poniedziałek, 30 czerwca 2014

Różaniec - darem Maryi...


Przesuwając paciorki różańca,

wpatruję się w ukochane oblicze Matki…

Wsłuchuję w pełne miłości słowa…

W tej miłości nabieram siły…

Nigdy w tę miłość nie wątpię …

Powierzam swe radości i troski…

Krzepnę w wierze…

Rosnę duchowo…

Czerpię radość, nadzieję i moc!

 

Dziękuję Ci, Najświętsza Panienko,

za ten RÓŻANIEC święty!

Bo te przedziwne paciorki

to Twoje matczyne ręce,

to Twoje kochające serce…

 

 

niedziela, 29 czerwca 2014

O wewnętrznej ciszy raz jeszcze…

Cisza… Jakże potrzebna, jak upragniona! Ileż niesie wewnętrznej radości! W ciszy zachwyca nas piękno… W ciszy słucha się muzyki Mozarta, Bacha, Chopina… W ciszy podziwia się wielkich mistrzów…
Cisza… Potrzebna w życiu, w codzienności, w relacjach z drugim człowiekiem… A nade wszystko – z Chrystusem ukrytym w białym kawałku Chleba…
Warto zadać sobie kilka pytań… Czy we mnie jest miejsce dla ciszy? Czy w ciszy odnajduję siebie, swoje pragnienia, marzenia… Czy umiem zachować ciszę wobec ataków zła? Co dla mnie znaczy cisza, w której trwał Jezus skazany na śmierć? Czy w ogóle coś znaczy?
„Cichość, która wypływa z błogosławieństwa, wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia a nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, odtrącenia,, krzywdy, mimo możliwości obrony! Wynika ona z zaufania do Boga, który nie opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na coś zupełnie innego.
Cichość rozwija się w miłości do bliźniego i w modlitwie najintymniejszej, ale rozkwita w Eucharystii. Miłość staje się cicha, gdy nie krzyczy, nie plotkuje, nie oskarża i nie uskarża się i nie rani. Nasza miłość to początkowo miłość własna albo mroczne uzależnienie, albo ślepa namiętność.  Dopiero po latach staje się to wszystko po prostu cichą miłością. Oczywiście dzieje się tak u tych, którzy dorastają do ciszy, wyrzekając się dominacji nad innymi. Cisza dojrzewa także w modlitwie adoracyjnej, gdyż Bóg jest cichy i pokorny sercem, a przebywanie z Nim formuje nas na Jego podobieństwo. (…) Cisza udziela się nam w Eucharystii. Bóg cicho ukrył się w chlebie i winie, a nie na bilbordach…” (o. Pelanowski)
Czy nie budzi się w naszym sercu tęsknota za byciem do Niego podobnym w takiej postaci? Ama nesciri, jak pisze Tomasz a’ Kempis, Umiłuj bycie nieznanym, bycie cichym  W ciszy można uwielbiać, można rozmyślać, można kochać, podziwiać, odnaleźć siebie, w ciszy można trwać…
 
Nie zagłuszajmy ciszy, niech trwa w naszych sercach!
 
 
 
 

czwartek, 26 czerwca 2014

O ewngelicznej odwadze...

Odwaga „gościła” już na tym miejscu… Myślę jednak, że od czasu do czasu warto postawić sobie pytanie o swoją odwagę… Jaka jest i… czy w ogóle jest! Demokracja wniosła w naszym kraju (i nie tylko w naszym!) wiele dobra, ale też uwolniła odwagę… Czy zawsze dobrze pojętą? Wykorzystaną ku dobru? Poprzedni post „W obronie Chrystusa” dowodzi, że – niestety – nie zawsze!
A tak pięknie o odwadze mówi Pan Jezus! Odwołajmy się do Jego słów: Nie bój się! Nie lękajcie się! Przypomniała nam to Ewangelia czytana w ostatnią niedzielę… Bardzo podobał mi się komentarz do tych słów! Przytoczę kilka bardzo cennych i zarazem niezwykle celnych refleksji kapłana…
 
