wtorek, 29 listopada 2011

Adwentu nadszedł czas…

      Kolejny Adwent anno Domini 2011 rozpoczęty! Czas oczekiwania, czas przygotowania na ostateczne przyjście Chrystusa w chwale… To właśnie uświadomiła nam niedzielna homilia ks. Proboszcza! Bo na ogół adwent traktujemy tylko jako tygodnie poprzedzające Boże Narodzenie, nie zdając sobie sprawy ze znacznie szerszego kontekstu tego pięknego czasu… Dlaczego pięknego? Cóż bowiem może być piękniejszego nad oczekiwanie przyjścia samego Chrystusa – Boga? I połączona z tymże przyjściem nadzieja na ujrzenie GO w chwale, a także nadzieja na wyzwolenie nas z grzechu, na ujrzenie piękniejszego świata – wolnego od przyziemnych trosk, cierpień i niedoskonałości… To oczekiwanie wydaje się może nieco irracjonalne, ale wsłuchując się w codzienne słowo Boże, z łatwością odczytamy to, co przekazuje nam Chrystus…
Adwent w moim życiu też jest (i zawsze był) pięknym czasem! Może kiedyś nie do końca rozumiałam jego znaczenie, ale wspominam ten czas z prawdziwym wzruszeniem… To prawda, że z perspektywy minionego życia wiele spraw widzi się inaczej, ale na pewno adwent jest tym czasem, który trwa w mojej pamięci nieustannie… Gorliwa modlitwa naszej drogiej Mamy, rozmowy z Ojcem o przygotowaniu serca, także duchowe przygotowanie przez kochaną s. Bobolę Nowakowską w Krucjacie Eucharystycznej, no, i oczywiście – roraty! W moich rodzinnych Pniewach były odprawiane o godz. 6.30… Trudno było niekiedy wstać, bo zimno, niekiedy spadł już śnieg, ale… jaka radość z pokonania lenistwa! Wystarczyło przekroczyć próg kościoła i usłyszeć potężny dźwięk organów, by w sercu rozlało się takie miłe ciepło…
Archanioł Boży Gabriel posłan do Panny Maryi… Kocham pieśni adwentowe! Są takie dostojne, poważne, ale i piękne w swej wymowie… To taka muzyka, która stroi serce na radosne Boże Narodzenie… Jeżeli połączymy ją z modlitwą uwielbienia Boga i dziękczynienia, to na pewno dobrze przeżyjemy ten czas… Czas poprzedzający przyjście Pana… Bo adwent – to szkoła czekania! Zatem – Nie prześpijmy adwentu! – jak zachęca ks. Krzysztof…   

piątek, 25 listopada 2011

O adoracji Najświętszego Sakramentu

Dzisiaj, 25 listopada, trwa w naszej parafii całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Piękny zatem dzień!
Adoracja – to czas ciszy i wewnętrznej modlitwy, miejsce spotkania  z Chrystusem. Jego bliskość sprawia, że pragniemy stać się lepszymi ludźmi, że potrafimy dostrzec swoje błędy…
Jakie to piękne! – tak stanąć przed Nim twarzą w twarz, wpatrywać się w białą Hostię w absolutnym przekonaniu, że On jest tam żywy i prawdziwy; opowiedzieć Mu swoich radościach i troskach, i po prostu… być z Nim! Klęczeć u Jego stóp…

Przygotujmy się zatem do tego spotkania! Uklęknijmy przed Nim w pokorze, zróbmy najpierw rachunek sumienia, żałujmy za nasze grzechy i prośmy o pomoc we wszystkich naszych sprawach… Czekajmy z miłością i wiarą na Jego słowa, na dobre natchnienia… I wpatrujmy się w to najświętsze oblicze… 
Oblicze Chrystusa… Jakże piękne i wymowne zarazem!
Ileż w nim miłości, łagodności,
ile dobroci i łaskawości,
ileż pokory - pokory samego Boga!
Wystarczy tylko patrzeć… Nawet nie trzeba wiele mówić… Wystarczy, że to On przemawia do nas słowem, natchnieniem, łagodnym spojrzeniem… I także – milczeniem…
Milczenie… Jakże ważne słowo! Czy umiem milczeć tak, jak Chrystus? Milczeniem odpowiadać na obelgi? na posądzenia? na krzywdę?
Ileż spraw niekiedy nas boli!  Tak bardzo, że nie umiemy sobie z nimi poradzić… Patrząc na Chrystusa, uczmy się od Niego – pokory i cichości serca!
Spójrzmy na KRZYŻ



czwartek, 24 listopada 2011

Cierpliwość - piękna cecha...

