niedziela, 31 stycznia 2016

Dobrze, że jesteś!

Dobrze, że jesteś, Jezu!
Dobrze, że wiem o Tobie od zawsze…
Dobrze, że wytyczasz drogę…
Dobrze, że mnie prowadzisz – mnie,
słabego człowieka, co tak często błądzi…
Że towarzyszysz mi jak najlepszy Przyjaciel…
Czasami przytulisz, czasami skarcisz…
Dobrze, że mnie codziennie odwiedzasz,
przychodzisz w małym kawałku chleba,
co lśni najczystszą bielą…
Dajesz siłę, umacniasz…
 Leczysz rany, uzdrawiasz duszę…
Dobrze, że na mojej drodze stawiasz ludzi wielkich duchem…
Dobrze, że mi przebaczasz w konfesjonale…
Kolejny więc raz z wdzięcznością powtarzam:
Jak Cię nie kochać, Jezu?
Jak nie być wdzięczną za tyle łask, które zsyłasz,
za wielkie dobro, którego doznaję codziennie…
Także za doświadczenia nieraz bardzo trudne,
lecz ważne, bo szlifują ducha!
Powtarzam więc nieodmiennie:
Kocham Cię, Jezu!
I zapewniam o radości,
którą noszę w sercu – dzięki Tobie!

Wpis: 31 stycznia g. 13:30

sobota, 30 stycznia 2016

Modlitwa ku Górze

Jaka ku Górze modlitwa płynie?
Płynie nieustannie…
Czy zwróciłeś uwagę, kto do Boga głos wznosi…
Nie tylko ten, kto o pomoc prosi!
Dźwięki uwielbienia nade wszystko płyną…
Matka dziękuje wraz ze swą dzieciną…
Dziękują ludzie za liczne dary
a nade wszystko za radość wiary…
Ptaki dziękują już coraz głośniej,
chwaląc Boga szczebiotem radosnym…
Słońce kłania się Chrystusowi…
Noc ciemna każdemu rankowi…
Ranek w radości wielkiej
chwali Boga za dary wszelkie…
Różowe chmurki, co płyną po niebie
zwracają się także z miłością do Ciebie…
A te żurawie, które po niebie płyną radośnie,
chwałę niebios głoszą, uprzedzając wiosnę…
I ja Cię chwalę i wielbię w pokorze,
mój ukochany, wielki Panie Boże!
Bo choć jesteś tak wielki i taki święty,
i w swej wielkości dla nas niepojęty,
to jednak tak bliski i taki łaskawy.
Z miłością ogarniasz wszystkie nasze sprawy!
Wielbię Cię codziennie dziękując w pokorze
za ten mały kawałek Chleba, co dajesz mi w darze!

Wpis: 30 stycznia g. 10:00  



piątek, 29 stycznia 2016

Refleksje o miłości

Dla mnie miłość – to jest nieuświadomiona tęsknota za Panem Bogiem. Nie uświadamia sobie tego ani niewierzący, ani wierzący. (…) Dla mnie miłość jest dowodem na istnienie Boga. Tęsknota, która jest w człowieku do końca życia.
Byłem przy śmierci swojej matki. Były wszystkie dzieci. Czworo. Cała kochająca rodzina, a ona obojętniała. Już wzywał ją inny świat. Coś większego niż miłość, niż macierzyństwo. Tak to rozumiem i to jest moje przekonanie, które utwierdza mnie w wierze. Miłość – tajemnica, która była przed nami. Zostanie i po nas. Ks. Jan Twardowski
Wpis: 29 stycznia g. 10:10