Uczucie lęku pojawia się w każdym z nas – czy to z racji nieuniknionej konieczności śmierci, ciężkiej choroby, cierpienia, samotności czy też zupełnie nieprzewidzianych okoliczności, którym nie potrafimy stawić czoła… Pismo święte walczy z takim lękiem, ostrzega, byśmy nie dali się opanować przez paraliżujący lęk… Warto przyjrzeć się Jeremiaszowi, prorokowi ze Starego Testamentu… Żył w bardzo trudnych czasach, musiał się zmierzyć z wielkimi trudnościami politycznymi… Nawołuje do nawrócenia, mówi niewygodne prawdy, ryzykując nawet życiem… To oczywiście nie podoba się ludziom i zawiązują przeciw niemu spisek… Jeremiasz zostaje skazany na śmierć! Ale… jest pewien, że Pan Bóg jest po jego stronie, ufa Mu i od Niego otrzymuje potężną siłę do odporu zła! Uświadamia sobie cztery ważne „kroki”, które należy poczynić, by pokonać strach…
1.    Uświadomić sobie obecność Boga („Pan jest przy mnie.”) Pamiętać o dysproporcji między lękiem a istotną wielkością źródła strachu.
2.    Lęk ma pewien sens; jest dla człowieka próbą i doświadczeniem, któremu Bóg się przygląda, jak człowiek postąpi. Lęk staje się okazją do wyzwolenia się z tego, czego się boimy.
3.    Najlepiej powierzyć swoją sprawę Bogu – z pełnym zaufaniem!
4.    Uwielbić Boga – (dziękczynienie za pomoc, za obecność; zaufanie Panu Bogu, który zawsze pomaga rozwiązać najtrudniejsze sprawy.)



 

niedziela, 22 czerwca 2014

W obronie Chrystusa!

Pan Jezus nie potrzebuje ani adwokata, ani jakichś szczególnych słów odporu napaści… To my potrzebujemy Jego miłości, dobroci i obecności w codziennym życiu – jakże czasem trudnym do pokonania…  Potrzebujemy Go w każdej chwili, bo to właśnie On uczy, jak trwać – mimo przeciwności, mimo bólu istnienia! Dlatego również tak często w tym miejscu odwołuję się do Niego - Chrystusa – Boga, który miał w sobie tyle miłości do człowieka – a zatem do Ciebie i do mnie – że dobrowolnie oddał za nas życie – na krzyżu!
 
Pana Jezusa uważam za największego Przyjaciela, nie tylko uważam, ale ON JEST MOIM PRZYJACIELEM!!!!! Zawsze podaje mi rękę, gdy o to proszę, pomaga w bardzo trudnych sytuacjach, które muszę przeżyć… Nikt mnie do tej przyjaźni nie zmusza, wybrałam ją sama, dobrowolnie, mam przecież – jak każdy z nas - wolną wolę! I On tę naszą wolną wolę szanuje, niczego nie narzucając…
 
Ale… jest takie stare, polskie przysłowie, które głosi, że prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie! I ta „bieda” właśnie przynagliła mnie do zabrania publicznie głosu w obronie MOJEGO UKOCHANEGO PRZYJACIELA – CHRYSTUSA!  Jak napisałam wyżej, On nie potrzebuje adwokata, bo jest samą Prawdą! A prawda obroni się sama! Ale… jest właśnie to „ale”!  Jeżeli z Golgoty stara się zrobić widowisko, dalekie od najboleśniejszej prawdy, najboleśniejszej, bo tam właśnie konał w najokrutniejszych mękach nasz Pan, to trudno milczeć!!!!!!!!!!!!!!!  Widziałam tylko fragment widowiska „Golgota Picnic”, pokazany w Internecie, ale to wystarczy, aby zdecydowanie się od niego odżegnać! Tolerancja, o czym pisałam kilka dni temu, ma swoje granice! A myślę, że artysta ma bardzo wiele możliwości, aby oddać to, co mu w duszy gra… Nie musi sięgać po taki temat, który dla nas, katolików, jest największą świętością! Nie o to chodzi, że obawiano się zamieszek w przypadku wystawienia spektaklu, ale o to, czy mam odwagę przyznać się do Chrystusa takiego, jakim był naprawdę – WIELKI, KOCHAJĄCY, ŚWIĘTY!
 