  Cierpliwość – to nie tylko piękna, ale i bardzo pożyteczna cecha. Może dlatego tak piękna, bo trudna do osiągnięcia… Pamiętam, jak mój dziadek w dzieciństwie często mówił do mnie: Dziewczę, ty jesteś w gorącej wodzie kąpana! I pewnie tak było… Ale przecież od dzieciństwa minęło sporo lat, a człowiek dojrzewa i się zmienia… Przynajmniej tej zmiany bardzo pragnie… Zmiany na lepsze oczywiście! Z perspektywy minionego życia dostrzegam ogromną wartość cierpliwości i… ćwiczę się w niej, chociaż niekiedy z miernym skutkiem!
Temat cierpliwości wywołał kapłan na wczorajszej Mszy św. Powtórzę za nim, że największe zwycięstwo jest to, które odnosimy nad samym sobą! W tym również, pokonując swoją niecierpliwość!
Życie codzienne jest tak szybkie (żeby nie powiedzieć: zwariowane), że nie mamy czasu (ani ochoty!) wsłuchać się w głos swoich bliskich, przyjaciół, kolegów z pracy i całkiem przypadkowych ludzi… Denerwuje nas ich pragnienie podzielenia się słowem, niecierpliwie zbywamy ich wynurzenia…
Bo cierpliwość – to sztuka słuchania i czekania! Przydaje się w relacjach z dziećmi, ze współmałżonkiem i w ogóle z każdym człowiekiem…
Przywołam słowa dominikanina, o. Wojciecha Jędrzejewskiego – słowa wypowiedziane w książce poświęconej Mszy św., wydają się bowiem niezwykle ważne w relacjach międzyludzkich… Kontekst potrzeby  cierpliwości jest tu znacznie szerszy i ma odniesienie do różnych sytuacji i postaw życiowych… „Sztuka czekania - to zgoda, aby ludziom, których upominamy, prosimy, ostrzegamy, ponieważ zależy nam na nich, dać czas na odpowiedź. Nie pozwalać sobie na zbyt łatwe zniecierpliwienie brakiem oczekiwanych zmian i próbę ich wymuszenia. Chociażby przez nieustanne „suszenie głowy” pod tytułem: „Ile razy ci mówiłem, żebyś…”, co nawet świętego może wyprowadzić z równowagi oraz uczynić zagorzałym wrogiem proponowanej mu cnoty.
Kto umie czekać, wiele zyskuje… Woli cierpliwie wysyłać dyskretne sygnały, nie tracąc nadziei na poprawę stanu rzeczy. Cierpliwość jest konieczna w sytuacjach ostrych konfliktów, pozostawiających urazy i złe wspomnienia. (…) Pojednanie zakłada konieczny czas, niekiedy bardzo dużo czasu. Nie mamy żadnego prawa domagać się, żeby ci, którzy cierpieli przez nas, odpowiedzieli natychmiast na wyrażoną skruchę i wyciągniętą rękę. Potrzebują na to czasu, a my - umiejętności czekania, brania pod uwagę rytmu, w jakim ludzie dojrzewają do przebaczenia. Uczymy się czekania na ludzi, liczenia się z ich powolnym niekiedy tempem dorastania do podjęcia proponowanego im dobra, kiedy patrzymy na mądrą cierpliwość Boga względem nas. W trosce o nasze zbawienie ON zawsze potrafi uwzględnić możliwości człowieka i czas potrzebny do dojrzałej odpowiedzi. Dzieje się tak w całej historii zbawienia i naszej osobistej.”
Czy we współczesnym świecie są ludzie cierpliwi, na przykład w znanym gronie? Pewnie, że są!!! Znam ich i podziwiam! I uczę się od nich! I równocześnie przepraszam tych wszystkich, którym okazałam zniecierpliwienie, bardzo tego żałuję! Sama bowiem doświadczam wiele dobra od różnych ludzi, nie zawsze umiejąc tym dobrem odpłacić!
Ciągle walczymy ze swoimi słabościami, prawda?!

