wtorek, 31 lipca 2012

Drewniany talerz


Na moim stole leży drewniany talerz

piękny, rzeźbiony i bardzo stary.

Dostałam go w darze od mojej babci…

Taki ponad stuletni prezent...

Towarzyszy kolejnym pokoleniom w drodze,

która zwie się życiem…

Jest świadkiem rodzinnych historii,

rozmów toczonych przy stole,

dobrych słów, które krzepią,

dysput, dyskusji i… sporów!

Milczący świadek

śmiechów i łez,

porażek i wzlotów…

Niemy towarzysz lat „tłustych” i „chudych”…



Ten talerz – to piękna rzecz!

Pośrodku czyjaś wprawna ręka

wyrzeźbiła kłosy zboża w snop powiązane…

Obok narzędzia pracy rąk naszych praojców -  

narzędzia, których już nikt dzisiaj nie pamięta…

A ponad wszystkim – oko Opatrzności

strzeże i chroni domowników…



A wokół napis – słowa Chrystusa:

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj

Daj nam, Panie! Niech o tym zawsze pamiętam!

Bo chleb na stole, każda jego kromka

- to przecież rzecz święta!










poniedziałek, 30 lipca 2012

Raj utracony?

Raj utracony? Czyżby?

Niekoniecznie…

Bo przecież wszystko skrywam w moim sercu,

pielęgnuję i chowam w pamięci…

Czy to dom rodzinny z wszystkimi radościami…

Najdroższych Rodziców, którzy już są w niebie…

Kochane babcie, co tak pięknie opowiadały

historie zmyślone…

Kościół, co stał blisko domu

i zawsze był

ciszą, schronieniem, ucieczką…

I księdza proboszcza – przyjaznego dzieciom…

I księdza wikariusza, co grał w piłkę

na rynku z ministrantami…

I pierwszą spowiedź, co budziła grozę

przed wyznaniem „strasznych’ grzechów…

I Pierwszą Komunię świętą…

I pierwsze miłości – tak naiwne i śmieszne…

I szkołę kochaną

wraz z całą paczką koleżanek i kolegów…

I nauczycieli, co umieli przemycić

prawdziwą wiedzę o Ojczyźnie…

I wszystkich znajomych z całego miasteczka,

ludzi życzliwych, pięknych w swej prostocie…



Raju utracony, przecież wciąż żywy,

chociaż minęło już tyle lat,

gdy jesteś tylko wspomnieniem…

Jasnym i czystym!

Mój raju nie-utracony, jakże piękny jesteś!






niedziela, 29 lipca 2012

O przemijaniu...

Jak szybko mija czas… To słowa wzruszającej pieśni, którą Piotr i Agnieszka śpiewają na Mszy św., poprzedzającej pogrzeb…
Nie lubię uczestniczyć w pogrzebach… A któż lubi? Żegnamy bliskich, znajomych, którzy jeszcze tak niedawno byli wśród nas… Świadomość nieuchronnej śmierci, która najzwyczajniej zbliża się wielkimi krokami, rodzi smutek – to oczywiste! Wiemy wprawdzie i wierzymy, że przejdziemy do nowej, pięknej przestrzeni, ale kochamy życie – z wszystkimi jego urokami i… biedami też! Kochamy naszych bliskich i sama myśl o rozstaniu – co prawda na krótki czas! – rodzi smutek…


A może bardziej niż smutek powinna wzbudzić refleksję nad jakością życia, jego celem, sensem… Bo przecież szybko mija czas!

Dokąd dążę?
Dokąd zmierzam?
Jak wypełniam ten czas, który został mi podarowany – wszystkie dni, miesiące, lata…





piątek, 27 lipca 2012

Wędrując ulicami Wiecznego Miasta...


Często wracam myślami do Wiecznego Miasta…

Wędruję szlakiem mojej wyobraźni…

Przywołuję znajome miejsca -

place, ulice, fontanny, świątynie…

Snuję się wśród różnojęzycznych tłumów

pełna zachwytu dla barokowego piękna

zaklętego w fontanny, rzeźby, kolumny…



Wnętrza kościołów chronią przed zgiełkiem…

Tu ze czcią klękam przed Panem Bogiem…

Milcząco wsłuchuję się w ciszę

i wielbię najwyższy Majestat…



Jestem sama, ale nigdy samotna…

Tutaj Seneka pod rękę z Petroniuszem

kroczy po Forum Romanum

rozprawiając o ludzkim bycie,

rozumnym ładzie i harmonii świata…



Tu św. Piotr podąża z uczniami,

dodaje otuchy przed wyrokiem cezara…

Tu św. Paweł naucza tak pięknie, że staję i słucham…

Idę z nim razem – mistrzem ukochanym –

uliczką, co wiedzie na ścięcie…

Jakże pogodny, jakże jest radosny

przed spotkaniem z Bogiem …



Wspinam się po ponad stu schodach

do małego Dzieciątka, co błogosławi najmłodszym…

Toczę z Nim długie rozmowy

o moich dzieciach, które dla matki zawsze są małe…

O moich wnuczkach i wnukach kochanych…

Błogosław im Panie!