czwartek, 28 stycznia 2016

W imieniny św. Tomasza z Akwinu

Dzisiaj, 28 stycznia, obchodzi imieniny św. Tomasz z Akwinu – wielki i niezwykle mądry Święty. Zostawił wielką spuściznę Kościołowi – w postaci rozważań filozoficznych, ksiąg, rozpraw… Przekazał też - w swej mądrości i przezorności – pewne wskazania dla każdego chrześcijanina (i nie tylko!), a liczba ich wynosi dziesięć. Przywoływałam je w tym miejscu kilka razy, ale – myślę sobie – że warto je przypomnieć na okoliczność imienin wielkiego Świętego. Zatem przypominam…
*Panie, Ty wiesz lepiej, aniżeli ja sam, że starzeję się i pewnego dnia będę stary.
*Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
*Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.
*Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym. Czynnym, lecz nie narzucającym się. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam. Ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.
*Wyzwól mój umysł od niekończącego się brnięcia w szczegóły i dodaj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy. Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień - w miarę, jak ich przybywa, a chęć ich wyliczania staje się z upływem lat coraz słodsza.
*Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchiwania ich.
*Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę    o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasem mogę się mylić.
*Zachowaj mnie dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać. Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.
*Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach  i niespodziewanych zalet w ludziach… Daj Panie łaskę mówienia im o tym….

Wpis: 28 stycznia g. 10.00

środa, 27 stycznia 2016

Lubię Cię, Człowieku!

    Jak nietrudno zauważyć, często odwołuję się do Ks. Jana Twardowskiego. Kocham bowiem jego poezję, w której tyle szczerego zachwytu dla przyrody, dla każdego ptaszka, gałązki, nawet zielonego listka… We wszystkim umiał dostrzec wielkość i piękno Boga!
Cenię myśli Ks. Jana  na różne tematy związane z  życiem. Czerpię z nich i… uczę się. Myślę bowiem, że nauki czas nigdy nie mija. Jesteśmy ciągle w drodze – nigdy doskonali, wręcz przeciwnie – nieustannie się formujemy. Nikt z nas nie ma gotowej recepty na przeżycie ziemskiej wędrówki, ale na pewno może się postarać, aby była ona piękna, radosna, mądra i godna… I tego właśnie uczy nas Ks. Twardowski. Choćby taka myśl: Jeżeli nie umiemy zachwycić się drobiazgiem, to nie dostrzeżemy wielkich rzeczy! Też tak uważam, bo wielką rzeczą może być właśnie drobiazg; ważne, aby docenić jego wartość. Pytacie o przykład? Proszę bardzo! Taki zwyczajny uśmiech, a ile niesie dobra, życzliwości, radości, przyjaźni… To przesłanie i sygnał: Lubię Cię, Człowieku!
I taki sygnał wysyłam do Wszystkich, którzy siedzicie po drugiej stronie – niezależnie od tego, gdzie mieszkacie!

Wpis: 27 stycznia g. 10:30 

wtorek, 26 stycznia 2016

Nadzieja

Gdy tylko słonko wyjrzy zza chmur,
gdy rozjaśni obłoki
i pomaluje różową farbą,
gdy kos zaśpiewa hymn uwielbienia
na cześć Pana,
gdy gromada wróbli zaćwierka od rana…
Gdy porannym pacierzem pochwalisz Boga,
gdy powierzysz Mu troski,
i ufnie spojrzysz w przyjazne oczy,
radośniejsza staje się droga
każdego dnia…

W sercu robi się cieplej i jaśniej…
Na usta cisną się dobre słowa…
I wtedy… mówisz sobie po cichu:
Może by tak zacząć wszystko od nowa?
Z nadzieją w sercu, z ufnością wielką,
na przekór złym ludziom,
wbrew klęskom wszelkim…

To nie ułuda!
Spróbuj – zobaczysz!
Na pewno się uda!

 Wpis: 26 stycznia g. 11:05

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Refleksje o sensie tego, co nas spotyka

Kiedy spotyka nas coś nieprzyjemnego czy dziwnego – buntujemy się, wątpimy w Boga: „Zdarzyło się coś bez sensu. Jaki to ma sens?” Wszystko, co się dzieje, ma zawsze Boży sens. Może wydawać się niepotrzebne, złe, nieszczęśliwe, ale trzeba czekać, rozważać, co z tego będzie. Trzeba rozważać, co się dzieje w życiu, bo wszystkie wydarzenia, pozornie niepojęte, są działaniem Boga. 

Ks. Jan Twardowski

Wpis: 25 stycznia g. 13:40

niedziela, 24 stycznia 2016

Czym dla mnie jest Msza święta?

