Lubimy wielkich bohaterów – tych z
dawnej historii i współczesnych idoli… Czytamy o wielkich czynach, ekscytujemy
się ich życiem, bogactwem… Ileż informacji dostarcza Internet! Kto z kim,
gdzie, kiedy i jak… Znamy życiorysy wielkich tego świata, stojących na
piedestale… Dodajmy – niekiedy bardzo wątpliwym piedestale!
Tymczasem w codzienności wcale nie
chodzi o wielkie czyny, o jakieś nadzwyczajne wydarzenia, ale o te
najzwyczajniejsze, z których składa się nasze życie. Bo to ono właśnie utkane
jest z tych zwykłych, prostych spraw… Bo codzienność – to właśnie zwyczajne
sprawy, które nas radują, martwią, pochłaniają…
Zatem ile wiemy o sobie samych?
Bywa tak, że wytrąca nas z równowagi
czyjeś krzywe spojrzenie, słowo, które zabolało, krzywda, której nie potrafimy
wybaczyć i jak zadra tkwi ona w naszym sercu i umyśle… I pielęgnujemy w sobie żal,
pretensje, które rosną, rosną, niekiedy tak długo, aż przeradzają się w mur niechęci
bardzo trudny do pokonania…
To takie sobie refleksje – myślę, że w jakiś
sposób dotykające każdego z nas – w mniejszym lub większym stopniu. Chociaż… znam
ludzi całkowicie pozbawionych złych relacji do każdego człowieka, wybaczających,
wyrozumiałych, a przy tym wszystkim – niezwykłych w swej pokorze i skromności.
Żeby nie było tak pesymistycznie,
dodam, że każdy z nas może stać się bohaterem, pokonując własne słabości,
przywary, niedoskonałości… Tak myślę! Trzeba tylko spróbować…
Refleksje napisałam 14 października o g. 7.50 rano - wbrew fałszywej informacji zegara internetowego.
Refleksje napisałam 14 października o g. 7.50 rano - wbrew fałszywej informacji zegara internetowego.