Dzień rozpoczynam spotkaniem z Janem Pawłem,

bo wszystkim udziela audiencji…

Słucha tysiąca próśb o zdrowie, opiekę…

Uśmiecha się tak pięknie, jak tylko On potrafi…

Pomogę ci, pomogę, wstawię się za tobą -

szepce stroskanemu ojcu i strapionej matce …

Błogosławi tłum dzieci o smutnych twarzach…

Błogosławi kalekich, szczególnie mu bliskich…



Zewsząd płynie modlitwa pełna nadziei…



Trudno by zliczyć ulubione miejsca…

Jest ich tak wiele…

Wędrówek moich nie widać końca…

Bo Wieczne Miasto – to samo piękno!

Piękno, co rodzi zachwyt, że aż dech zapiera!

Chodzę, zachwycam się i dziwię nieustannie,

pozdrawiam Caravaggia, co życie miał burzliwe,

ale i niezwykłe stworzył dzieła…

Pozdrawiam wszystkich twórców,

mistrzów pędzla i pióra, co swoje życie

poświęcili Bożej chwale…



Napełniona nadzwyczajnym pięknem

wracam do codzienności…

Chowam je w pamięci i sercu…

By znowu kiedyś wyruszyć w niezwykłą podróż

do Wiecznego Miasta…  









czwartek, 26 lipca 2012

O moim Przyjacielu...

Jakże ubogie byłoby życie,

jakże bezbarwne i smutne,

jak żałośnie monotonne,

gdyby ON nie był wpisany

w moją codzienność,

w każdą dnia chwilę,

w moje myśli,

uczucia,

we wszystko, co robię…



On jest…

Niesie nadzieję,

pociesza,

chroni…

Jest niezawodnym Przyjacielem, Bratem,

moją Miłością największą!



Jest zawsze…

Jest w drugim człowieku

może nie zawsze pięknym,

może zagubionym,

może chorym, który potrzebuje Bożej mocy,

może w tym, który cierpi…

A może i w tym, co okazuje mi wrogość…



Jezus uśmiecha się do mnie,

uśmiechem rozjaśnia każdy dzień…



I pewnie zapytasz, czy nie za dużo o Nim…

Nie, zapewniam Cię!

Bo wszystko Mu zawdzięczam!

I radości, i smutki, które bierze na swe ramiona…

I ogrom łask niezasłużonych…

I przyjazne myśli…

I samo dobro, którego zliczyć nie umiem!



Jakże więc o Nim nie pisać?!

Jakże nie głosić Jego chwały?!   



Wystarczy tylko poprosić,

aby stał się i Twoim Przyjacielem…

Na pewno Cię usłyszy

i… nie odmówi swojej przyjaźni!




środa, 25 lipca 2012

Czy jestem użyteczna? Użyteczny?

Nie będziesz użyteczny, jeżeli się nie zmienisz… To słowa św. Josemarii Escriwy. Proste i jednocześnie bardzo wymowne! I – prawdziwe! Bo zobaczmy, jak to jest z tym naszym życiem… Rodzimy się, rośniemy ku radości naszych rodziców, wyrastamy z krótkich spodenek i sukienek, stajemy się dorosłymi ludźmi, wkraczamy w nowe etapy, nieustannie potykamy się o kolejne wyzwania, borykamy się z coraz innymi problemami… Życie zmienia nas… Sprawy, które były kiedyś ważne, nabierają innego wymiaru, innej wartości…
I chyba jest to prawidłowa kolej rzeczy… Ale równocześnie dokonuje się w nas też inna, świadoma przemiana swego wnętrza! Przynajmniej powinna! Tak myślę… Przemiana w kierunku dobra. Taka przemiana, która sprawia, że stajemy się użyteczni! Użyteczni w najróżniejszy sposób…
Czy to poprzez niesienie dobrego słowa…
Czy to poprzez dobre czyny, których nigdy za wiele…
Czy to poprzez przykład postawy w obliczu zła, które nas spotyka…

Świadomość swego nieustannego wzrastania (czytaj: przemiany) rodzi w człowieku radość, że potrafi – z pomocą Bożą - pokonać przeciwności, złe nawyki, wady… Jest to proces nieustanny, ciągły – tak długo, jak trwa nasze życie! Bo nigdy nie jest tak, że staniemy się absolutnie doskonali; zawsze są jakieś obszary, które wymagają naprawy!