sobota, 19 listopada 2011

Moi śp. uczniowie…


Im też należy się słów kilka… Wczoraj, po wieczornej Mszy św. modliliśmy się za nich Koronką do Bożego Miłosierdzia  To już bardzo długa „lista”… Wpisują się na nią również moi kochani uczniowie ze Lwówka i Pniew… Pamiętam ich dokładnie, widzę siedzących w ławkach, żywo dyskutujących na lekcjach języka polskiego… Widzę uśmiechnięte,  łobuzerskie buzie, które potrafiły rozbroić największy smutek nauczyciela… 
Jest ich już potężna „armia”, która stanęła na progach wieczności! Bogdan, Romek, Maryś, Marek, Paweł, Hirek, Zbyszek, Staszek, Rafał, Tomek, Zosia, Genek, Franek, Agnieszka, Róża… Ilu z Was już odeszło!
Jakże chciałoby się cofnąć czas, porozmawiać, razem przeprowadzić lekcję jubileuszową, na której pani była uczniem, a wybrany uczeń – nauczycielem…
Jakże chciałoby się posłuchać recytacji Koncertu Wojskiego czy Jankiela lub Zachodu słońca w Waszym wykonaniu…
Posłuchać argumentów przeciw wybranej lekturze…
Poczytać fragment ulubionej książki, przy której płakałam razem z Wami…
Zabawić się w inscenizację sądu nad Jackiem Soplicą czy inną postacią literacką…
Zrobić kolejną Szopkę Noworoczną i pękać ze śmiechu...
Poddać się Waszej surowej ocenie w myśl pouczeń Janusza Korczaka…
Jakże chciałoby się…

Modlę się za Was wszystkich… Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie!
Do zobaczenia w niebie, Kochani!

piątek, 18 listopada 2011

Staropolskie wypominki…

      Listopad powoli się kończy, ale wraz z nim nie kończy się nasza pamięć o tych, którzy odeszli do wieczności… Piszemy zaduszki, modlimy się… Kiedyś – o czym pisze Stanisław Wł. Reymont w „Chłopach”- nazywało się to „wypominki”… Nie tylko się modliło, ale i wspominało zmarłych…
     Ten staropolski zwyczaj upoważnia mnie niejako do przywołania postaci, które pamiętam z czasów dzieciństwa i młodości, spędzonej w moich rodzinnych, kochanych Pniewach.
Zatem powspominajmy...

Szkoło, gdy cię wspominam, oczy mam pełne łez… (J. Tuwim)

     Pniewska szkoła miała nauczycielskie filary...
     P. Jan Sławiński – wieloletni kierownik szkoły, ideał człowieka i nauczyciela. Był dla mnie wzorem w pracy, a zwłaszcza w nauczaniu języka polskiego… Człowiek niezwykle prawy, powszechnie szanowany...
      P. Marian Gasiński – nauczyciel historii. Nikt tak doskonale w czasach komunistycznych nie umiał przemycić prawdziwych informacji z dziejów naszej Ojczyzny, jak on! Jako oficer Wojska Polskiego przeszedł przez obóz w Starobielsku. Miał odwagę nam o tym opowiedzieć na lekcjach historii – wtedy!
     Pamiętam wielu wspaniałych nauczycieli z pniewskiej Szkoły Podstawowej. Z konieczności ograniczę się tylko do wymienienia ich nazwisk: p. Wanda Gasińska, p. Mumotówna (zapalona organizatorka wszystkich przedstawień teatralnych i licznych konkursów), p. Stefania Nowożyniuk, p. Kriegerowa, p. Wiszniewska (która swój patriotyzm okupiła dziesięcioletnim pobytem w radzieckim łagrze), p. Piskorska, p. Boberowa; zapaleniec harcerstwa - druh Marian Poszwiński i wielu, wielu innych… Dla nich nauczanie nie było pracą, ale solidną służbą młodemu pokoleniu! Wspominam ich z wielkim szacunkiem i sympatią.