To pytanie zaistniało już niejeden raz w tym miejscu, ale myślę, że warto je sobie stawiać co pewien czas, aby zweryfikować swoje duchowe potrzeby i swoje relacje z Panem Jezusem. Zatem – czym jest dla mnie Msza Święta? Chciałabym na nie odpowiedzieć bez szczególnego patosu i zarazem wiarygodnie. Patos bowiem szkodzi niekiedy prawdomówności, która może zostać odczytana jako zarozumialstwo, a tego bardzo bym nie chciała! Byłoby bardzo źle, gdybyśmy – mówiąc o Mszy Świętej – popadali w pychę! Chociaż - z drugiej strony… Czy w ogóle można popaść w pychę, przyjaźniąc się z Panem Jezusem?! Czy to nie jest zbyt wielkie słowo – przyjaźnić się z Jezusem? Ale czy nie doświadczając tej przyjaźni, będziemy mieli ochotę i potrzebę uczestniczenia we Mszy Świętej? To uczestnictwo przecież dowodzi tejże potrzeby i zarazem miłości ku Chrystusowi! Nie przybywamy do kogoś, kto jest nam obcy, kogo nie lubimy czy też nie pragniemy widzieć. Msza Święta jest właśnie tym spotkaniem – dla mnie – z Kimś najważniejszym, Kto uobecnia się na ołtarzu po przeistoczeniu najzwyczajniejszego kawałka chleba w Chrystusowe Ciało. Śpiewamy: „O, jaka to moc wielka, niech uzna dusza wszelka, że to kapłan słowem sprawi, że się Chrystus zaraz zjawi na tym ołtarzu.”
Zatem każda Msza Święta jest moim spotkaniem z Chrystusem – żywym i prawdziwym! Chociaż Go nie widzę, ale wierzę, że On jest obecny w świętej Hostii. Spotkanie, z Kimś, Kogo kochamy i Kto nas kocha, jest wielką radością i szczęściem!
I tej radości życzę każdemu!

Wpis: 24 stycznia g. 15:25

sobota, 23 stycznia 2016

Gdy myślę „Chrystus”...


Gdy myślę „Chrystus”,
przedziwne ciepło rozlewa się w mym sercu,
wilgotnieją oczy,
rodzą się dobre pragnienia…

Gdy myślę „Chrystus”,
widzę ręce kapłańskie,
co przemieniają biały chleb w Jezusowe Ciało…

Gdy myślę „Chrystus”,
mam przed oczyma każdą Komunię świętą,
co krzepi i daje tak wielką moc
i radość życia, i siłę, i dobroć…

Gdy myślę „Chrystus”,
rodzi się we mnie ogromna wdzięczność,
dla której najzwyczajniej brak słów -
za Jego obecność, za cierpliwość i miłość,
za odpuszczenie grzechów…

Gdy myślę „Chrystus”,
staję się lepszym człowiekiem,
bo wiem, że On jest ze mną,
patrzy na mnie,
pomaga się podnieść,
pozwala cieszyć się życiem…

I wreszcie… Gdy myślę „Chrystus”,
widzę wszystkie dzieła Boże,
co tak radują oczy i serce,
i te w rozkwitającej wiośnie
i w tej brzozie, co zmienia barwę 
i w śpiewie ptaków, co budzą mnie o świcie,
i w tej nadziei,
co wraz z rozkwitem przyrody
rozkwita w mym sercu…

Wpis: 23 stycznia g. 10:35


piątek, 22 stycznia 2016

Wiosna w mojej wyobraźni…


Wracam rankiem z kościoła,
a tu przechodzi obok wiosna
uśmiechnięta, nasza, polska, radosna…
Wskazuje mi na szczyt drzewa,
na którym siedzi kos i wesoło śpiewa…
Zatrzymuję się, patrzę,
a to mój znajomy z Małgosi ogrodu
głośnym śpiewem i wesoło wita
i o przyczynę mej radości pyta!
Ptaszku kochany, mam powodów tysiące,
aby cieszyć się, radować, weselić…
Popatrz, jak pięknie dzisiaj świeci słońce…
A czy widziałeś ten klucz żurawi,
co w naszej ojczyźnie pragnie zabawić?
Czy dostrzegłeś te wszystkie świeże uroki,
co swą urodą przyciągają oko -
mimo śniegu, który tak uparcie
ciągle trwa na zimowej, niechlubnej warcie?
Nietrudno dostrzec radość w sercach naszych!
Bo najważniejszy powód mojej radości,
że Pan Jezus w sercu na stałe zagościł!

