sobota, 30 marca 2013

Wielkanocne życzenia

 
Pan zmartwychwstał,
czas i nam powstać z martwych!
Niech zmartwychwstaną nasze serca,
aby miłością umiały ogarnąć każdego człowieka…
Niech zmartwychwstaną nasze umysły,
aby swoją wiedzę spożytkowały
na głoszenie chwały Bożej…
Niech zmartwychwstaną nasze ręce,
aby niosły samo dobro…
Niech zmartwychwstaną nasze oczy,
aby w każdym człowieku
chciały zobaczyć Chrystusa…
Niech zmartwychwstaną nasze uczucia
i staną się przyjazne, życzliwe, dobre…
Niech zmartwychwstaną nasze pragnienia,
niech uwolnią się
od pychy, zazdrości i nienawiści…
Niech chęć zemsty przemieni się w przebaczenie…
Niech nienawiść i złość ustąpi miejsca
życzliwości, dobroci, wyrozumiałości
i autentycznej miłości bliźniego…
Niech odrodzi się w nas moc Ducha Świętego,
który obdarzy nas swoim światłem…
Niech zmartwychwstaną nasze myśli
i zawsze kierują się ku naszemu Panu,
który jest Drogą, Prawdą i Życiem!
Niech zmartwychwstanie nasza radość
i objawi się w zadowoleniu z życia,
którym obdarował nas Bóg…
Niech zmartwychwstanie nasze sumienie,
aby pozwoliło nam przyjąć prawdę o sobie
i zobaczyć siebie w prawdziwym świetle…
Niech zmartwychwstanie cała nasza osobowość,
abyśmy umieli promieniować
samym dobrem, pięknem i miłością… 

Niech zmartwychwstanie nasza polska mowa,
taka piękna i bogata,
a tak bardzo kaleczona i poniewierana…
Niech zmartwychwstanie nasza duma narodowa
z przynależności do polskiej Ojczyzny! 
Amen! Amen! Amen!  
 
 
 
 
 

piątek, 29 marca 2013

Wielkopiątkowa cisza



Wielki Piątek
kolejny bolesny żałobny
zatrzymany czas pod krzyżem
i cisza
wielka nieogarniona uroczysta
na krzyżu nasz Pan
przebite ręce
przebite nogi
święte Ciało powykręcane w bolesnych skurczach
zalane krwią oczy
nieopisany ból
wielkie cierpienie
odrzucenie i ludzka nienawiść
Chrystusowe przebaczenie
mój rachunek sumienia
wyrzuty i skrucha
cisza trwa
 
 
 
 

wtorek, 26 marca 2013

O spowiedzi wielkanocnej słów kilka…

Dzisiaj kolejna parafialna spowiedź przygotowująca do świąt Zmartwychwstania Pańskiego… Nie zamierzałam wypowiadać się na jej temat, 19 grudnia ub. roku bowiem napisałam dość dużo o spowiedzi świętej, przytaczając słowa samego Chrystusa skierowane za pośrednictwem s. Faustyny do każdego z nas…
Ale spowiedź – to temat żywy, ciągle aktualny! Ostatecznie moje wątpliwości rozwiał kapłan sprawujący wczoraj wieczorem Mszę św. Homilię poświęcił właśnie spowiedzi. Odwołał się do autorytetu bł. Jana Pawła, który kiedyś wyznał: Chwila, w której przystępuję do spowiedzi świętej, jest najsłodszą chwilą mojego życia.  
Dodam do tych słów zachętę Tomasza a’Kempis: Przyjdzie do ciebie Chrystus i udzieli ci swojej pociechy, jeżeli Mu przygotujesz w sercu godne mieszkanie.
Życzę wszystkim, aby tak się stało i w naszym życiu, bo spowiedź – to spotkanie z przebaczającym Chrystusem, który nie tylko odpuszcza nam przewinienia, ale w zamian obdarza największą miłością i swoją obecnością, jednocząc się z nami w Komunii św.
Ten najwyższy i najczcigodniejszy Sakrament,
jest zbawieniem duszy i ciała,
lekarstwem na wszelką niemoc duchową;
leczy me błędy,
ujarzmia żądze,
zwycięża lub zmniejsza natarczywość pokus,
napełnia coraz większą łaską,
pomnaża kiełkującą cnotę,
utwierdza wiarę,
umacnia nadzieję,
 roznieca i rozprzestrzenia miłość.
                                         (Tomasz a’Kempis)