Koło Śpiewacze Lira
     Miało ogromne zasługi na polu kulturalnym! Działa od ponad stu lat w Pniewach. Ale jak działa! Najstarsi, wielcy działacze odeszli już dawno do wieczności i pięknie śpiewają w niebiańskich ogrodach - oczywiście pod batutą p. Jana Frąckowiaka, niestrudzonego dyrygenta i organisty w pniewskim kościele. Do dziś słyszę jego donośny śpiew, którym od wczesnego ranka chwalił Boga i Maryję. Pamiętam również jego uroczą małżonkę, p. Marię, osobę o anielskiej dobroci i równie anielskim głosie. Ze wzruszeniem wspominam jej Ave Maryja Gounoda, które poruszało serca słuchaczy…
     Wśród śpiewających szczególnie wyróżniali się panowie Malinowscy – Wawrzyn oraz jego bratanek – Antoni, którzy zachwycali pięknymi tenorami. Natomiast p. Janicki – wspaniałym barytonem. Dzisiaj Pan Bóg z radością wsłuchuje się w niebie w ich śpiew. Tworzą już potężny chór!!! W gronie śpiewaków był również mój drogi Ojciec, Stefan, bardzo zaangażowany w kulturalną działalność chóru.
     Warto podkreślić, że pniewską „Lirę” tworzyli ludzie – zapaleńcy, którzy śpiewali na chwałę Bogu i Ojczyźnie. Organizowali życie kulturalne w Pniewach. Pamiętam liczne imprezy, które odbywały się w latach powojennych w obecnym budynku liceum oraz na tzw. strzelnicy – ówczesnej siedzibie Bractwa Kurkowego.


Przywołajmy ludzi związanych z pniewską farą…
     Ks. Stanisław Matuszczak, pierwszy po wojnie proboszcz w kościele św. Wawrzyńca... Przybył do Pniew prosto z obozu w Dachau. Kochaliśmy go wszyscy – i młodzi, i starzy. Wszystkie dzieci znał po imieniu! Miał szczególny dar jednania sobie ludzi. Zrobił bardzo wiele dla pniewskiej fary… Był to prawdziwy Boży zapaleniec!
     Wśród ludzi, związanych z kościołem był wieloletni kościelny, p. Białkowski. Wyróżniał się szczególną gorliwością i sumiennością… Pamiętam, ile radości sprawiał chłopcom, gdy pozwalał im uruchomić dzwon poprzez ciągnięcie długiej liny...
     Pozwolę sobie przywołać również inną postać, związaną z parafialnym kościołem w Pniewach, a mianowicie mojego dziadka, Romana Melonka, niezwykle pobożnego i dobrego człowieka. Jego służba polegała na żegnaniu zmarłych. Pełnił funkcję, która dzisiaj należy do zakładu pogrzebowego: organizował uroczystości pogrzebowe, troszczył się nie tylko o świece (które sam odlewał w odpowiednich formach), drzewka w donicach, specjalnie hodowane na tę okoliczność, ale i o wszystko, co potrzebne było do godnego odprowadzenia zmarłych. A nade wszystko – zawsze gorliwie modlił się za tych, którym towarzyszył w ostatniej drodze.
Założył Bractwo św. Walentego oraz św. Barbary. Wielka Święta odwdzięczyła się swemu czcicielowi: jego pogrzeb przypadł w dniu jej imienin.

     Pamiętam jeszcze wielu zasłużonych pniewiaków. Pamiętam, jak zasiadali wokół dużego stołu na imieninach mojego Ojca: p. Leonard Bogajewicz, postać niezwykle barwna i znana w Pniewach, p. Sobkowski, p. Przewoźny, zwany Wołodyjowskim, p. Śramkiewicz, p. Raczkowski, p. Malinowski, p. Frąckowiak, p. Snadny… Pamiętam ich wszystkich – wspaniałych ludzi, całym sercem oddanych Pniewom, szczerze zaangażowanych w życie religijne i kulturalne miasta. Co kilka lat ktoś odchodził i w końcu stół opustoszał…  Wszystkich łączyła miłość Boga i Ojczyzny. Każdy z nich wpisał się w sposób szczególny w historię Pniew…
     Niech pamięć o nich trwa…

     Wszystkim pniewiakom, którzy odeszli, a których bardzo dobrze pamiętam i serdecznie wspominam, dedykuję wiersz mojego śp. Brata Mariana…

Odeszliście za szybko,
zostały tylko pytania,
których nikt już nie zada!