Wpis; 22 stycznia g. 9:45

czwartek, 21 stycznia 2016

Refleksje o zazdrości


     Kolejny raz odwołuję się do czytania mszalnego… Wszystko bowiem, czego doświadczali ludzie ukazani w Starym Testamencie (w Nowym również!), nie jest nam obce, tylko realia społeczne i historyczne się zmieniły. Słyszymy zatem w Księdze Samuela, że Dawid – po odniesieniu spektakularnego zwycięstwa nad Goliatem - został okrzyknięty bohaterem, „kobiety ze wszystkich miast wyszły ze śpiewem i tańcami naprzeciw króla Saula, przy wtórze bębnów, okrzyków i cymbałów. I zaśpiewały kobiety wśród grania i tańców: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy.” Król Saul nie był zadowolony, wręcz przeciwnie – „bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się te słowa. (…) Od tego dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem. Saul namawiał syna swego Jonatana i wszystkie sługi swoje, by zabili Dawida.”
     Wystarczy tylko podstawić inne imiona, zmienić wydarzenia, a otrzymamy obraz – być może! – samych siebie. Nie musimy toczyć walki „wręcz”! Jakże często dopada człowieka zazdrość o różne „rzeczy”, choćby o lepszą pozycję bliźniego w życiu, o czyjeś względy, o przyjaźń okazywaną komuś innemu, o cudzy dostatek, o dobre imię… Przyczyn zazdrości można wymieniać tysiące...
     Najgorszą formą zazdrości jest zawiść – niszczące uczucie, mające w sobie złość, niechęć a nawet wrogość wobec osoby, której się zazdrości. Sam nie mogę tego osiągnąć, to i tobie niech się nie wiedzie! Brzydkie, uczucie, które wcale człowieka nie podnosi na duchu, ale wręcz niszczy!
     Ale… bywa też jakaś konstruktywna forma zazdrości, wyrażająca się w dążeniu do osiągnięcia tego, co komuś innemu się udało: „Ja też potrafię to zrobić i mam ambicję tego dokonać!”
     Najważniejsza jest - w moim przekonaniu – odwaga, aby stanąć w prawdzie przynajmniej przed samym sobą i przyznać się do swojej zazdrości. Inaczej jej nie pokonamy, nie można bowiem walczyć z czymś, do czego nie umiemy (i nie chcemy!) się przyznać. To wielka sztuka, ale i wielka łaska, zatem prośmy Pana Jezusa, aby nam pomógł!
     Miejmy świadomość, że wszyscy jesteśmy niedoskonali – w mniejszym lub większym stopniu, bo skażeni zmazą grzechu pierworodnego.    
     Może myślisz, Drogi Przyjacielu, który siedzisz po drugiej stronie, jakim prawem wypowiadam takie „pouczenia”. Odpowiem Ci – bo mnie też niekiedy dopada zazdrość! Ale codzienna Komunia św. pomaga ją pokonać!
Wpis: 21 stycznia g. 11:10

środa, 20 stycznia 2016

Któż z nas jest Goliatem a kto Dawidem?


Dzisiejsze czytanie w czasie Mszy św. przypomina znaną historię pokonania Goliata przez Dawida. Młody pasterz staje naprzeciwko wielkiego siłacza - wojownika reprezentującego wrogich Izraelowi Filistynów. „Złorzeczył Filistyn Dawidowi, przyzywając na pomoc swoich bogów. Filistyn zawołał do Dawida: „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom". Dawid odrzekł Filistynowi: „Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i zakrzywionym nożem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk izraelskich, którym urągałeś. (…) Niech się przekona cały świat, że Bóg jest w Izraelu. Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani dzidą Pan ocala.”
Przesłanie jest jednoznaczne! Niekoniecznie chodzi o walkę podobną tej ze Starego Testamentu, ale o każdą walkę dobra ze złem, myślę, że również tę, którą toczymy w swoim sercu, gdzie naprzeciw siebie stają nasza złość, instynkty, grzechy, nawyki, nienawiść, brak miłości bliźniego wobec dobra w najszerszym tego słowa znaczeniu. Jeżeli wzywamy pomocy Bożej i naprawdę w nią wierzymy, to na pewno odniesiemy zwycięstwo! Również nad samym sobą!
Zatem kto z nas jest Dawidem, a kto Goliatem?
Wpis: 20 stycznia g. 19:20