Zachwyca mnie ta Boża hojność, a Chrystus fascynuje swymi wielkimi darami udzielanymi poprzez swoją obecność w małym kawałku Chleba…  
 
 

poniedziałek, 25 marca 2013

Refleksje na początku Wielkiego Tygodnia…

Najpierw tytułem usprawiedliwienia… Ze statystyki, którą śledzę każdego dnia, wynika, że najczęściej czytacie aktualne wpisy, stosowne do określonej rzeczywistości… Rzadko kto sięga do starszych postów. Odczytałam na nowo moje refleksje z ubiegłego roku, a dotyczące rozpoczynającego się Wielkiego Tygodnia i – ponieważ nic nie straciły ze swej aktualności – postanowiłam je przypomnieć, z małym uzupełnieniem…
*
Rozpoczął się Wielki Tydzień…
Czas oczekiwania na największe wydarzenie w życiu Kościoła – Zmartwychwstanie Chrystusa!
Czas wewnętrznej ciszy i zastanowienia się nad swym życiem…
Czas, który każdego dnia zbliża nas nie tylko do wielkanocnej radości, ale przypomina bardzo dokładnie wszystkie chwile, tę radość poprzedzające…
Czas  bardzo potrzebny współczesnemu człowiekowi… i Tobie, i mnie!
W codziennej gonitwie za „chlebem powszednim” i pośród tysiąca najróżniejszych spraw, które wywołują niepokój, budzą niepewność jutra, zatrzymajmy się i zastanówmy nad sensem życia, pomyślmy o tym wszystkim, co nas przygniata,
co budzi strach,
co nas pędzi w niewiadomą dal…
Może więc warto stanąć pod krzyżem?
Powierzyć swe troski Chrystusowi,
opowiedzieć Mu o swym życiu,
zapytać o radę, jak dalej kroczyć przez trudy codzienności
i tak najzwyczajniej z Nim być, porozmawiać?
Tak serdecznie, jak z Przyjacielem?
     A może i pomilczeć warto… W rozgadanym świecie tak trudno usłyszeć głos Boga, ale i… własne myśli!




 
 

niedziela, 24 marca 2013

Radość Niedzieli Palmowej…

Radość Niedzieli Palmowej jest wielka – również w naszym kościele… Od kilku lat na przykościelnym placu gromadzi się tłum ludzi towarzyszący symbolicznemu wjazdowi dziecka na osiołku… Msza św. ma bardzo uroczystą oprawę… Kapłan ubrany w czerwony ornat, w uroczystej procesji wkracza do świątyni, święci gałązki palmowe, a następnie odczytuje Ewangelię i sprawuje Najświętszą Ofiarę…
Niestety, opis Męki Pańskiej wprowadza nas już w zupełnie inny nastrój, przypominając kolejny raz wydarzenia z ostatnich godzin życia naszego Pana…
Wsłuchując się w słowa Ewangelii św. Łukasza, myślami towarzyszę Jezusowi w Jego krzyżowej drodze na Golgotę…  Nasuwają się natrętne pytania… Wcale niełatwe…
Czy jestem dostatecznie wdzięczna Chrystusowi za wielki dar Eucharystii?
Czy zawsze, we wszystkich okolicznościach, mam odwagę przyznać się do Chrystusa? Czy też - jak Piotr – mam momenty zachwiania i twierdzę tchórzliwie, że Go nie znam?
Czy jednoznacznie potrafię się opowiedzieć po stronie Bożych prawd?
Czy jak Piłat „umywam ręce” od trudnych spraw, wyborów?
Czy zawsze jestem gotowa pójść za Chrystusem, za Jego krzyżem?
Czy mam dość pokory, aby wysłuchać zarzutów, oskarżeń? Słusznych czy też niesłusznych!
Czy – wpatrując się w biczowanego Chrystusa – mam dość pokory?
Czy jak Weronika pragnę otrzeć umęczoną twarz Chrystusową, żałując za swe błędy?
Czy – podobnie, jak „dobry łotr”, dostrzegam swoje winy?
Czy jestem świadoma, że Pan Jezus cierpiał również za mnie, za moje grzechy? Że każdy mój grzech przybija Go do drzewa krzyża?
Czy potrafię wzbudzić w sobie żal za grzechy – taki szczery, płynący z miłości do Chrystusa?
Co w ogóle znaczy dla mnie ta droga krzyżowa? Czy jest znakiem Chrystusowej miłości?
 
