środa, 4 listopada 2015

O modlitwie raz jeszcze...

Wracam niekiedy do moich wcześniejszych wpisów i dostrzegam ich ponadczasową aktualność. Zatem niektóre treści po prostu powtarzam, poszerzając je o kolejne przemyślenia. I tak jest w przypadku modlitwy! O tym, że jest niezbędna w relacji z Bogiem, nie muszę nikogo przekonywać! Jeżeli kogoś kochamy - lubimy, to pragniemy z nim jak najczęściej przebywać, rozmawiać, pytać, wsłuchiwać się w jego słowa, myśli… I dokładnie tak samo jest w przypadku relacji z Panem Jezusem. Przecież nie bez przyczyny śpiewamy: Być bliżej Ciebie chcę! Poprzez tę bliskość pragnę wyrazić moją miłość, wdzięczność, uwielbienie, dziękczynienie - w ciszy swego serca. Ta bliskość – to przecież modlitwa! Tutaj nie ma żadnego przymusu! Modlitwa jest wyborem! Dobrowolnym, świadomym i czymś, co wyrasta z miłości do Boga! Mogę jej pragnąć lub nie – to jest mój wybór… Jeżeli chcę rozmawiać z Bogiem, to rozmawiam! Nikt mnie do tego nie zmusza, może najwyżej zachęcić. A że dotyka mnie zniechęcenie? Mogę je pokonać siłą woli! Mnie akurat nie dopada zniechęcenie, ale bardzo często pojawia się „tysiąc” przeszkód, które utrudniają tę rozmowę! Jednak trudności są po to, aby je pokonywać, prawda?! Nie można im się poddawać…
A jakie to trudności? Na przykład:

*uliczny hałas – można się wyłączyć;
*rozgwar w domu – jest przecież jakieś zaciszne miejsce;
*super film w telewizji – można wyłączyć telewizor, kształtując siłę woli;
*niekorzystny czas – trzeba go zaplanować;
*pokusy – zawsze są, tym silniejsze, im bardziej zbliżamy się do Boga;
*trudne próby z zewnątrz – wytrwać i nie poddawać się!

Wpis: 4 listopada g.10.15