wtorek, 19 stycznia 2016

Wspomnienie św. Józefa Sebastiana Pelczara

Żadna w tym moja zasługa (jeżeli w ogóle coś jest zasługą człowieka, jako że wszystko jest łaską), że nazywam się tak samo, jak czczony dzisiaj św. Sebastian Józef Pelczar i jestem jego  powinowatą! Zasługa żadna, ale radość wielka, bo warto mieć kogoś bliskiego wśród przyjaciół niebieskich. Można poprosić o wstawiennictwo, ale również wiele się od nich nauczyć, dowiedzieć, co proponują w życiu duchowym. Kiedyś już odwoływałam się do książki dzisiejszego Solenizanta o znaczącym tytule „Życie duchowe”. Czerpię z niej pełnymi garściami, chociaż nie jest to moja lektura codzienna… Pozwala na pogłębienie swojej wiary, ale również pomaga w kształtowaniu duchowości. Każdy z nas przecież nie samym chlebem tylko żyje, ale na różne sposoby pragnie zbliżyć się do Pana Jezusa i stawać się Mu podobnym.
Przytoczę fragment książki, ze strony otworzonej zupełnie przypadkowo. „Pokora daje zwycięstwo w pokusach, bo odbiera duszy kłamliwe bezpieczeństwo i zgubną ufność w sobie, a natomiast ściąga pomoc Bożą. (…) Nie ma skuteczniejszego środka do pozyskania miłości bliźniego nad prawdziwą pokorę. Pokora daje duszy pokój z sobą. (…) Najnieszczęśliwszym jest człowiek, którego opanowała pycha i miłość własna. (…) Im głębiej się dusza uniża, tym wyżej ją Bóg podnosi.”

Wpis: 19 stycznia g. 20:10

Kim jest dla mnie Jezus?


Każdy chrześcijanin na pytanie „Kim jest dla mnie Jezus?”, powinien odpowiedzieć: „Tym, którego właśnie ja mam uprzytamniać w dzisiejszym świecie. Mam wiarę, jestem ochrzczony, karmię się Komunią Świętą, a więc właśnie ja, chrześcijanin, mam być widzialnym znakiem niewidzialnego Chrystusa.” (…) Chrześcijanin, który uczy się od Jezusa być ubogim, czystym, posłusznym, prześladowanym dla sprawiedliwości, który wierzy Bogu, ufa Mu we wszystkich trudnościach życia – w dzisiejszym ciemnym świecie pokazuje swym życiem, kim jest dla niego Jezus: jest wszystkim, jest celem jego życia.

Ks. Jan Twardowski


Wpis: 19 stycznia g. 10:50

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Myśli bardziej poukładane i ważne