 
 

sobota, 23 marca 2013

Oda do śniegu?


Oda do śniegu? Nonsens! Przesada…

Na temat śniegu chyba pisać nie wypada?!

Ale bardzo, bardzo by się chciało,

bo tyle śniegu wszędzie nawiało…

Zatem pytam cię, piękny, biały puchu,

czy straciłeś poczucie czasu?

Pełno ciebie na łąkach i na skraju lasu…

Pełno wszędzie, gdzie tylko wzrok sięga…

I rzeknę z ręką na sercu, że przysięgam,

iż mimo żeś tak piękny i tak śnieżnobiały,

mam żal, bo drogi i dróżki zawiałeś!

Czy nie widzisz, że mocno przesadzasz

i że swą obecnością już bardzo przeszkadzasz!

Czy się nie wstydzisz,

że straszysz dzikie gęsi i żurawie,

co zamarzają na niejednym stawie…

Wcale nie bierzesz pod uwagę,

że nie przylecą z ciepłych krajów bociany

i nie przyniosą mamom dzieci kochanych…

Bardzo utrudniasz nam wszystkim życie,

więc przeanalizuj to należycie,

gdzie jest twoje miejsce o wiosennej porze!

Uciekaj daleko, za dziesiąte morze!

Już nawet dzieci, co tak cię kochają,

z wielką tęsknotą wiosny wyglądają…

Nie bądź taki zaborczy!

Ustąp wreszcie miejsca zielonej wiośnie

abyśmy mogli powitać ją radośnie! 

 

 