Jeżeli będzie się nam wydawało, że już osiągnęliśmy doskonałość, to zatrzymamy się w pół drogi i… albo rozsadzi nas pycha, albo… wcale nie jesteśmy tacy dobrzy!   






 

wtorek, 24 lipca 2012

Do wszystkich smutnych i wątpiących...



Czy nie dziwi cię wielkość Boga?

Czy nie zachwyca cię piękno świata?

Czy dostrzegasz wszystko, co piękne i dobre?

To nic, że zła tyle,

to nic, że czasem przygniata

ból istnienia i troski…

To nic, że nie widzisz końca udręki…

Bóg cię widzi,

widzi i troszczy się

zawsze…

Podaje rękę,

podnosi, byś powstał…

Uwierz, przekonaj się!




poniedziałek, 23 lipca 2012

Jeszcze o pokorze...

I znowu o pokorze! Dlaczego aż tyle i tak często?! – pytacie pewnie ze zniecierpliwieniem… Tak, to prawda! Wydawało mi się, że o pokorze wiem już wszystko…
Że to niezwykła cecha…
Że odznaczało się nią wielu świętych…
Że bardzo podoba się Panu Bogu…
Że znam ludzi, którzy imponują mi swoją pokorą – taką prawdziwą, nie na pokaz…
Że bardzo chciałabym być pokornym człowiekiem w różnych sytuacjach, które niesie życie…
Tymczasem… wystarczy przekroczyć próg szpitala, odwiedzić chorych przyjaciół, by cała wiedza o pokorze prysła jak bańka mydlana! Tutaj właśnie ma człowiek możliwość wykazania się pokorą –

wobec ludzkiego nieszczęścia,

cierpienia,

w obliczu własnej niemocy,

bezradności,

wobec braku dobrych słów, niosących ukojenie…

Jakim małym wydaję się sobie człowiekiem! Nie umiem powiedzieć nic sensownego, nie umiem pocieszyć na miarę oczekiwań…

Ale Ty, Jezu, w którego  uzdrawiającą moc wierzę całym sercem, Ty możesz wszystko! Zapewne bardzo nieudolnie, ale równie gorąco proszę Cię,
stań przy chorych, którzy wierzą w Twoją nieograniczoną moc,
którzy Ci tak bardzo ufają, pomóż im!
Pomóż także tym, którzy Ci nie ufają i czują się bardzo samotni w walce z chorobą…

Pomóż wszystkim, bo trudno nieść krzyż bez Twojej pomocy!!!


Panie, mój Boże, wołam do Ciebie we dnie,

żalę się przed Tobą w nocy.

Niech dotrze do Ciebie moja modlitwa,

nakłoń ucha na moje wołanie.

Z Psalmu 88







niedziela, 22 lipca 2012

Co w moim życiu znaczy Komunia święta?


        Co znaczy? Znaczy bardzo wiele! Tak wiele, że nie umiem nawet tego wyrazić słowami!!! I ogarnąć rozumem… Mając świadomość, że przyjmuję do swego serca Jezusa, jestem szczęśliwa. Bo jakże nie być szczęśliwym człowiekiem, skoro odwiedza mnie sam Bóg! Nie tylko odwiedza, ale jest ze mną cały czas – żywy, prawdziwy i kochający! A jeżeli jest, to znaczy, że uczestniczy w moim życiu, we wszystkich radościach i smutkach, pomaga, daje dobre natchnienia…
Komunia św. jest moją siłą – siłą do życia…

Jest moją radością…

Drogowskazem, życiowym kompasem…

Ps. Zapewne uważacie, że to wyznanie jest zbyt osobiste. Tak! To prawda! Jest bardzo osobiste i chyba  nie powinno się tutaj znaleźć… Ale… może wzbudzi w Tobie, który to czytasz, refleksję i pozwoli się zastanowić nad Twoją relacją do Chrystusa i nad tym, co znaczy Komunia św. w Twoim życiu?




sobota, 21 lipca 2012

Harmonia z samym sobą?