Czy zastanawialiście się kiedyś, po co chodzimy do kościoła? Myślę, że odpowiedzi byłyby najróżniejsze. Może na przykład takie… Bo jestem katolikiem. Bo tak każe tradycja. Bo co by powiedzieli ludzie, gdybym nie chodził (- a). Przyzwyczaiłem się. Bo zawsze mogę liczyć na pogrzeb katolicki… Itp.…
Jestem jednak przekonana, że odpowiedzi byłyby również inne, znacznie głębsze! Spotykam przecież w kościele na Mszy św. ludzi, którzy mimo złych warunków pogodowych, mimo najróżniejszych przeszkód, przychodzą tu bardzo często, a nawet codziennie. Nigdy nie pytałam, dlaczego… Myślę jednak, że odpowiedź nasuwa się sama. Nie mogę mówić za kogoś, powiem zatem w swoim imieniu! Przychodzę do kościoła, by spotkać się z Chrystusem, porozmawiać z Nim, zaczerpnąć siły do trwania, do przezwyciężenia wszystkich trudności, na które napotykam, by nie stracić Bożego azymutu… A także, by „naładować się” Chrystusową miłością i przekazywać ją dalej (chociaż to bardzo trudne!).  
Jeżeli Cię gorszę tym bezpośrednim wyznaniem, to odwołam się do słów św. Faustyny z jej Dzienniczka: „Ludzie tak chętnie opowiadają o różnych sprawach – mniej lub bardziej ważnych, a dlaczego tak niechętnie mówią o Tobie, Jezu?” Zatem dlaczego? Czy to taka wstydliwa sprawa? Przecież wierzymy, że ON jest, żyje – nie tylko w niebie (które zdaje się nam często takie dalekie), ale zamieszkał w każdej świątyni, w tym małym domku – w tabernakulum, a znakiem tego jest wiecznie paląca się lampka. Czeka każdego dnia na Ciebie i na mnie! Zaprasza! Warto skorzystać z tego zaproszenia, zwłaszcza, że jest zupełnie bezinteresowne!

Wpis: 18 stycznia g. 9:50    

niedziela, 17 stycznia 2016

Myśli niepoukładane, ale ważne…


A zaczerpnięte z różnych homilii, kapłańskich wskazań, przemyślane i zaakceptowane. Bo zauważcie sami, jak głęboki sens mają na przykład słowa: Wszystko, co nas spotyka, przygotowuje nas do czegoś! Przecież na ścieżce swojego życia doświadczamy wielu zdarzeń, nie wszystkie jesteśmy w stanie przewidzieć. Najczęściej są to wielkie niewiadome, które niekiedy potrafią nami wstrząsnąć tak mocno, że trudno zachować równowagę ducha. Najchętniej przyjmujemy radości, ale myślę, że nie docenilibyśmy ich wielkiego znaczenia, gdy nie przeplatały się ze smutkami! Zatem – do czego przygotowują nas najróżniejsze smutne doświadczenia? Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każde życie jest inne. I wydaje się aż nieprawdopodobne, że Pan Bóg w swej mądrości zaplanował każdemu z nas inne koleje żywota. Wystarczy się rozejrzeć choćby po najbliższych, znajomych nam ludziach.
Wracając do meritum… Wszystko, co nas spotyka, może służyć dobru. Nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania, zwłaszcza te najtrudniejsze! I dlatego często pytamy: Dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie to spotyka? Odpowiedź przyjdzie niebawem, a może dopiero za wiele lat…
Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że nasze cierpienie nigdy nie idzie na marne. Często bywa tak, że gdy przechodzimy trudne chwile, zapominamy, że Pan Bóg w ten sposób przemawia do nas. Nie tylko przemawia, ale jest z nami, współczuje nam i pragnie pomóc.
Dzisiaj usłyszałam od znajomego piękne słowa, które przecież znam, ale jakże trudno je niekiedy zastosować w życiu: Jeśli przyjmujemy od Boga dobro, to dlaczego nie mielibyśmy przyjąć zła? Te słowa wypowiada Hiob, człowiek szlachetny i sprawiedliwy, którego Bóg doświadcza niebywałym nieszczęściem, bo traci absolutnie wszystko – dzieci, majątek, ludzki szacunek i zdrowie. Ale mimo to nie oskarża Boga, jest Mu cały czas wierny, pobożny, szukający prawdy o Nim i Jego wyroku.
Hiob jest archetypem człowieka niewinnego, cierpiącego niezasłużenie. Ale równocześnie – wzorem, który bezgranicznie zaufał Bogu.
Wpis: 17 stycznia g. 13:37

sobota, 16 stycznia 2016

Gdy Pan Jezus jest w sercu...



