niedziela, 4 października 2015

Czy można być szczęśliwym człowiekiem?

Nie wierzę w przypadki, zatem słowa pana Stanisława Sojki, które gdzieś kiedyś przeczytałam, zrodziły pytanie: Czy jestem szczęśliwym człowiekiem? Prawdę mówiąc, odpowiedzią na to pytanie jest to wszystko, co piszę – codziennie i wytrwale, wcale nie z jakiegoś przymusu, ale z potrzeby serca.
Zatem – czy jestem szczęśliwym człowiekiem? Tak! Zdecydowanie tak! Już kiedyś dokonałam takiego wyznania właśnie w tym miejscu. Być może, zgorszyłam niejednego czytającego, ale… jeżeli mamy odwagę mówić o swoich trudnych problemach, ponarzekać na los etc., etc., to dlaczego nie możemy powiedzieć o swoim szczęściu! Moje szczęście jest w zasadzie zwyczajne, ale równocześnie niezwyczajne! Jego źródłem jest Chrystusowa obecność! Tak! Uwierz mi, Przyjacielu, co teraz czytasz moje słowa! Czy wypada dzielić się takim szczęściem? Może tak, a może nie… A właściwie dlaczego nie? Na różnych portalach można przeczytać o miłościach znanych ludzi… Nie jestem ani znana, ani szczególnie wyróżniona, ale mam wielką potrzebę podzielenia się swoim szczęściem, które ma na imię: JEZUS! Jego zdjęcie widnieje na samej górze mojego blogu – od samego początku pisania. To mój najwierniejszy Towarzysz – w doli i niedoli! Czy jestem „nawiedzona” – w potocznym i złośliwym tego słowa znaczeniu? Wydaje mi się, że nie! Nawet jestem pewna, że nie! Normalnie żyję, normalnie myślę, czuję… Doświadczam najróżniejszych przykrości, zdarzeń, które wprawiają mnie w zakłopotanie… Czasami bywam zła na cały świat, że to czy tamto mi się nie udaje, miewam humory – niekoniecznie miłe dla moich przyjaciół… czyli jestem najnormalniejszym człowiekiem pod słońcem!
Ale najważniejsza w moim życiu jest Chrystusowa obecność! To ON, mój ukochany Przyjaciel, nigdy nie zraził się moją marnością, moją nędzą, tym wszystkim, co zrobiłam wbrew Niemu… Nigdy nie cofnął wyciągniętej ku mnie ręki! Wierzę, że zawsze jest przy mnie – całkiem bezinteresownie, pragnie tylko i wyłącznie mojego dobra, mojego szczęścia! I to szczęście mi ofiarowuje w postaci Komunii świętej, czyli w codziennych odwiedzinach, które umacniają mnie w trudach życia i równocześnie utwierdzają w przekonaniu, że można być szczęśliwym człowiekiem – na przekór wszystkim przeciwnościom!


Ps. Przy okazji odpowiadam na pytania, dotyczące czasu moich wpisów na blogu. Najwidoczniej w zegarze internetowym poprzestawiały się wskazówki, bo nigdy nie piszę w nocy, jak wskazuje zegar poniżej tekstu. Zawsze piszę po powrocie ze Mszy św. Wyjątek stanowią teksty, które przygotowałam wcześniej, ale umieszczam je około godziny 9.00. I to by było na tyle, jak mawiał śp. pan Stanisławski!