Golgota i Krzyż od wieków inspirowały artystów… Powstało wiele pięknych dzieł – zarówno w malarstwie, rzeźbie, jak i literaturze – które w sposób podniosły ukazywały umierającego Chrystusa…
 
Przesłanie płynące z Chrystusowego Krzyża pokazuje, jak uleczyć współczesnego człowieka, jego frustracje… Bo jest przekazem miłości! Myślę, że byłoby bardzo dobrze, aby ten przekaz został odczytany właśnie tak, bo Chrystus - źródło samego dobra - nie jest winien, że żyjemy „na co dzień w świecie pełnym przemocy i dyskryminacji”. Tylko powrót do prawd ewangelicznych sprawi, że „kondycja europejskiego społeczeństwa pogrążonego w konsumpcjonizmie i hedonizmie oraz duchowej pustce” ulegnie zdecydowanej poprawie!!! (Cytaty pochodzą z listu p. Michała Marczyńskiego w obronie przedstawienia i jego autora; w Głosie Wielkopolskim 2 czerwca 2014)
 

piątek, 20 czerwca 2014

Wokół uroczystości Bożego Ciała...

Uroczystość Ciała i Krwi Chrystusa wpisała się w historię mojej rodziny w szczególny sposób, jako że prawie od stu lat mamy zaszczyt gościć Pana Jezusa na ołtarzu w moim rodzinnym domu w Pniewach… Już kiedyś o tym pisałam, a konkretnie dwa lata temu… Prawdopodobnie nikt już nie zagląda do starych postów, dlatego postanowiłam odświeżyć w pamięci te piękne dni… Nie zatarły się wspomnienia mimo upływu  lat…
Wyjątkowy czwartek poprzedzony był kilkudniowym przygotowaniem. My, dzieciaki (tzn. moi bracia, ja i bardzo liczne grono moich koleżanek), przeżywaliśmy to na swój sposób – było ciekawie, radośnie i zupełnie inaczej niż codziennie… W tzw. pralni zbierały się panie – wśród nich moje dwie babcie – i plotły girlandy: jedna o długości dwudziestu metrów i trzy krótsze. Pamiętam do dziś zapach klonowych i dębowych liści, które wolno mi było podawać; pamiętam misterne ich układanie przez wprawne ręce pań… Plecenie girland trwało cały tydzień. Ależ było wesoło w pralni! Mama przygotowywała posiłki, a my przysłuchiwaliśmy się ciekawym, dorosłym opowieściom… Czułam się wtedy bardzo ważna – ja, mała dziewczynka – wśród tych bardzo „starych” kobiet (miały wtedy niewiele ponad pięćdziesiąt lat!!!).
W organizację uroczystości Bożego Ciała angażowali się nie tylko moi rodzice i mieszkająca z nami babcia, ale i wielu, wielu ludzi… Pan Franciszek Smelka malował piękne emblematy, które potem zdobiły dom; wraz z moim ojcem doglądał całości… A babcia wraz z mamą przystrajały okna kwiatami i stawiały świeczniki, które błyszczały pięknie…
Do panów należało również zawieszenie girland. Było to dość karkołomne zadanie, nie było wtedy tak wysokich drabin, jak obecnie, wychodzili więc przez okno na strychu… Bardzo bałam się o mojego ojca, ale zawsze sobie poradził…
Gdy już wszystko „było dopięte na ostatni guzik”, czekaliśmy z rodzicami na procesję… Pamiętam dreszczyk emocji, który mi zawsze towarzyszył w tej ważnej chwili… Pan Jezus, ukryty w białym kawałku Chleba, niesiony przez kapłana w złocistej monstrancji, szedł ulicami moich kochanych Pniew…
 