Gdy Pan Jezus jest w sercu,
wszystko wokół pięknieje…
Szarzyzna zmienia się w błękit…
Słońce jaskrawo złotem świeci
i błękitu nieba kawałek odsłania…
Księżyc słońcu nisko się kłania…
Radośnie śpiewa kos w Małgosi ogrodzie…
I bardziej przyjaźnie uśmiechamy się co dzień…
Szara wstęga ulicy zdaje się srebrzysta…
Łzy są jakby mniej słone,
krzyże jakby lżejsze,
choć wcale nie krótsze ani wcale mniejsze…
Ciemność jakby jaśniejsza…
Samotność mniej samotna…
Cierpliwość bardziej cierpliwa,
pokora cicha, wcale niechełpliwa…
Radość tak przedziwnie radosna…
Bo wraz z Jezusem w sercu gości wiosna…
Wiosna marzeń i nowych nadziei,
co złość w piękno i dobro przemieni…

To wszystko Chrystus w swej miłości sprawia!
Czy cię ta miłość nie zastanawia?

Wpis: 16 stycznia g. 9:37


piątek, 15 stycznia 2016

O ciszy wewnętrznej

Czasem warto pomilczeć i pobyć samemu z sobą – w swoim wnętrzu. Nasze wnętrze – to taka twierdza o bardzo grubych murach, zza których nic nie przeniknie do świata. O tejże twierdzy już pisałam chyba dwukrotnie, ale wracam do niej, bo myślę, że każdemu z nas jest potrzebna.
Twierdza – to tylko synonim, który może mieć różne nazwy… Pan Jezus udawał się na pustynię, aby w ciszy się modlić. Z dala od ludzi, od zgiełku otaczającego świata. W hałasie nie usłyszysz samego siebie, swoich myśli, pragnień… I nie usłyszysz głosu Boga! Powiadasz, że to staroświeckie? Nic bardziej mylnego! Właśnie teraz, w tym rozkrzyczanym świecie jest nam bardzo potrzebna owa twierdza, pustynia, czy jakkolwiek ją nazwać. Jest nam bardzo potrzebna cisza, bo – zagłuszani wielością informacji – gubimy się, mylimy dobro ze złem… I wcale nie jest nam z tym dobrze!
Zauważmy, że wielki Bóg – Jezus Chrystus – ukrył się w maleńkim domku o nazwie tabernakulum. Św. Faustyna mówiła, że ze swego serca można uczynić  tabernakulum! Taką małą twierdzę! Spróbujmy!

Wpis: 15 stycznia g. 10:50 

czwartek, 14 stycznia 2016

O radości raz jeszcze


Trudno nie pisać o radości,
jak ona przepełnia człowieka!
Zamieszkała gdzieś we wnętrzu,
rozgościła się na stałe
i dobrze jej tutaj…

Trudno o niej nie mówić!
Trudno się nią nie dzielić,
gdy ona codziennie na mnie czeka!
Cierpliwie i wytrwale zachęca,
by głosić wszystkim tę prawdę świętą
tak bardzo ważną choć niepojętą,
że jej źródłem jest Chrystus,
co ukryty w kawałku Chleba
oczekuje człowieka.

Jakich jeszcze wielkich słów trzeba,
by cię przekonać o tym, Przyjacielu!
Ta radość do każdych drzwi puka!
Słów potrzeba niewielu…
Otwórz jej swoje serce,
I w radość się wsłuchaj!

Wpis: 14 stycznia g. 9:45

środa, 13 stycznia 2016

Warto przemyśleć


Kiedy Pan Bóg daje szczęście pracy, widzialną aktywność i możemy biegać, służyć, pomagać, wydaje się, że jesteśmy szczęśliwi. Kiedy tę łaskę zabiera – wydaje się nam, że wystarczy opuścić ręce, stać się bezradnym, apatycznym człowiekiem.
Tymczasem Pan Bóg nigdy nie skazuje chrześcijanina na bezczynność. Chrześcijanin jest zawsze aktywny. Kiedy jest osamotniony, nie może pracować, jest na emeryturze – powołany zostaje do największej aktywności: aktywności wewnętrznej. To, co Bóg mu daje, ma przyjąć w wielkim trudzie modlitwy, cierpliwości, ofiary ze swego życia. Ileż to kosztuje wewnętrznego trudu! (…) Czasem przez całe życie człowiek dojrzewa do tego, by zdobyć się na największą wewnętrzną aktywność: do rozbicia skorupy egoizmu, mniemania o sobie, swojej świętości, działalności i przyjęcia tego, czego Pan Bóg od nas chce.
Ks. Jan Twardowski

Wpis: 13 stycznia g. 11:50

wtorek, 12 stycznia 2016

Gdy dopada cię smutek...



