowa do pomocy… Zawsze taka kochana, taka bliska każdemu swemu dziecku… Zawsze uśmiechnięta, łagodna, pełna miłości i dobroci… Zawsze wyciągająca swą matczyną rękę do każdego, kto potrzebuje pomocy… Cokolwiek by nie powiedzieć, zawsze będzie to mało, by w pełni oddać Jej miłość… Bo ta miłość przekracza nasze wyobrażenie… 
    Komu też przeszkadzał Krzyż – symbol największej miłości do człowieka. Chrystus otwiera tak szeroko swoje ramiona, wołając do każdego z nas: za ciebie umarłem i ciągle umieram, bo kocham cię, człowieku!!! Dlaczego więc tak bardzo mnie nienawidzisz?!

Pytam więc, dlaczego tak się stało… Byłam w Rzymie, nazajutrz po „ofensywie” młodych ludzi, którzy z niewyobrażalną nienawiścią zaatakowali domy, podpalali samochody, nawet rusztowanie koło jakiegoś domu… Jakby tego było mało, wtargnęli do salki - kaplicy tuż przy kościele parafialnym świętych Marcelina i Piotra przy via Lubicana… Zdewastowali Krucyfiks i figurę Matki Bożej!!!  Straszny widok – proszę zobaczyć!





Dzisiaj przyszła odpowiedź z GÓRY… Oto garść wiadomości z Internetu: Gigantyczna nawałnica, która przeszła nad Rzymem, doprowadziła do prawdziwego chaosu. Gigantyczna nawałnica, która przeszła nad Rzymem, doprowadziła do prawdziwego chaosu. Do tej pory wiadomo o jednej ofierze śmiertelnej. Na przedmieściach włoskiej stolicy w zalanej suterenie utonął mężczyzna. Władze miasta zapowiedziały, że wystąpią o ogłoszenie stanu kryzysowego w Rzymie.

Jedna ofiara śmiertelna, wiele osób uratowanych z zalanych samochodów i gigantyczny chaos komunikacyjny – to bilans burzy, która rano przeszła nad Rzymem i okolicami.
-         Stoimy w obliczu naturalnej klęski – powiedział burmistrz Rzymu. Strażacy i policjanci ratowali wiele osób zablokowanych w samochodach, w tunelach, a także w domach.
Sytuacja w mieście określana jest jako krytyczna; przez kilka godzin nie kursowało metro, doszło do paraliżu komunikacyjnego na zalanych ulicach i rzymskiej obwodnicy.
Burmistrz Wiecznego Miasta Gianni Almemanno poinformował, że w ciągu półtorej godziny spadły 74 milimetry deszczu. Dlatego – jak zapowiedział – będzie zabiegał o ogłoszenie w Rzymie stanu klęski żywiołowej. – Stoimy w obliczu naturalnej klęski, z którą musimy się uporać. To tak, jakby doszło do trzęsienia ziemi.
- Deszcz padał przez całą noc i nad ranem. Wejście do metra Giulio Agricola wyglądało jak rzeka, prawie wszystkie stacje były zalane, na peronie woda lała się z sufitu strumieniami. Całe miasto jest sparaliżowane, karetki przejeżdżają jedna za drugą – nadesłała Alert 24 Agata.

Czy zatem mam jeszcze wielkie pragnienie spacerowania po Rzymie słonecznym i radosnym? Na razie na pewno nie!


czwartek, 20 października 2011

Spacerując po Rzymie...

    Często spaceruję po Rzymie w swojej wyobraźni… Przywołuję znane z historii obrazy, budowle i postaci… Chodzę, rozglądam się i nieustannie podziwiam kunszt arcydzieł mistrzów starożytności, renesansu i baroku…
Tym razem jednak jest trochę inaczej, bo jestem tutaj naprawdę – w najpiękniejszym mieście świata, w którym mieszają się style i pamiątki, urzekając ciągle swym pięknem… Rzym odkrywam stale na nowo i ciągle czuję niedosyt… Bo jakże może być inaczej, skoro właśnie tutaj – w mieście najbardziej wrogim chrześcijaństwu – obrał sobie siedzibę Król królów… Ilekroć tu jestem, ta myśl wraca… Tu wszystko kłania się Bogu, niezliczone kościoły są takie piękne! Bazylika św. Piotra przyprawia o zawrót głowy! I ciągle nasuwa się myśl: Panie, jesteś większy ponad cezarów, Neronów i tych wszystkich, którzy chcieli Cię zniszczyć…Rzym wciąż trwa, składając swym pięknem hołd Najwyższemu!
To takie refleksje na początek! Mój spacer po Rzymie dopiero się zaczyna… 