Po procesji…
Pewnie zapytacie, co robimy po uroczystości… Emocje opadają, bo – nie ma co ukrywać – iż obok wielkiej radości, że na naszym ołtarzu gości sam Bóg, jest też pewien stres… Czy wszystko się uda? Czy wielki wazon (nota bene ślubny prezent moich Rodziców) nie spadnie z ołtarza? Czy świeczki nie zgasną? Czy nie zacznie padać deszcz?
Ale po kolei… Po uroczystości ludzie rozchodzą się do swoich domów… Wielu z nich podchodzi do naszego domu, by zerwać gałązki młodych brzózek i później zawiesić je w swoich domach… Jest to bardzo miły zwyczaj, przy okazji można też zamienić kilka słów z dawno niewidzianymi znajomymi… Panuje serdeczna atmosfera…
Wszystko wraca na swoje miejsce – podium, stół, świeczniki, figury i obrazy… Aż do następnego roku.
Pamiętam z dzieciństwa również humorystyczne zdarzenia…  Jak wspomniałam wyżej, kiedyś plotło się kilka girland… Otóż po procesji (kiedyś nie było Mszy św. na rynku) panowie ściągali girlandy, spiesząc się, by nie zaskoczył deszcz… (bo było najczęściej tak, że w czasie procesji świeciło słońce, a krótko po niej zaczynało padać). Na ten moment czekały dzieciaki… Przybiegała cała gromada… Ciągnęliśmy girlandy na podwórze i zawijaliśmy się w nie – im wyżej sięgały, tym lepiej… Na końcu nikt z nas nie umiał się wydobyć. Ależ to była frajda!
Pamiętam też inne zdarzenie z dzieciństwa… Miałam trochę ponad sześć lat, a mój brat – trochę więcej niż trzy. Namówiłam go do skakania po brzegu podium, które stało ukosem oparte o ścianę domu gospodarczego. Jako dzieci nie ważyliśmy wiele, ale energiczne skoki spowodowały, że podium się przewróciło i całkowicie nas przykryło… Nie muszę Wam mówić, co to było! Jaki strach! Krzyczeliśmy tak przeraźliwie, że w końcu usłyszał nas ojciec, podniósł podium i … spuścił mi lanie – jako pomysłodawczyni! Musiał przeżyć stres jeszcze większy niż my!
Te zdarzenia w niczym nie umniejszyły powagi wielkiej uroczystości! Boże Ciało – to przecież święto radości, czczone z wielkim pietyzmem!

   Dzisiaj jest to również wielkie święto rodzinne! Zjeżdżamy się, by razem powspominać dawne czasy, gdy żyły nasze babcie, nasi rodzice i nasz kochany śp. brat Marian... Jakże nam go braknie! Przejęliśmy "pałeczkę", a młodsze pokolenie bardzo gorliwie włącza się w przygotowanie do uczczenia Największego z wielkich! 



 
 

O moim Przyjacielu Jezusie…

Jakże ubogie byłoby życie,

jakże bezbarwne i smutne,

jak żałośnie monotonne,

gdyby ON nie był wpisany

w moją codzienność,

w każdą chwilę dnia

w moje myśli,

uczucia,

we wszystko, co robię…

On jest…

Niesie nadzieję,

pociesza,

chroni…

Jest niezawodnym Przyjacielem, Bratem,

moją Miłością największą!

Jest zawsze…

Jest w drugim człowieku

może nie zawsze pięknym,

może zagubionym,

może chorym, który potrzebuje Bożej mocy,

może w tym, który cierpi…

A może i w tym, co okazuje wrogość…

 Jezus uśmiecha się do mnie,

uśmiechem rozjaśnia każdy dzień…

I pewnie zapytasz, czy nie za dużo o Nim…

Nie, zapewniam Cię!

Bo wszystko Mu zawdzięczam!