Gdy dopada cię smutek…
Gdy ogarnia rozpacz i trwoga…
Gdy straciłeś sens życia…
Gdy nie widzisz mądrego wyjścia…
Gdy osaczyło cię zło
tak bardzo, że toniesz w jego otchłani…
Gdy choroba doskwiera
i ból nie do zniesienia…
Gdy bieda zagląda do okien
i puka do twych drzwi…
Gdy złe słowa ranią jak kolce…
Gdy nie wiesz co zrobić, co począć…
Weź różaniec do ręki,
weź i ucałuj ze czcią,
bo wiedz, że całujesz Jej ręce,
ręce Najświętszej Panienki…
Ona – Mateczka kochana -
zrozumie twój ból,
poprowadzi z wielką miłością
drogą ku dobru…
Uklęknij z dala od świata hałasów!
Weź różaniec do ręki!
Nie trać cennego czasu!

Wpis: 12 stycznia g. 10:55

poniedziałek, 11 stycznia 2016

W szarobury dzień...


Co można napisać w szarobury dzień, gdy chmury zasnuły niebo tak skutecznie, że słońca nie widać, a ziemia pokryta ni to śniegiem, ni to lodem; cały świat pogrążył się we łzach deszczu i… wysyła tęskne myśli ku wiośnie. Poeci młodopolscy przy takiej aurze popadali w melancholię i rozpacz, snując smutne refleksje o życiu… A my? Czy pozwolimy ponieść się złym nastrojom, wywołanym przez kapryśną pogodę? Spróbujmy choć na chwilę (a może i dłużej) oderwać się od tego, co nas niepokoi i męczy. Pozwólmy się ponieść skrzydłom wyobraźni i poszybujmy wysoko, wysoko ku niebu, gdzie wszystko piękne, jasne, słoneczne… Zapatrzeni w błękit niebios, uwierzmy, że
gdy tylko słonko wyjrzy zza chmur,
gdy rozjaśni obłoki
i pomaluje różową farbą,
gdy kos zaśpiewa hymn uwielbienia
na cześć Pana,
gdy gromada wróbli zaćwierka od rana…
Gdy porannym pacierzem pochwalisz Boga,
gdy powierzysz Mu troski,
i ufnie spojrzysz w przyjazne oczy,
radośniejsza stanie się droga
każdego dnia… 

Wpis: 11 stycznia g. 10:45

niedziela, 10 stycznia 2016

Moja codzienna modlitwa


Mały kawałku Chleba,
jak wiele dla mnie znaczysz!
Hostio przenajświętsza,
lśniąca najczystszą bielą,
tak niepozorna, a taka wielka,
tak maleńka,
gdy kapłan trzyma Cię w dłoniach.
Dodajesz odwagi,
prowadzisz przez życie,
napełniasz miłością.
Hostio Jezusowa,
bądź uwielbiona!


Wpis: 10 stycznia g. 12:30

sobota, 9 stycznia 2016

Czy Pan Bóg nas rozgrzeszy…


Czy Pan Bóg nas rozgrzeszy…
Z uczynków niespełnionych…
Z myśli, które błądzą daleko…
Z podarowanych szans niewykorzystanych…
Z dobrych natchnień podarowanych…
Z czasu, którego zabrakło na modlitwę…
Z braku uśmiechu dla smutnych…
Ze złych słów, które się rzucało…
Z dobroci, która za mała…
Z miłości, której ciągły deficyt…
Z wrażliwości jednak niewrażliwej…
Z serca, które nieraz jak kamień…
Z młodości, której się nie doceniało
i ze starości, której się nie chciało…
Z braku wdzięczności za Boże dary…
I z ognia wiary, której płomień zbyt mały…
Takie i inne myśli snują się w głowie…
Wierzę jednak, że tylko miłością odpowiesz…
Tylko na Twoją miłość liczę, Panie!
I wyrozumiałość…


Wpis: 9 stycznia g. 13:15