Zostały puste fotele,
kawy niedopite,
obrączki rozbite,
książki nieprzeczytane,
papucie rozdeptane
i szlafrok rzucony niedbale…

Niedosyt nieprzegadanych nocy
I nigdy nierozwiązanych problemów…

Znowu spóźniliśmy się schwytać
Odchodzący czas…

Marian Stoiński, 2000



środa, 16 listopada 2011

Wędrowania nadszedł kres…

       Czas kończyć wędrówkę po Wiecznym Mieście! Można by jeszcze długo, długo  opowiadać… Pokazać wiele miejsc, podzielić się przeżyciami… Niech jednak wystarczy stwierdzenie, które umieściłam na początku moich wędrówek: Rzym jest niezwykle piękny! I… majestatyczny w tym pięknie! Uświęcony krwią naszych braci w wierze…
     Cokolwiek bym jeszcze napisała, będzie to tylko nikłym odblaskiem wspaniałych przeżyć, malowniczych widoków, zachwycających budowli, zwłaszcza kościołów, budowanych z taką pieczołowitością przez największych artystów wszech czasów na chwałę Bożą… To właśnie tam czerpałam nowe siły na kolejne lata życia, tam modliłam się o potrzebne łaski w codzienności, a także… o odwagę, bym umiała szczerze i prawdziwie napisać właśnie w tym miejscu, na moim blogu, o wszystkim, co wprawiło mnie w podziw i dać świadectwo swej wierze!
   
     Na koniec – jeszcze mała dygresja… Przez tyle lat miałam za złe Hrabiemu z Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza, że tak entuzjastycznie wychwalał włoskie niebo! Ale muszę przyznać, że jest coś urzekającego  w tym niebie… Ja też uległam jego urokowi!


































    Wracam  – napełniona samym pięknem i nową Bożą mocą - ale jednak i z tęsknotą za rodzimym krajobrazem, szarym niekiedy niebem, wiatrem, który smaga twarz… I powtarzam za Tadeuszem Soplicą:
Czyż nie piękniejsze stokroć wiatr i niepogoda?
U nas dość głowę podnieść, ileż to widoków!
Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków!
Bo każda chmura inna: na przykład jesienna
Pełznie jak żółw leniwa, ulewą brzemienna,
I z nieba aż do ziemi spuszcza długie smugi
Jak rozwite warkocze, to są deszczu strugi; (…)
(…) nawet te codzienne,
Patrzcie państwo, te białe chmurki, jak odmienne!
Zrazu jak stada dzikich gęsi lub łabędzi,
A z tyłu wiatr jak sokół do kupy je pędzi:
Ściskają się, grubieją, rosną, nowe dziwy!


I tak dalej, i tak dalej…

     Zachwyciłam się nie tylko włoskim niebem, ale wszystkim, co dane mi było zobaczyć w Wiecznym Mieście… Kocham jednak to, co nasze - polskie, ojczyste! Być może ktoś odczyta moje ostatnie słowa jako zbyt patetyczne... Myślę jednak, że nie należy się wstydzić swoich uczuć - zwłaszcza, jezeli one dotyczą ojczystej ziemi!!!

wtorek, 15 listopada 2011

Spacerując po Rzymie, nie można nie zatrzymać się na słynnym Kapitolu… Wzgórze to pełniło bardzo ważną rolę w życiu politycznym i religijnym starożytnych Rzymian. Na przestrzeni wieków Kapitol zmieniał swój charakter, a więc i wygląd. W XVI wieku Michał Anioł zaprojektował plac od nowa, a w jego centrum stanął posąg Marka Aureliusza dłuta wielkiego mistrza. Plac otaczają wspaniałe Muzea Kapitolińskie; podziwiać w nich można unikalną kolekcję antycznych rzeźb.


Po przeciwnej stronie  placu (jakby na jego tyłach) znajduje się Kościół Santa Maria in Aracoeli (Kościół Matki Boskiej Niebiańskiego Ołtarza). Jest niezwykle piękny, ale zasłynął głównie ze znajdującej się tam figurki Dzieciątka Jezus… Do kościoła prowadzą 124 stopnie (aż!). Są dość strome, ale turyści wspinają się po nich chętnie, acz mozolnie…

Odpoczynek w pół drogi...

