sobota, 1 października 2011

Błogosławieństwo w kościele

Kilka słów o naszych ministrantach... Ich widok w czasie Mszy św. przywodzi na myśl anioły – skupieni, pełni wewnętrznego Bożego pokoju. Najbardziej wzruszający są Maciuś i Piotruś. Gdy siadają w wielkich fotelach, małe nóżki kiwają się wysoko nad ziemią. Panie! Błogosław tym naszym aniołom, które czystość serca mają wypisaną na swych buziach. Błogosław również tym starszym „aniołom” –Jackowi, Maciejowi ( z naszej parafii), Tomkowi i Jasiowi. To wspaniały Twój orszak, orszak wiernych, kochających Cię dzieci...
Tak się rozpisałam, że nawet nie zauważyłam, iż ks. Darek wyszedł ponownie z zakrystii, by udzielić uroczystego błogosławieństwa tym, których jeszcze nie błogosławił w kościele… Basia po cichu podpowiada, abym podeszła... To błogosławieństwo było od dawna moim wielkim pragnieniem, ale bardzo bałam się upadku na ziemię; zupełnie nie umiem wytłumaczyć, dlaczego...
Ksiądz nakłada ręce na moją głowę. Boże mój! Błogosław przez ręce tego kapłana wszystkich moich najbliższych. Pierwszą osobą, którą widzę bardzo wyraźnie, jest nasz ks. proboszcz Jan, później – ks. wikariusz Tadeusz. Widzę ich bardzo wyraźnie i gorąco się za nich modlę. Potem stają mi przed oczami – moje dzieci. Boże, błogosław im i prowadź! Ksiądz czyni znak krzyża na moim czole. Dzięki Ci, Panie, za to błogosławieństwo! Wstaję i odchodzę bardzo powoli, z wielkim trudem docieram do krzesła, padam na kolana. Ogarnia mnie przedziwne uczucie, łzy gęstym gradem leją się z moich oczu. Dzięki ci, Panie, dzięki... Nic innego nie umiem powiedzieć. Słyszę jakby z oddali piękny śpiew Ulki. Słyszę, modlę się, ale nie mogę się podnieść... Osuwam się coraz bardziej na ziemię... I trwam w dziękczynnej modlitwie! Po dłuższej chwili udaje mi się wstać. Nie chce mi się w ogóle mówić – tak dobrze mi w tej wewnętrznej ciszy...