wtorek, 4 października 2011

O Różańcu słów kilka...

    Różaniec... Któż z nas go nie zna? Któż, przesuwając jego paciorki, nie błagał Matki Najświętszej o pomoc w trudnych sprawach? Różaniec towarzyszy nam od I Komunii św. aż do śmierci, gdy najbliżsi oplotą nim nasze skostniałe ręce... Tak wiele znaczy w życiu każdego chrześcijanina... Jego wartości nie sposób przecenić! Zachęca do jego odmawiania sama Maryja. Zapewne każdy z nas doświadczył wielokrotnie jego cudownej mocy, gdy trudy i codzienne krzyże stawały się nie do zniesienia.
Właśnie wkroczyliśmy w miesiąc październik, gdy gromadzimy się na nabożeństwach różańcowych.
Czymże więc jest Różaniec?
Powstał z inicjatywy samej Maryi, która w odpowiedzi na gorliwe modły św. Dominika z prośbą o nawrócenie heretyków albigensów, poleciła jego odmawianie jako najbardziej skuteczny sposób pokonania zła. Ten fakt uwieczniła bardzo piękna pieśń Do Królowej Różańcowej. W trzeciej zwrotce śpiewamy: Skarb to wielki, który sama moc najwyższa obrała: Dominikowi podała Różańcowa Królowa.
W 1470 roku wielki czciciel Maryi – dominikanin, bł. Alan de Rupe, założył Bractwo Różańca św. Ostateczny kształt modlitwy różańcowej, w znanej nam obecnie formie, przyjęto na przełomie XVI i XVII wieku.

Skąd nazwa Różaniec? Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort  wyjaśnia, że słowo to oznacza koronę z róż. „Ile razy odmawia się pobożnie Różaniec, wkłada się na głowę Jezusa i Maryi koronę ze stu pięćdziesięciu róż białych i piętnastu czerwonych róż nieba: róż, które nie stracą nigdy nic ze swej świeżości ani ze swego blasku.”

    Począwszy od św. Dominika, Różaniec zyskał wielu entuzjastów i szczerych wielbicieli. Zakonnik stał się jego gorliwym apostołem. „Zaraził” miłością do Różańca tysiące ludzi, dla których głosił kazania.
    Św. Ludwik mówi o wielkim znaczeniu modlitwy różańcowej, podkreślając, że należy ją odmawiać „z wiarą, pokorą, ufnością i wytrwałością”. I gorliwie zachęca: „Wytrwaj więc, drogi bracie, w proszeniu Boga przez Różaniec św. o wszystkie łaski duchowe i cielesne, których potrzebujesz... I nie wątp, prędzej czy później otrzymasz ją, byleś tylko nie przestał odmawiać Różańca i nie zniechęcił się w pół drogi.”
Matce Najświętszej bardzo zależy na tej modlitwie! Prosi o nią we wszystkich objawieniach, wskazując w niej na ratunek dla świata -  czy to w Lurdes, Gietrzwałdzie czy  w Fatimie… W czasie objawień Matka Boża najczęściej w ręce trzyma Różaniec. Siostra Łucja tak komentuje fatimski apel Matki Bożej do ludzkości: „Odkąd Najświętsza Panna nadała wielką skuteczność Różańcowi Świętemu, nie ma takiego problemu – ani materialnego, ani duchowego, narodowego czy międzynarodowego, którego nie dałoby się rozwiązać przy pomocy Różańca Świętego i naszych ofiar. Odmawiany z miłością i pobożnością, pocieszy Maryję, otrze wiele łez z Jej Niepokalanego Serca.”
Czyż więc można zostać obojętnym na serdeczne wezwania naszej ukochanej Matki?      