     Harmonia z samym sobą? Trudne to czy łatwe? Powiedzmy, że możliwe do osiągnięcia… Często zastanawiam się nad tym… Warto żyć w takiej harmonii ducha… Tylko na czym ona polega? No, właśnie…
Wiem z całą pewnością, że jest nam potrzebna! Nie można bowiem inaczej myśleć, inaczej mówić, a jeszcze inaczej działać… Takie rozdwojenie  powoduje chaos w umyśle i w sercu…
Zatem… o czym muszę pamiętać, by osiągnąć wewnętrzną harmonię?
Być sobą!
Nic nie robić na pokaz!
Umieć stanąć w prawdzie – przed sobą i przed ludźmi!
Nie udawać kogoś innego, nawet, jeżeli nie podobamy się sami sobie… Przecież Pan Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy! A zawsze możemy dążyć do poprawienia swego wizerunku – poprzez pragnienie bycia lepszymi ludźmi i nieustanne szlifowanie swego wnętrza…


Tę harmonię osiąga się przez lata… Harmonia wewnętrzna – to wielka łaska, jak w ogóle każde dobro, które się w nas rodzi dzięki Bożej pomocy!






piątek, 20 lipca 2012

W kontekście odwagi św. Augustyna...

Może kilka słów o odwadze? Wczoraj napisałam o mojej fascynacji św. Augustynem - jego mądrością i przede wszystkim – odwagą! Postać wielkiego świętego ciągle rodzi refleksje nad własnym życiem… Pewnie, że nigdy mu nie dorównam, ale zawsze mogę się starać być odważnym człowiekiem! Każdy z nas pragnie być odważny, chociaż nie zawsze to się udaje – przynajmniej mi… Zdecydowanie łatwiej pisać o odwadze, niż wykazać się nią w życiu!
Wielka odwaga  cechowała naszych przodków… Mamy w pamięci niezwykłe czyny Kmicica, Wołodyjowskiego, Skrzetuskiego czy Podbipięty, tak barwnie opisane przez Henryka Sienkiewicza.
Czasy się zmieniają… Nam nie jest już potrzebna odwaga na miarę herosów, ale taka zwyczajna, codzienna… Być może znacznie trudniejsza, bo ta odwaga nie uczyni z nas bohaterów! Da jednak poczucie godnego człowieczeństwa!
Zatem postawmy sobie wspólnie kilka pytań…

    Czy mam odwagę być dobrym, uczciwym człowiekiem, który żyje według przykazań danych nam przez Boga?

    Czy mam odwagę stanąć w obronie prawd wiary?

W obronie drugiego człowieka?

Czy mam odwagę przyznać się do Boga w różnych okolicznościach?

Czy umiem (i chcę!) opowiedzieć się za prawdą?

Czy umiem potępić zło?

   Czy chowam głowę w przysłowiowy piasek, gdy różne dyskusje dotyczą ważkich spraw?

    Czy mam odwagę przyznać się do swoich błędów?

Czy umiem przyjąć prawdę o sobie – prawdę nie zawsze miłą i przyjemną?

Czy mam w sobie tyle pokory, aby przyjąć słowa krytyki?

Pytań zapewne mogłoby być jeszcze wiele, ale niech te wystarczą… Szczera odpowiedź przed samym sobą ukaże nam stopień naszej odwagi! 






  

czwartek, 19 lipca 2012

Dlaczego kocham św. Augustyna...

Tak, kocham św. Augustyna! Zresztą dawałam temu już kilkakrotnie wyraz na moim blogu… Jak długo trwa ta moja miłość? Oj, długo, długo, jeszcze od lat młodości… Dlaczego właśnie On? Przyczyn jest kilka… Przede wszystkim od zawsze św. Augustyn budzi mój wielki podziw za odwagę. Bo jakże wielkim trzeba być człowiekiem, aby w IV/V wieku publicznie przyznać się do swoich wszystkich życiowych błędów (a było ich wiele!), opisać je skrupulatnie w Confesiones

Może właśnie ta odwaga wyniosła go na same szczyty?! 

Gdyby tak dzisiaj wielu ludzi umiało stanąć w prawdzie, jakże piękny byłby świat… Przyznać się publicznie do swoich błędów – to wielka sztuka! To nadzwyczajna odwaga, ale i pokora!!!


Św. Augustyn toczył nieustanną walkę z samym sobą, poszukiwał nowych dróg, szukał Boga… I to nieustanne poszukiwanie przywiodło go do Niego! Oczywiście nie można zapomnieć o wielkiej roli jego matki, św. Moniki, która tak wytrwale modliła się o nawrócenie syna.


Św. Augustyn – to wielki Święty, wielki swoją odwagą, mądrością i miłością do Boga!

Kochany mój święty Przyjacielu, pomagaj mi w mądrym patrzeniu na świat i każdego człowieka!  






