Kiedyś na jednym a naszych spotkań ks.
Proboszcz powiedział, że najwznioślejszą a zarazem najtrudniejszą jest modlitwa
uwielbienia, ale najbardziej doskonałą, bo jest zupełnie bezinteresowna. A w
innym miejscu, że Pan Bóg nie potrzebuje naszego uwielbienia, bo jest samą
doskonałością. To nam jest bardzo potrzebna ta modlitwa. I właśnie te dwa
zdania uczyniliśmy ważnym punktem naszych rozważań.
Myślę, że modlitwa uwielbienia powinna
być zakorzeniona przede wszystkim w miłości do naszego Pana. Nie wystarczy
powtarzać: Kocham Cię! „Nie każdy, kto mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa
Niebieskiego” – mówi Pan Jezus.
Co zatem powinno być wyrazem naszej
miłości, a zarazem uwielbienia?
Jeżeli kogoś kocham, to staram się
sprawić mu radość, jestem wdzięczna za to, że jest. Jak to można przełożyć na
relacje z Panem Bogiem, z Panem Jezusem?
Przede wszystkim – uwielbiam i
przyjmuję to wszystko, co mi zsyła. (Bądź wola Twoja). Nie buntuję się przeciw
doświadczeniom. Wierzę, że jest to potrzebne do mojego wzrostu duchowego.
Modlę się o pomoc, ale uznaję racje Boże, podobnie jak Hiob, którego naraz
dotknęło tyle nieszczęść. Ufam Bogu we wszystkim. Do tej postawy dojrzewamy
bardzo długo, niekiedy nawet całe życie.
I w tym momencie nasuwa się myśl, że
modlę się, a nie zostaję wysłuchany (wysłuchana). Trzeba więc sobie postawić
pytanie, czy modlę się z wiarą i ufnością, czy to jest zgodne z wolą Bożą.
Uwielbiam Boga, więc wierzę Mu i ufam, przecież powiedział: „Proście, a
otrzymacie!”
Wpis: 28 lutego g. 9:00