    Na przestrzeni wieków było wielu ludzi, którzy bardzo kochali Różaniec i uważali go za najskuteczniejszą modlitwę… Do najbardziej znanych głosicieli modlitwy różańcowej należał wspomniany wyżej bł. Alan de Rupe. Za jego pośrednictwem Matka Boża przekazała piętnaście obietnic za odmawianie Różańca, wśród nich zapewnienie opieki i swego wstawiennictwa przy śmierci, uwolnienie duszy z czyśćca, wyjątkowe łaski, a także zapewnienie: „Otrzymacie wszystko, o co prosicie przez odmawianie Różańca.” .       
    Różaniec należał do stałej modlitwy tak wielkich ludzi, jak: św. Tomasz i św. Bonawentura, św. Franciszek z Asyżu, Edward III - król angielski, cesarz Karol V, królowa Maria Stuart, Zygmunt III Waza, Jan Kazimierz, Franciszek I, Ludwik XIV, Henryk IV, kompozytor Haydn i Mozart… Warto tutaj wspomnieć również sławnego rzeźbiarza Michała Anioła Buonarotti. W jego domu we Florencji wiszą na ścianach długie, bardzo zniszczone różańce, świadcząc swym wyglądem o częstym ich używaniu. Na obrazie, przedstawiającym Sąd Ostateczny artysta ukazał dwie dusze, z których jedna wciąga drugą do nieba za pomocą różańca. 
    We współczesnym świecie największym orędownikiem modlitwy różańcowej był bł. Jan Paweł II. Z wielką żarliwością zachęcał do jej odmawiania…
   Bardzo krzepiącą dla nas, Polaków, myśl wypowiedział wielki kardynał August Hlond, gorliwy czciciel Najświętszej Panny: „Jedyna broń, której Polska używając, odniesie zwycięstwo – to Różaniec.”

Ps. Moze znowu zapytasz, Drogi Czytelniku, jakim prawem wypowiadam się o Różańcu... Otóż dlatego, że kocham Różaniec i wierzę w jego moc!

       

poniedziałek, 3 października 2011

Kilka liczb...

Na koniec pozwolę sobie przytoczyć  słowa pani prof. języka słoweńskiego Zory Tavcar: Każdemu chciałabym polecić przyjazd do Medjugorja, by przeżyć pełnię życia duchowego i pokój.

A oto kilka danych, zebranych na podstawie obserwacji w czasie pielgrzymki do Medjugoria,   a potwierdzonych przez pismo Echo Maryi Królowej Pokoju, nr 212 z września 2005 r.
Przez Medjugorie przewijają się tysiące pielgrzymów, zwłaszcza w okresie letnim. W tegorocznym XVI Festiwalu Młodzieży, który miał miejsce w dniach 1 – 6 sierpnia 2005 roku
  • wzięło udział ok. trzydziestu tysięcy młodzieży ze wszystkich kontynentów;
  • uczestniczyło ok. pięciuset kapłanów;
  • w koncelebrze Mszy św. jednorazowo brało udział ponad trzystu kapłanów; homilie i świadectwa tłumaczono w piętnastu językach: angielskim, francuskim, włoskim, niemieckim, hiszpańskim, polskim, czeskim, słowackim, rosyjskim, węgierskim, rumuńskim, koreańskim, arabskim, albańskim, słoweńskim; adoracje – również w języku chińskim;
  • od rana do wieczora księża słuchali spowiedzi;
  • wzięli udział liczni dostojnicy kościelni, w tym kilku biskupów oraz generał zakonu franciszkanów, o. Jose Rodriguez Carballo;
  • grała międzynarodowa orkiestra i chór w liczbie dziewięćdziesięciu młodych osób z dwudziestu różnych krajów pod dyrekcją prof. Martina Pero Boras’a, przyczyniając się do stworzenia niepowtarzalnego nastroju w czasie Mszy świętych i nabożeństw;
  • różaniec i modlitwa wiernych były prowadzone w dwudziestu czterech językach;
  • udzielono ok. dziewięćdziesięciu tysięcy Komunii św.