I radości, i smutki, które bierze na swe barki…

I ogrom łask niezasłużonych…

I przyjazne myśli…

I samo dobro, którego zliczyć nie umiem!

Jakże więc o Nim nie pisać?!

Jakże nie głosić Jego chwały?!  

 Wystarczy tylko poprosić,

aby stał się i Twoim Przyjacielem…

Na pewno Cię usłyszy

i… nie odmówi swojej miłości!
 
 
 
 

czwartek, 19 czerwca 2014

W uroczystość Ciała i Krwi Chrystusa...





Boże Ciało

kolejne piękne uroczyste

tłum ludzi podąża za Chrystusem

oczy wpatrzone w święty wizerunek

ukryty w białym kawałku Chleba

nasz Pan idzie ulicami Pniew

mojej małej Ojczyzny

podąża drogami Przeźmierowa

polskich miast i osiedli

zagląda się do każdego domu

szuka zbłąkanych owieczek

uśmiecha się błogosławi

przybywa z miłością

i dobrym słowem

krzepi umacnia

budzi nadzieję

do serca przygarnia

Ciebie i mnie

KOCHA

 

wtorek, 17 czerwca 2014

Mysli o tolerancji

Proszę  was,  wychowawcy,  którzy  jesteście  powołani,  aby  wpajać  młodemu  pokoleniu autentyczne  wartości  życia, uczcie  dzieci i młodzież  tolerancji,  zrozumienia  i  szacunku dla  każdego  człowieka. Ojciec Święty Jan Paweł II Toruń  1999 r.
We  wszystkich  szkołach  niech  panuje  duch  koleżeństwa  i  wzajemnego  szacunku.
Ojciec Święty Jan Paweł II Łowicz    1999 r.
 
Musimy pamiętać o tym, że dla każdego człowieka – katolika, buddysty, wyznania żydowskiego czy jakiegokolwiek innego – punktem wyjścia do jego działań powinno być sumienie. Każdy człowiek musi zapytać samego siebie, czy to, co robi, jest zgodne z jego sumieniem. (...) Katolik nie może mieć wątpliwości, że człowiekowi – choćby nie wiem jak złym się wydawał – kiedy cierpi, trzeba pomóc.” Ks. Arkadiusz Nowak
 
 Czym naprawdę jest tolerancja? W Nowym Testamencie nazywa się MIŁOŚCIĄ BLIŹNIEGO. Czyli nie jest wartością absolutną, bezwzględną, obejmującą wszystko i wszystkich, która nie zakłada wyjątków. Nie wyraża zgody na czynione zło i wszelkie błędy. Granice tolerancji określa najpierw PRAWDA, a potem odpowiedzialna miłość bliźniego i zagrożone DOBRO. W języku łacińskim słowo "tolerare", oznacza: wytrzymałość, zcierpieć, znosić..., czyli "znoszenie i wytrzymywanie" kogoś i czegoś. (…) Słownik teologiczny określa tolerancję jako "szacunek dla cudzych poglądów i przekonań". W myśl przedstawionych opinii tolerancja to: miłość bliźniego, szacunek, wyrozumiałość i "znoszenie w prawdzie"...
Czy są zatem granice tolerancji? Nie możemy przejść obojętnie obok rzeczywistości nas otaczającej, w której jest tyle zła, zakłamania, błędów i ludzi złej woli. (…) Czy wszystko i wszystkich należy tolerować? Czy wszystko i wszystkich należy darzyć wyrozumiałością i pobłażaniem, czy wszystko i wszystkich należy "znosić i zcierpieć"? Tolerancja jest zbyt wielką wartością, aby ją lekceważyć, nie doceniać, podważać. Dzięki niej ludzie różnych ras, kultur, narodów i religii żyją w pokoju. Tam gdzie jej zabrakło, widzimy, do czego taka sytuacja może doprowadzić. (…) Tolerancja jest zatem atmosferą życia, pokoju i rozwoju. Stwierdzić jednak należy, że nie jest wartością absolutną, bezwzględną, która jedyna wyznacza tok życia społecznego. A zatem stanowczo trzeba stwierdzić, że tolerancja ma swoje granice! Wyznacza je PRAWDA, ODPOWIEDZIALNA MIŁOŚĆ i ZAGROŻONE DOBRO! (Podałam za: serwis internetowy Katolik.pl)
 