Kościół ma ciekawą historię (powstał na miejscu świątyni Junony, a w XIII w. przebudowano go w stylu romańskim.)
Wspomniana figura Dzieciątka znajduje się w bocznej kaplicy. Została  wyrzeźbiona – jak podaje tradycja – z drzewa oliwnego, które rosło w Ogrójcu. Mimo że obecna nie jest już oryginałem (w 1994 roku została ukradziona), nadal cieszy się ogromnym kultem wśród dzieci i ich rodziców. Najmłodsi piszą listy do Jezusa i umieszczają je w znajdujących się na ołtarzu dwóch koszyczkach…






Ja wprawdzie listu nie napisałam, ale modliłam się za moje kochane wnuki i za wszystkie dzieci - znane i nieznane...






niedziela, 13 listopada 2011

Refleksje wokół niedzielnej (i nie tylko niedzielnej) Mszy św.…

     Msza św. w moim życiu znaczy bardzo wiele… Jest czymś ogromnie ważnym, żeby nie powiedzieć – najważniejszym! Do tej świadomości dojrzewałam lata całe… Mój dom rodzinny stał naprzeciwko kościoła, nietrudno więc było zrobić parędziesiąt kroków z rodzicami, babcią czy braćmi… Sama też lubiłam uklęknąć w bocznej nawie Matki Bożej i zanurzyć się w Jej miłości.
W miarę upływu lat pragnienie uczestniczenia we Mszy św. rosło… Jest bowiem tak, że im częściej chodzisz do kościoła, tym bardziej pragniesz spotkać się z Jezusem… W ciszy, skupieniu, w Jego wszechogarniającej miłości – na przekór lenistwu, krytyce i złym podszeptom! Wiesz, że ON tam jest – ukryty w małym tabernakulum… Patrzy na ciebie, wsłuchuje się bardzo uważnie w bicie twego serca, w twoje problemy i bardzo pragnie ci pomóc…
Z Jezusem jest tak, jak z ukochaną osobą, z którą chce się ciągle przebywać, patrzeć na nią, słuchać jej głosu, być jak najbliżej i jak najczęściej…
Msza św. – to codzienna, bezkrwawa ofiara Chrystusa… Jakże więc nie być jej świadkiem i uczestnikiem? Jakże więc nie stanąć pod krzyżem i stamtąd czerpać miłość, cierpliwość i samo dobro?!

Prawie od roku na spotkaniach duchowych dzieci św. O. Pio rozmawiamy właśnie o Mszy św., o jej poszczególnych elementach. Okazało się, jak niewielka była moja dotychczasowa wiedza! Ta wiedza nie jest jeszcze całkowita, ale na pewno bardzo się poszerzyła… Ks. Proboszcz bardzo cierpliwie i bardzo pięknie objaśnia nam każdy moment Mszy św. i każdy gest kapłana…
Msza św. – to wielkie Boże misterium!!! Uświadamiam sobie, że tak, jak dwa tysiące lat wstecz, tak i teraz Chrystus spogląda na mnie (i każdego z nas) z wysokości Krzyża i staje się obecny na ołtarzu w czasie modlitwy kapłana na przeistoczenie.
Szkoda, że często nie zdajemy sobie sprawy z tej żywej obecności! Kiedyś usłyszałam, że ktoś „zaliczył’ Mszę św. w niedzielę… Mszy św. się nie zalicza, ale w niej uczestniczy. Doświadcza się wtedy wielu, wielu łask. Wiedział o tym doskonale nasz duchowy Opiekun – św. Ojciec Pio! Sprawowana przez niego Msza św. trwała trzy godziny, czyli tak długo, jak męka Pana Jezusa na krzyżu. Mimo to gromadziła tysiące ludzi, którzy pragnęli w niej uczestniczyć... Nikt się nie nudził, wszyscy trwali w modlitewnym skupienieniu.




O św. Ojcu Pio słów kilka…
Skoro wywołałam postać św. Ojca Pio, to jeszcze kilka o Nim słów w kontekście moich wędrówek po Wiecznym Mieście… Otóż kult tego wielkiego Świętego we Włoszech jest bardzo widoczny – niemal w każdym kościele umieszczono jego portret. W jednym z nich znajdują się relikwie… (Niestety, ze wstydem przyznaję, że zapomniałam, jaki to kościół.) Nie zapomniałam jednak szczerze pomodlić się właśnie tam za całą moją parafię, za moich współbraci z Grupy św. Ojca Pio, polecając wszystkie ich sprawy…  

