piątek, 22 marca 2013

O postanowieniach w Wielkim Poście…

W Wielkim Poście robimy różne postanowienia, by poprzez umartwienie być bliżej cierpiącego Pana Jezusa. Wprawdzie bliżej nam już do Wielkiej Nocy, ale i teraz można przytoczyć pewne ciekawe świadectwo, ciekawe i niezwykłe…
Otóż będąc siedem lat temu na pielgrzymce w Medjugorju, poznałam Wiesia… To narkoman, który nawrócił się w tym pięknym miejscu i posługuje tam przy kościele. Nie przytoczę całego świadectwa, ale tylko fragment dotyczący jego postanowienia. Posłuchajcie…
  Powiem wam o papierosach, bo one stanowiły dla mnie bardzo wielki problem! Paliłem dziennie sześćdziesiąt sztuk, trzy paczki. Budziłem się, wkładałem papierosa do ust i wyciągałem go wieczorem. Czasami udawało mi się zejść do dwóch paczek. Kiedyś rozmawialiśmy z ojcem Slavko na temat postu; mówił, że Matka Boska wzywa do postu o chlebie i wodzie. Ale nie każdy może tak pościć; jest sto innych sposobów na post! Można się wyrzec czegokolwiek, co jest nam bardzo drogie: kawy, papierosów, telewizji, komputera... Wyrzec się tego i ofiarować to wyrzeczenie Bogu. Wziąłem sobie do serca jego słowa i pomyślałem, że spróbuję z papierosami. Najpierw nie paliłem w środę, potem w środę i piątek. Koledzy omijali mnie wtedy z daleka – byłem nie do zniesienia! Potem przestałem palić zupełnie! Ale gdy umarł ojciec Slavko, znowu zacząłem palić; szok był zbyt wielki! Stałem się całkowicie bezradny bez papierosów... Nie potrafiłem bez nich wytrzymać nawet piętnastu minut!
Któregoś dnia – był to styczeń 2001 roku – poszedłem do Oazy Pokoju. Jest to piękne miejsce, piękna kaplica, w której znajduje się krzyż naturalnych wymiarów. Postać Chrystusa jest bardzo realistyczna! Z lewej strony znajduje się krzyż, z drugiej strony ołtarza wisi obraz Pana Jezusa Miłosiernego z Łagiewnik. Najważniejszy jednak jest żywy Bóg w Najświętszym Sakramencie! Bracia i siostry z Oazy Pokoju adorują Pana Jezusa przez całą dobę. Lubię tam chodzić… Przychodzę do Niego jak do Przyjaciela, dlatego że przez tyle lat nie miałem nikogo naprawdę bliskiego! Narkomani nie mają przyjaciół, narkomani – to są najbardziej samotni ludzie na świecie. I nagle spotkałem Przyjaciela takiego, o jakim nawet nie marzyłem, o jakim nawet mi się nie śniło! Dlatego lubię się z Nim spotykać! Idę do kaplicy na adorację, i – wiecie – ja się nie modlę, nic nie mówię... Przychodzę, pozdrawiam Go, siadam, i po prostu jestem z Nim. I milczymy – ja milczę, On milczy, ja spoglądam na Niego, On spogląda na mnie... Z przyjaciółmi się najlepiej milczy. Lubię z Nim po prostu pomilczeć. I wtedy też tak było... Poszedłem do kaplicy po południu, był tylko Pan Jezus i ja. Usiadłem sobie w ławce, pozdrowiłem Go, i tak sobie milczeliśmy... I nagle bardzo zachciało mi się palić... Wtedy powiedziałem: „Słuchaj, Jezu kochany, Przyjacielu najmilszy, pójdę za kaplicę, zapalę sobie papieroska i zaraz do Ciebie wrócę. Dwie minutki i zaraz będę z powrotem!” Jak powiedziałem, tak zrobiłem: wstałem z ławki i wyszedłem, wypaliłem papierosa, wróciłem po dwóch minutkach do kaplicy... I w momencie, gdy usiadłem w ławce, usłyszałem w sercu głos: „Co ty robisz, człowiecze? Przychodzisz na spotkanie z Przyjacielem, jedynym Przyjacielem, jakiego masz, z najlepszym Przyjacielem, bo lepszego nie będziesz miał; z Przyjacielem, który za ciebie życie oddał i zostawiasz Go samego dla odrobiny nikotyny?!”
Wtedy powiedziałem sobie, że tak być nie może! Miałem jeszcze pół paczki papierosów, zapalniczkę, wyciągnąłem to z kieszeni, poszedłem przed ołtarz, położyłem na posadzce i powiedziałem: „Zabierz to, mnie nie obchodzi, co z tym zrobisz, tylko po prostu weź to ode mnie.” Wyszedłem z kaplicy, zapomniałem o papierosach! Nie palę! Koledzy mnie pytają, czy nie przeszkadza mi dym, zapach... Mi to nie przeszkadza… Czuję się tak, jak bym nigdy w życiu papierosa nie miał w ustach. Papieros absolutnie z niczym mi się nie kojarzy! Dlatego że w momencie, gdy poprosiłem Jezusa, by mi to zabrał, On zabrał to z wszystkimi wspomnieniami.
 Mam takie sytuacje na co dzień! Wierzcie mi, że wystarczy po prostu zaufać. Taka jest praktyka każdego mojego dnia. Dostaję to, co potrzebuję, kiedy potrzebuję i w takich ilościach, jak potrzebuję. Oczywiście nie proszę Pana Boga o milion dolarów czy samochód. Ja tego nie potrzebuję! Mi nie są potrzebne takie luksusy, ale to, co potrzebuję, dostaję zawsze! 

Komentarz jest zbyteczny, prawda? Można tylko dodać, że warto zaufać Chrystusowi! We wszystkim! ON nami pokieruje najlepiej!!!
 