Liczby imponujące!!! Byłam tam, widziałam i to wszystko przeżyłam! Moje świadectwo jest na pewno bardzo osobiste, pełne dobrych emocji, ale myślę, że nie napisałam niczego, co byłoby niezgodne z nauką Kościoła! Mam pełną świadomość, że to, co stało się udziałem sześciorga dzieci trzydzieści lat temu, musi być potwierdzone autorytetem Kościoła. I na ten głos Kościoła - my chrześcijanie – mamy obowiązek czekać!!!

Z całą pewnością jednak można powiedzieć, że Medjugorje – to miejsce modlitwy – gorliwej i pięknej!


Jeszcze kilka refleksji...

    Na koniec – kilka refleksji dotyczących Medjugoria. Nie sposób bowiem ich uniknąć – nasuwają się same... Być może zabrzmią patetycznie, ale tak właśnie to czuję: Medjugorie – to skrawek ziemi w dalekiej Bośni i Hercegowinie (Mieszkańcy uważają się za Chorwatów!), to miejsce niezwykłe, które uczy, jak trwać przy Bogu. To wzorzec dla nas wszystkich, współcześnie żyjących ludzi na całym świecie. To autentyczne królestwo Maryi, w którym Ona pokazuje, jak należy i można żyć, stając blisko Niej, czując się Jej dzieckiem.

Być może, zapytasz, Szanowny Czytelniku, dlaczego? Jeżeli jeszcze tam nie byłeś, to nie miałeś okazji doświadczyć dobra, które tam zewsząd płynie. Tam nie ma przekleństw, złości, nienawiści... Ludzie przyjaźni, normalni, ale pozbawieni blichtru współczesnego świata. Tam miłość do Boga i Maryi nie jest dewocją, ale autentycznym uczuciem, które ludzie żywią w swych sercach. Każdy postępuje w myśl Bożych praw, dąży ku lepszemu życiu. Najlepszym przykładem są narkomani, którzy właśnie tu, w Medjugorie, odnajdują prawdziwy sens życia.
Medjugorie – to naprawdę przedsionek nieba! Nie widziałam żadnych nadzwyczajnych znaków (na które – przyznam – po cichu liczyłam), a jednak bardzo mocno wierzę, że jest to miejsce, w którym króluje Niebieska Matka. Myślę, że najważniejszym namacalnym znakiem jest przemiana ludzkich serc. Czyż trzeba większych cudów?
Jestem osobą wierzącą i jako taka – może nawet miałam o sobie dość dobre zdanie. Tutaj, w Medjugorie, Pan Bóg całkowicie mnie przenicował! Nie obawiam się tego publicznie powiedzieć. Zmieniło się bardzo wiele we mnie, w moim wnętrzu, w sposobie postrzegania drugiego człowieka. Dobre zdanie o sobie gdzieś daleko uleciało... Bo przecież ciągle jesteśmy w drodze, w drodze przemiany swego wnętrza i jak mu się dobrze przyjrzymy, to okaże się, że wcale nie jest takie znowu piękne!!!
Wiem też z całą pewnością, że Pan Jezus i Maryja – to postacie prawdziwe, żywe, które kochają nas i pragną nam przyjść z pomocą. Być może, ta pomoc nie zawsze jest na miarę naszych oczekiwań, ale jest znacznie większa, niż byśmy pragnęli. Myślę, że miał rację zakonnik, który powiedział, iż – aby stać się dzieckiem Maryi - trzeba z całą ufnością zbliżyć się do Niej i poprosić o opiekę. Wtedy nawet krzyże codzienności staną się lżejsze. Przynajmniej warto spróbować!
Do Medjugorie podążają mali i wielcy tego świata, by tutaj doświadczyć autentycznej miłości i bliskości Maryi,
by zachwycić się Jej pięknem, które rozsiewa wokół siebie,
by znaleźć odpowiedź na wszystkie trudne pytania,
by błagać o pomoc w rozwiązaniu trudnych problemów. I – jak dotąd – nikt się nie zawiódł!
Medjugorie nie skończyło się wraz z powrotem do domów! Medjugorie trwa w nas, w naszych sercach... Trwa wewnętrzna cisza, miłość do Maryi i Boża radość…