 

piątek, 11 listopada 2011

W rocznicę odzyskania niepodległości…

      Dzisiaj 11 listopada – 93. rocznica odzyskania niepodległości naszej Ojczyzny… Ważna rocznica! I piękna! Skłania do głębszej refleksji nad dziejami narodu, nad naszą historią, ale także nad aktualną kondycją nas – Polaków… Może właśnie dzisiaj warto sobie uświadomić głębokie znaczenie słowa Ojczyzna… W jakiś przedziwny sposób znika ono z rozmów, z mediów… Szkoda! Bo mamy się czym chwalić i mamy z czego być dumni! Nie chodzi o tani patriotyzm, ale poczucie dumy narodowej z przynależności do polskiego narodu i polskiej ziemi… Często słyszymy: Czuję się Europejczykiem!, a przecież słowa: Polak – to brzmi dumnie! – powinny być ciągle aktualne! Utożsamiając się z moją Ojczyzną, z moim narodem, jestem jego nierozerwalną częścią i nie muszę się tego wstydzić! 
Zawsze ogromnie mnie wzrusza nasz hymn narodowy- uważam, że nie ma piękniejszego na świecie! Ale także - hymn Boże, coś Polskę –  wyrażający głębię naszych uczuć narodowych i religijnych, głoszący z wielką mocą wiarę i ufność w Bożą Opatrzność… Pokrzepiaj, piękna pieśni, nasze serca i naszą wiarę…

Nasza parafialna świątynia, pełna ludzi uczestniczących we Mszy św. za Ojczyznę, a później wspólnie z chórem śpiewających pieśni patriotyczne, rodzi nadzieję, że będzie coraz lepiej z naszym poczuciem przynależności narodowej…

Spacerując po Rzymie, z wielką dumą i radością odkrywałam polskie ślady! I właśnie dzisiaj chciałabym się tym podzielić…


W słynnym Panteonie w głównym ołtarzu -
obraz Matki Boskiej Częstochowskiej 


Tego WIELKIEGO POLAKA nie trzeba przedstawiać - zna go cały świat - BŁOGOSŁAWIONY JAN PAWEŁ II



W drodze do villa Borghese -
pomnik Mikołaja Kopernika



Polski kościół pod wezwaniem św. Stanisława
na via Botteghe Oscure



Wewnątrz kościoła - wiele polskich śladów, m.in. powyższy



W Muzeach Watykańskich jedna z sal została poświęcona naszemu królowi Janowi III Sobieskiemu.
To w szczególny sposób napawa mnie dumą!





W Bazylice św. Piotra na pasie prowadzącym do głównego ołtarza zostały umieszczone informacje o długości największych bazylik chrześcijańskich - wśród nich - Bazyliki Mariackiej w Gdańsku 




Pamiątkowa tablica na via Babuino, wmurowana w 150. rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego.na domu, w którym mieszkał



Aleja im. Adama Mickiewicza



Tuż obok Placu Hiszpańskiego, na Via Condotti, mieści się słynna kawiarnia – Caffe Greco. Było to ulubione miejsce spotkań środowiska artystycznego. Bywali tu Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Lenartowicz, Kraszewski, Żeromski…  



Wnętrze jest urokliwe... Ściany zdobią liczne, piękne obrazy...




Niewielki plac poświęcony pamięci Henryka Sienkiewicza



Polskich śladów jest dużo, dużo więcej, ograniczyłam się tylko do tych najbardziej znanych...








czwartek, 10 listopada 2011

Ostatnią drogą św. Pawła...

Spacerując po Rzymie, nie można zapomnieć o św. Pawle… Prawdę mówiąc, to już nawet nie jest spacer, ale wyprawa z konkretnym zamierzeniem: do miejsca ścięcia św. Pawła… Jest w Rzymie Bazylika Pawła za Murami – niezwykle piękna, jest wiele innych miejsc poświęconych wielkiemu Apostołowi… Wśród nich - miejsce, w którym zginął. To Tre Fonane! Miejsce urokliwe, jak wiele zakątków w Wiecznym Mieście… Można tu posiedzieć, zadumać się nad przedziwnym losem nie tylko Pawła, ale i innych Apostołów… Wszyscy (poza Janem) zginęli śmiercią męczeńską! Ileż trzeba było odwagi, by w nienawistnym chrześcijaństwu świecie głosić Boże prawdy, mając świadomość niechybnej śmierci… Te i podobne myśli ciągle wracają… Co zatem jest sprawdzianem mojej wiary? I każdego współczesnego chrześcijanina?
Naokoło - piękna zieleń, oleandry wabią swą wonią i przyciągają oko… Rosną po obu stronach drogi wiodącej do niewielkiego kościółka… Cykady „śpiewają” na chwałę Panu…Miejsce niezwykłe!
Wchodzę do środka – słychać dziwny szmer – to biją trzy źródełka… To właśnie tutaj został stracony Wielki Apostoł Paweł! Jako obywatel rzymski nie zginął na krzyżu, ale poprzez ścięcie mieczem. Gdy spadła głowa, potoczyła się po ziemi i odbiła w trzech miejscach. To właśnie tam wytrysnęły trzy źródełka, z których do dziś wybija woda…






Nad każdym źródełkiem mieści się maleńka kapliczka z odlewem głowy św. Pawła.