Bóg jest dla nas ucieczką i siłą,
najpewniejszą pomocą w trudnościach!
Z Psalmu 46…
 
 
 

czwartek, 21 marca 2013

Podziękowanie

Pierwotnie wcale nie zamierzałam wspominać o otwarciu wystawy moich obrazów… Nie chciałam bowiem, aby to wyglądało na autoreklamę czy coś w tym rodzaju…
Ale ostatecznie zmieniłam zdanie… Spotkałam się bowiem z tak wielką życzliwością, serdecznością i… jakkolwiek by to nazwać, było to dla mnie bardzo miłe… Warto było przeżyć taki wernisaż choćby dlatego, aby się przekonać, ilu mam przyjaciół, ilu dobrych ludzi, którzy cieszą się wraz ze mną, dzielą moją radość i …po prostu są w ważnej dla mnie chwili!
Zatem dziękuję! Z całego serca! Poniżej umieściłam tekst mojego podziękowania, które dedykuję wszystkim, którzy byli ze mną i również tym, którzy z racji choroby czy innych ważnych przyczyn nie mogli przybyć do poznańskiego Zamku 19 marca…  
 

 
  Najpierw pozwólcie, że powitam serdecznie
wszystkich bez wyjątku bardzo pięknie i grzecznie…
Dziękuję, że jesteście w tej ważnej dla mnie chwili,
Przyjaciele kochani, sercu memu mili…
 

Witam wszystkich w śnieżny dzień marcowy,

co prawie już wiosenny, ale wciąż zimowy…

Piękny, bo już bardzo bliski wiosny…

Piękny, bo  świergotem wróbli radosny…

Piękny, bo coraz dłuższy i jaśniejszy,

a zatem chociaż śnieżny, ale pogodniejszy!
 

Ale to nie czas, by o wiosennej aurze prawić,

lecz moich gości dobrym słowem zabawić…

Zatem jeszcze raz wszystkich witam z radością,

dziękując przyjaciołom, moim drogim gościom…
 

Na początku staropolskim  obyczajem

i jak grzeczność nakazuje,

jak mawiali praojcowie,

podziękowań nadszedł czas…
 

Droga Aniu, Pani Profesor kochana,

do Ciebie kieruję pierwsze podziękowania…

Lat siedem temu przyjęłaś mnie z otwartym sercem,

pełna ciepła i dobrych słów…

Ja, która nigdy nie miałam pędzla w ręce,

uwierzyłam, że warto podjąć ten trud…

Twoja zachęta, mobilizacja do pracy

pozwoliła uwierzyć, że jednak coś znaczę…

Że mogę coś ciekawego jeszcze dokonać,

pożytecznie i pięknie wypełnić czas,

pokochać malarstwo i… wszystkich was…

Uwierzyć w sens tego, co z pasją robię

ku mojej radości i życia ozdobie…
 

Dziękuję za wszystko, za dobre słowa, za każdą zachętę,

za cierpliwość, za każdą uwagę,

za słowa krytyki najbardziej cenne

bo okazały się w dobre skutki brzemienne…
 

Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie wśród was…

Zatem, Droga Aniu, nie był to zmarnowany czas!

Wyrazem podziękowania są te kwiaty skromne

za wszystkie wskazania i nauczanie mozolne…

Przyjmij je wraz z wyrazami wielkiej wdzięczności

i wielkiego uznania dla Twej cierpliwości…  
 

Wszystkim dziękuję, wszystkim bez wyjątku!

Otoczyliście mnie opieką od samego początku…

Dobre, przyjazne słowa szły z krytyką w parze…

I powiem wam w sekrecie, że tak sobie marzę,

aby spotykać się z wami kolejnych siedem lat,

bo dzięki malowaniu piękniejszy wydał się świat!
 

Pragnę jak najdłużej kształcić arkana sztuki

pod Twym bacznym okiem, Aniu, pobierać dalsze nauki…

Świadomość własnych niedoskonałości

uczy pokory i większej skromności…

Bo ciągle, ciągle jestem w drodze jeszcze

i chociaż nie są to słowa złowieszcze,

widzę swe braki i nieumiejętności…

Ale… dzisiaj wielka radość w sercu moim gości…
 

Imiennie zwracam się również do Lucyny,

dobrego ducha naszej malującej rodziny…

Lucynko kochana, wiem, że podziękowań nie lubisz,

bo skromnością wrodzoną  wśród ludzi się chlubisz…

Ale trudno ich uniknąć w dniu tak dla mnie ważnym!