 
 
 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

O tolerancji słów kilka…

Dlaczego o tolerancji? Zainspirowała mnie ciekawa akcja w naszej szkole, zachwyciłam się nią! „Tydzień Tolerancji” miał uzmysłowić dzieciom znaczenie tego wielkiego słowa i obudzić przyjazne uczucia wobec ludzi, którzy inaczej myślą, są inni…  Na pewno nie powiem niczego odkrywczego, ale – myślę, że warto sobie przypomnieć pewne prawdy tejże tolerancji dotyczące…
O tolerancji można nieskończenie... Jest to szeroki i zawsze aktualny, ponadczasowy temat. Nigdy nie zdołamy go wyczerpać! „Tolerancja” - to wielkie słowo. I jakże ważne! Zbyt często używane, staje się wytartym sloganem, jednak nic nie straciło na wartości na przestrzeni dziejów. W moim przekonaniu oznacza przede wszystkim wyrozumiałość dla cudzych poglądów, wierzeń, praktyk, postaw, choćby różniły się diametralnie od własnych lub nawet - były z nimi sprzeczne.
Na pewno powinna ona wypływać z miłości do drugiego człowieka. Najpiękniejszym przykładem człowieka tolerancyjnego był św. Jan Paweł II. Potępiał zło, ale nigdy człowieka! Jego wszystkie słowa skierowane do wiernych - czy to w encyklikach, czy w bezpośrednich przemówieniach - nacechowane były  wielką miłością i wyrozumiałością. Wyciągał rękę do wszystkich ludzi: wierzących i niewierzących, innowierców, kochał białych i czarnych, biednych i bogatych, zdrowych i chorych…  Z każdym starał się znaleźć płaszczyznę porozumienia, nie narzucając swego zdania, ale w mądry sposób ukazując właściwą drogę… Czerpał od samego Chrystusa, bo tolerancja „wpisana” jest w Bożą naukę! Pan Jezus gromadził wokół siebie nie wielkich i porządnych, ale tych, co życiorysy mieli dalekie od poprawnych – celników, przestępców, grzeszników, bo  „nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”. W mojej pamięci (myślę, że nie tylko w mojej) jest taki obraz, gdy ludzie przyprowadzili do Pana Jezusa kobietę lekkich obyczajów, bardzo surowo ją oceniając… W odpowiedzi usłyszeli: „Niech ten, który jest bez winy, rzuci na nią kamień”. Odeszli wszyscy… Najdoskonalszy wzorzec mamy właśnie w Chrystusie! Niczego nam nie narzuca, proponuje… Obdarzył człowieka wolną wolą!
Idea tolerancji jest nie tylko myślą polityczną i religijną czy obyczajową, ale przede wszystkim - moralną. Tolerancja nie zmusza nas do zmiany własnych upodobań. Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale szanuję twoje prawo do ich wyrażenia! Z szacunku dla ciebie, człowieku!
 
 
 
 

niedziela, 15 czerwca 2014

Wybrane myśli z dzisiejszej homilii w uroczystość naszego patrona św. Antoniego…


Miłość jest duszą wiary.

Miłość czyni naszą wiarę żywą…

Gdy zabraknie w nas miłości, wiara staje się martwa…

Jedynie dusza, która się modli, może postąpić w życiu duchowym.

Warto otwierać się na miłość Boga!

 

Myśli o św. Antoniego

Modlitwa jest duszą wiary…

Modlitwa jest związkiem miłosnym człowieka z Bogiem…

Dzięki temu nasza wiara jest radosna.

Modlitwa ma prowadzić do walki – walki ze swymi złymi skłonnościami, z pychą, złością, nienawiścią, ze złymi uczuciami…

 

Jaka powinna być modlitwa? Jak się modlić?