Pożegnaie z Maryją

O godz. 7.00 uczestniczymy we wspólnej z inną polską grupą Mszy św. Wyruszam z domu przed 6.00, by jeszcze choć trochę pobyć „sam na sam” z Maryją. Z góry Kriżevac dochodzą radosne dźwięki i śpiewy – to młodzież od bardzo wczesnych godzin chwali Boga na Mszy św. Wczoraj wieczorem pielgrzymi udali się na Kriżevac, by tam oczekiwać na dzisiejszą poranną Mszę św. o godz. 5.00.


Idę i wsłuchuję się w radosne Alleluja... Uświadamiam sobie, że to już ostatni dzień pobytu u Maryi.  Jak to szybko minęło! Kościół – niestety – jeszcze zamknięty! Wszyscy ojcowie franciszkanie na górze Kriżevac! Klękam więc przed bramą i odmawiam różaniec w intencji moich dzieci. Błogosław im, Mateczko – teraz i zawsze! Miej je w nieustannej opiece, prowadź je, pomagaj, umacniaj ich wiarę...
O godz. 6.30 – Msza św. dla Chorwatów w kaplicy. Dołączam do nich... Pełna kaplica! Oni również przyszli pożegnać się ze swoją ukochaną Gospą... Na koniec - pieśń  Gospa, Majka moja, Kralica moja”. Ludzie ocierają łzy. Żegnaj, Majko!
     O godz. 7.00 – Msza św. dla Polaków. Znowu pełna kaplica, ludzie nie mieszczą się w środku, stoją również na zewnątrz; tłumnie przybyli tutaj, by po raz ostatni przed wyjazdem uczestniczyć w Eucharystii.  Dziewięciu kapłanów w koncelebrze, wśród nich – nasz ks. Darek.
    Pierwsza sobota miesiąca. Co za szczęście! Dzisiaj kończę dziewięciomiesięczną nowennę do Matki Bożej. Ostatni jej etap przypadł właśnie tutaj, w Medjugorie. Intencje są Ci dobrze znane, Mateczko... Co za radość, Maryjo, u Twoich stóp zakończyć tę nowennę! Poprzez nią obiecujesz wielkie łaski! Cały czas łączyłam ją z codziennym Różańcem.
Dzisiaj uroczystość Przemienienia Pańskiego! Mszę św. i Komunię ofiaruję jako wynagrodzenie za wszystkie łaski, które tutaj otrzymałam zarówno ja, jak i ta liczna rzesza krewnych, przyjaciół i znajomych, których polecałam Bożej i opiece Maryi. Kapłan nas błogosławi, życząc, byśmy to błogosławieństwo przenieśli do naszych domów, rodzin i ojczyzny.
Po Mszy św. biegnę jeszcze na chwilę, by pożegnać się z Maryją. Nie opuszczaj mnie, pomóż trwać przy sobie, wspieraj... Trudno powstrzymać łzy... Mateczko, Ty jesteś wszędzie, króluj więc w naszej rodzinie. Pomóż „przenieść” te wszystkie łaski, którymi tutaj nas obdarowałaś!