Dlatego mówię głosem niekoniecznie poważnym:

Dobrze, że jesteś, że mieszkasz w Przeźmierowie

i  z wielką wdzięcznością wobec wszystkich powiem:

Gdyby nie Twoja przyjacielska pomoc, no i kółka cztery,

co unoszą mego ducha na artystyczny spacerek,  

co w każdą środę zatrzymują się przed mym domem,

nie jestem pewna, czy stałabym dzisiaj przed tak licznym gronem…
 

Podziękowań mogłaby być jeszcze lista długa…

Bo każdemu z was, którzy tu jesteście

zawdzięczam tak wiele,

że w słowach mej wdzięczności nie zmieszczę…

Imiennie wspomnę jeszcze moją córkę Anię,

która wpadła kiedyś na pomysł o poranku,

aby mamę zawieźć do poznańskiego Zamku…

Dziękuję Ci, Córuniu moja kochana,

bo od tamtego pogodnego rana

regularnie przestępuję zamku progi…

I ten czas jest dla mnie niezwykle drogi!

Pozostałe dzieci też swój udział w szczęściu moim mają,

bo na nietypowość matki nigdy nie narzekają…

Cieszą się z kolejnych malunków, krytyki nie szczędzą

i na pewno nigdy w kompleksy mnie nie wpędzą…

 

Ten wieczór i to spotkanie ku refleksjom skłania,

i ciekawa myśl zrazu się wyłania…

Bo taka chwila nieczęsto się zdarza,

by sobie uświadomić, czym los nas obdarza…

Wymieniać nie będę już nikogo z imienia,

bo każdy z was wie, ile mam mu do zawdzięczenia

na różnych płaszczyznach, na różnych poziomach

niekoniecznie malarskich, ale i duchowych,

co sprzyja nieustannie memu rozwojowi…

Wśród licznego grona samych przyjaciół widzę

i wcale się przyznać dzisiaj nie wstydzę,

ile od każdego z Was czerpię i zyskuję…

Za wszystko, za wszystko z całego serca dziękuję!

 Dziękuję wszystkim za obecność w moim życiu…

Dziękuję, że jesteście, dobrym słowem wspieracie…

I pewnie wszystkiego serce nie wypowie,

co ogromną wdzięcznością się zowie…
 

Ale żeby nie było tak bardzo patetycznie,

Proszę państwa Jędrzeja i Agnieszkę,

by śpiewem i muzyką zabawili grono liczne!

Mickiewiczowskiego poloneza nie będzie wprawdzie,

ale każdy coś miłego dla swej duszy znajdzie…
 

Zatem… muzykowania i śpiewu czas zacząć!
 
Dłuuuuugi ten tekst… Wytrwaliście do finału? Jeżeli tak, to posłuchajcie, co powiem na koniec! Otóż najważniejsze podziękowanie kieruję ku mojemu największemu Przyjacielowi – Chrystusowi! Zapewniam wszystkich, którzy to czytacie, że to właśnie ON kieruje moim życiem, ON pokazuje mi drogę, On obdarza łaskami, a tych łask jest tak wiele, że ich najzwyczajniej nie ogarniam… Wśród nich i to malowanie, które tak ciekawie pozwala wypełnić czas, zachwycać się pięknem otaczającego świata i to piękno przenosić na płótno…
Nie wierzycie? Przekonajcie się sami! Wystarczy GO poprosić, aby wszedł w nasze życie, w naszą codzienność, która wcale nie jest łatwa, bo często usłana krzyżami różnej wielkości, ale ON pomaga je nieść! Kiedy? Zawsze!
Zatem… dziękuję Ci, Jezu, że jesteś moim najwierniejszym Przyjacielem, że nigdy nie odmówiłeś mi pomocy – co prawda nie zawsze na miarę moich oczekiwań, ale według swojej świętej woli… I zawsze wyszło mi to na dobre!!! 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 



 

 
 
Kopia wg Stanisława Wyspiańskiego

 
Kopia wg Olgi Boznańksiej