- Ufnie otworzyć serce.

- Serdecznie rozmawiać z Chrystusem

- Przedstawić Mu swoje prośby.

- Uwielbiać Boga, dziękować Mu za jego łaski, miłość, wszelkie dobro…

 

O św. Antonim

Jest świętym całego świata…

Jest darem dla całego świata…

Dla każdego z nas, bo każdy z nas coś mu zawdzięcza!

Od swego przyjaciela św. Franciszka przejął postawę pokory.

Antoni pomaga, pokazuje, jak żyć wiarą.
 
 
 

 

 

W moim małym ogrodzie…


W moim małym ogrodzie

ciągle pachnie wiosną -

kolorową, piękną, radosną…

Zielenią się krzewy,

zielenią się drzewa…

Jaśminu gałęzie chylą się ku ziemi

nabrzmiałe kwiatami pełnymi …

Zapachem wabią owadów tysiące

niczym stokrotki  na zielonej łące…

Na szczycie najwyższego świerku

siada sobie kos,

codziennie mi śpiewa…

Wieczorną serenadą

chwałę Pana głosi…

Nutki srebrne płyną

i echo je niesie, niesie…

Cała przyroda Panu się kłania

każdego wieczoru,

w południe

i z rana…
 
 
 

 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

O Zielonych Świątkach słów kilka...

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego przypada w najpiękniejszej porze roku, gdy przyroda jest w pełnym rozkwicie, a świeża zieleń zachwyca swą urodą. Pisałam już o Zielonych Świątkach dwa lata temu, ale ponieważ to święto wspominam wyjątkowo radośnie z czasów mojego dzieciństwa, przypomnę raz jeszcze…
W moich rodzinnych Pniewach (myślę, że nie tylko tam!) był taki miły zwyczaj strojenia domów z okazji Zielonych Świątek... Chodziliśmy gromadami nad jezioro po tatarak; przynosiliśmy całe naręcza, by przyozdobić okna i drzwi – pachniał wtedy cały pniewski rynek! Zielono było wszędzie – w domach i w sercach!
Duch Święty miał w Pniewach zawsze swoich gorliwych wielbicieli, zwłaszcza wśród uczniów - im szczególnie było potrzebne Jego światło. Droga do liceum wiodła koło kościółka Świętego Ducha. Nie było wśród nas – uczniów - osoby, która nie wstąpiłaby tutaj choć na krótką modlitwę przed lekcjami... Duch Święty pomagał! Ileż było w nas radości!
Ks. Remigiusz Kobusiński mówi, że autentyczna modlitwa do Ducha Świętego sprawia, że działa On w nas w nowy sposób, rozbudzając życie Boże i dary, które posiadamy. Dlatego też ważną rzeczą jest codzienna modlitwa do Ducha Świętego, aby życie Boże mogło w nas coraz bardziej się rozwijać.
Zatem – módlmy się i kochajmy Ducha Świętego, On nas wesprze, gdy poprosimy o Jego światło.

niedziela, 8 czerwca 2014

W uroczystość Zesłania Ducha Świętego

"Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie." (Ga 5,22-23 Biblia Tysiąclecia)



sobota, 7 czerwca 2014

Taki wierszyk sprzed dwóch lat...


Zachwycałam się majem,

Ale i czerwiec piękny…

 

Wracam sobie z kościoła,

A tu deszczyk kropi…

Po burzy zrobiło się jaśniej,

pogodniej i radośnie…

Chmury płyną po niebie

gromadą całkiem sporą…

Spoglądają na ludzi -

skąd tę radość biorą?

 

Tęcza zawisła na niebie-

malownicza, piękna…

Mieni się barwami…

Wpatruję się w zachwycie…

I kolejny raz wołam:

Piękne, piękne jest życie!

 

Radość płynie od Pana,

który ze mną kroczy…

Błogosławi i strzeże…

Tęczowymi barwami napawa me oczy,

życie ubogaca!

 

Dziękuję Ci, Panie!