Zakończenie Festiwalu Młodych

Wieczorna Msza św. Kolejny raz przy ołtarzu staje ponad trzystu kapłanów! Na początku zabiera głos proboszcz parafii św. Jakuba w Medjugorie, o. Branko Rados.
Droga młodzieży! Zbliża się do końca XVI Festiwal. Ofiarujmy tę Mszę św. za te piękne świadectwa wiary. Dzisiaj jest wśród nas generał zakonu franciszkanów, ojciec Jose Rodriguez Carballo – to dla nas wielki zaszczyt! Patrząc na ciebie, czcigodny Ojcze, widzimy samego św. Franciszka, który zachęca, by czynić dla Boga coraz więcej.
Niech będzie to wieczór modlitwy i skupienia. Niech nas poprowadzi Duch Święty! Wraz z wami pojawia się radość i życie. W Medjugorie doświadczamy uniwersalności naszej wiary. Dziś nasza radość jest szczególnie wielka, ponieważ wznosi się ku Niebu modlitwa tysięcy serc...
Słowa proboszcza wywołują ogromny entuzjazm!
Następnie przemawia ojciec Jose Rodriguez: Największą dla mnie radością jest przybycie tutaj. Wzywam was, byście modlili się za cały Kościół, kapłanów, zakonników, aby Pan obdarzył nas łaską; o pokój na świecie, aby Bóg obdarzył nas darem pokoju, a was, młodych, uczynił orężem pokoju. Wzywam was do modlitwy o powołania kapłańskie. Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało! Módlcie się, drogie dzieci, aby przybywało ich w winnicy Pana. Franciszkanie służą Mu prawie osiemset lat, właśnie przygotowują się do obchodu tej okrągłej rocznicy...

Konferencja o wierze

Kolejna konferencja dotyczy wiary... Wiara w Chrystusa zmartwychwstałego łączy nas wszystkich... Dobrze jest chwalić Pana po chorwacku, włosku, hiszpańsku... Jestem szczęśliwy, że słyszę mój hiszpański język, że język jednoczy nas wszystkich niezależnie od szerokości geograficznej. Pomódlmy się w ciszy o pomoc do Jezusa zmartwychwstałego, abyśmy umieli przyjąć słowo Boże i odważnie umieli je głosić. Posłuchajmy ośmiu błogosławieństw z Ewangelii św. Mateusza…
Jesteśmy na początku III tysiąclecia, na początku tej nowej drogi, która powinna przynieść wiele nadziei. Tymczasem toczą się wojny, rozlewa się plaga terroryzmu, nienawiści, zemsty... To chleb powszedni! Gdzie jest pragnienie pokoju i braterstwa? Gdzie są wszystkie obowiązki, które przejęliśmy? Nasz świat jest chory z egoizmu, z powodu żądzy władzy i mocy. Naszemu światu brakuje altruizmu, zgody, otwarcia na drugiego człowieka; brak wyciągniętych rąk do ludzi, którzy od nas się różnią.
W naszym świecie potrzebni są ludzie miłości, potrzebne są błogosławieństwo i miłość. Pan mówi do nas: Dlaczego cały dzień nie pracujecie w mojej winnicy? Zacznijmy tę pracę, zacznijmy budować społeczeństwo przebaczenia, kulturę miłości.
Drodzy młodzi! Przyjdźcie pracować w winnicy Pańskiej! – Tu jest miejsce dla wszystkich, którzy chcą budować królestwo Boże. Osoby konsekrowane powinny być prorokami Bożej miłości.
Młodzi! Jesteście nadzieją świata! W waszych sercach widziałem moc zbudowania nowego świata! Macie tę moc! Rozpocznijcie od Jezusa, który w kazaniu na górze stawia fundamentalne podstawy nowego życia. Odkryjcie Jezusa, który jest jedyny, który może nam pomóc. Pokażcie to przez wasze życie i wasze słowa. Jezus mówi: „Patrzę na ciebie z miłością!” On zna twoją historię i wzywa cię do pracy w swojej winnicy. Idąc drogą błogosławieństw, jeśli chcesz być szczęśliwy, szukaj Jezusa! Nigdy nie zapominaj, że szczęście osiągamy dzięki Niemu! Przyjmij projekt błogosławieństw – to droga prawdziwego szczęścia! Tak czynią ludzie dobrej woli! Uczyń to i ty!
Drodzy młodzi! Czy zapytaliście się, czego Jezus oczekuje od was? Osiemset lat temu młody Franciszek modlił się: „Panie! Czego pragniesz, bym uczynił?” Pan odpowiedział: „Idź i przygotuj mój Kościół!”
Do tego zadania i wy, młodzi, jesteście powołani! Nie bój się! Darujmy się w całości Jemu, nie znając powodów. Może zrodzi się mnóstwo wątpliwości. Trudno nieraz wykonywać wolę Bożą, ale nie traćcie ducha! On wam pomoże!