środa, 18 lipca 2012

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą! Te słowa, których autorem jest mój ukochany św. Augustyn, zostały wyryte na medalach uczestników amatorskiego rajdu Tour de Pologne. Myślę jednak, że nie tylko tam! Mają bowiem ponadczasowy charakter i są niezwykle krzepiące!!! Dodają wiary każdemu z nas…
Można je przenieść na każdą płaszczyznę życia! Bo czyż nie jest ono nieustanną walką? Walką o przetrwanie… Walką ze swymi słabościami… Walką z nałogami…  Pisałam o tej walce kilkanaście dni temu… Ale słowa uwiecznione na medalu, wzbudziły kolejne refleksje… Bo walką jest wszystko, co nas dotyka, z czym musimy albo bardzo chcemy się zmierzyć… A któż z nas nie pragnie być zwycięzcą? Zwycięzcą nad samym sobą! Najważniejsze jest bowiem, aby nigdy nie ustawać w tej walce,

nie poddawać się,

wierzyć w zwycięstwo,

nigdy nie tracić ducha,

nigdy nie tracić wiary, chociaż życie toczy się nieustannie pod górkę!

Chrystus jest zawsze zwycięzcą i ja mogę nim być, jeżeli trzymam się Jego prawd, jeżeli Mu ufam, jeżeli wierzę w Jego Boską moc! A wierzę!!! Z Nim zawsze jestem zwycięzcą w tej walce o życie! Takie prawdziwe, godne, takie, którego nie będę musiała się wstydzić… Ta walka trwa nieustannie i musi trwać… Bo jeżeli tylko „prześpimy” jakiś etap albo najzwyczajniej zrezygnujemy, będziemy przegrani!  




wtorek, 17 lipca 2012

Droga do świętości


Droga do świętości? Przedziwna to droga!

I trudna, i długa, i wyboista…

Idzie sobie człowiek, życie go przytłacza,

kroczy dniem za dniem i posępną nocą…

Droga coraz węższa, coraz bardziej stroma…

Sił zaczyna braknąć, jakże ją pokonać!?

Jakże przejść, gdy tyle przeszkód i trudności tyle…



Pomóż, Panie Boże! Podaj rękę z nieba!

Czy słyszysz mnie, Panie, wśród hałasów świata?

Wiem, że słyszysz, bo… zawsze pomagasz!

I zapalasz słońce nadziei!

Dziękuję Ci, Jezu!




poniedziałek, 16 lipca 2012

Pośród życiowych burz...



Gdy czarne chmury zasłonią nam niebo,

skrawka nadziei nie widać już wcale,

gdy duszę ciemność ogarnia zupełna,

gdy trwoga do szpiku kości przenika,

gdy serce łomocze z potwornego strachu,

gdy pytasz, jak ja to wszystko przetrzymam,

bo już nie widzisz rozwiązania końca…

Gdy brak otuchy zewsząd cię oplata…

Gdy zło się czai, uderza znienacka…

Gdy kataklizmy pozbawiają domu

i łzy bezradności płyną strumieniami…

Gdy braknie siły do dalszego życia…



Zwróćmy swe oczy ku Najwyższemu…

Zawierzmy mu swoje losy

i ufnie złóżmy w Jego święte ręce…

Bo jeszcze nie wszystko przecież stracone,

gdy On jest z nami i podaje ramię,

pomaga krzyż nieść, by nas ocalić…



Ocal me życie, ocal nadzieję!



„Prosimy Ciebie, wszechmogący Panie,

Niech płomień wiary nigdy w nas nie zgaśnie.”

(Z Brewiarza)






niedziela, 15 lipca 2012

W niedzielny poranek...



W niedzielny poranek wszystko wielbi Pana…

I ptaków chór w pobliskim lesie,

i cisza wokół,

i kwiaty barwne,

i słońce radosne,

i te biedronki, o których ksiądz Jan pisał,

i ludzie podążający do kościoła…

I moja modlitwa w podzięce się niesie…

Wszystko, wszystko do Pana woła:

Bądź pochwalony, Boże wielki, nasz Ojcze!


I hymn uwielbienia płynie pod niebiosa…



sobota, 14 lipca 2012

Malując kwiaty...

Malując kwiaty, myślę o tym dniu stworzenia,

kiedy Bóg rzekł: Stań się!

I wyobraźni dał ogromną przestrzeń

dla mnie niepojętą i nie do ogarnięcia

kolorami malując kwiaty, kwiatki, kwiateczki

paletą barw niezwykle szeroką

tęczowym pędzlem zdobiąc lasy, łąki, pola…



Moim dziwom nie ma końca!

Jakże wielki jesteś, mój Panie,

we wszystkich dziełach stworzenia!