Do kościółka wiedzie solidna, kamienista droga… droga, którą Paweł był prowadzony na śmierć… Co myślał wtedy? Był smutny? Bał się? Czy też radował z rychłego spotkania z Mistrzem?
Przepraszam Cię, Kochany Święty Pawle za te małostkowe pytania – jesteś dla mnie WIELKI we wszystkim, co napisałeś, co stworzyłeś dla Boga - dzięki Jego nadzwyczajnej łasce!

To prawdziwe szczęście móc przejść część drogi,
którą przemierzał Paweł z Tarsu!



Kościółek (200 m od poprzedniego) w miejscu
 uwięzienia Pawła przed śmiercią


Nad kościołami i przyległym terenem sprawują pieczę ojcowie trapiści. Powyżej - ich kościół.


Przy wejściu na teren Tre Fontane stoi monumentalna postać Chrystusa, który zdaje się wołać do pielgrzymów:
Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście! 

środa, 9 listopada 2011

Na audiencji u Ojca Świętego Benedykta XVI…

     Środa – tradycyjnie poświęcona jest spotkaniu Ojca Świętego z wiernymi. Najczęściej – w auli Pawła VI. Trzymam w ręce zaproszenie i cieszę się na to spotkanie… Piękna pogoda sprzyja audiencji na placu św. Piotra… Ludzie ustawiają się w szczelnej kolejce – każdy chce zająć miejsce najbliższe papieżowi… Porządku pilnują karabinierzy, policjanci i wiele osób świeckich… Na placu – różnojęzyczny gwar – słychać Włochów (najgłośniejszych!), Niemców, Japończyków, Rosjan i … Polaków. Widać czarne twarze o promiennych uśmiechach… Napięcie rośnie! Nareszcie pojawia się Ojciec Święty…

Oto kilka zdjęć...


Góruje nad Wiecznym Miastem -
piękna, monumentalna, stworzona na chwałę Bożą -
Bazylika św. Piotra


  
W  oczekiwaniu na przybycie Ojca Świętego...

 



Strażnicy watykańskiego porządku - Gwardia Szwajcarska
oraz karabinierzy i obstawa cywilna




Ojciec Święty Benedykt XVI przejeżdżał tuż koło nas, pobłogosławił...







W Bazylice św. św. Janów na Lateranie...

9 listopada każdego roku Kościół obchodzi święto poświęcenia Bazyliki laterańskiej. Jest więc doskonała okazja, by napisać i o tym niezwykle ważnym miejscu… Byłam w bazylice, zachwyciłam się jej pięknem… To monument kultury chrześcijańskiej!
Oto garść informacji, które usłyszałam w dzisiejszej homilii… Bazylika św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty ma najwyższą rangę wśród wszystkich kościołów chrześcijańskich. Do chwili obecnej jest katedrą papieża, o czym głosi napis nad wejściem: Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta i Świata. I dlatego jako jedynemu kościołowi przysługuje jej tytuł arcybazyliki. To właśnie tu papież odprawia w Wielki Czwartek uroczystą Mszę świętą na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy.

Fasada Bazyliki


Wnętrze Bazyliki

Po drugiej stronie ulicy – naprzeciw Bazyliki – mieści się Baptysterium św. Jana. To właśnie tam znajdują się Święte Schody, przywiezione z Jerozolimy do Rzymu przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna. Miano świętych zyskały dzięki temu, że szedł po nich Jezus na rozmowę z Piłatem…
Poniżej – schody… Idzie się po nich na klęczkach, zanosząc równocześnie gorące modły do Boga w najtrudniejszych sprawach… Droga dość trudna, ale możliwa do pokonania! Zwłaszcza, gdy człowiek sobie uświadomi, że stąpał po nich sam Chrystus przed wyrokiem skazującym Go na śmierć… Po tych schodach idzie się z niezłomną wiarą, że zostanie się wysłuchanym!



Obydwa powyższe zdjęcia pochodzą z internetu