Jakże często zgłaszamy pretensje! Czy
zastanowiliście się nad tym kiedykolwiek? Być może już nawet tego nie
dostrzegamy. Ja też tego nie widziałam, dopóki nie zwróciła mi na to uwagi
pewna osoba. Oczywiście w pierwszej chwili obruszyłam się, bo przecież miałam o sobie całkiem dobre zdanie.
I w ogóle – stwierdziłam, że to nieprawda! Ale… nie dawało mi to spokoju.
Ponieważ cenię tę osobę, zaczęłam się zastanawiać nad (ewentualną)
prawdziwością tego zarzutu.
I w tym miejscu zrobię pewną dygresję.
Nikt z nas nie lubi uwag! A tym bardziej tych krytycznych. To taka odruchowa
samoobrona przed zburzeniem własnego wizerunku, który budujemy w sobie przez
całe lata. Wprawdzie marzymy o tym, aby ciągle rosnąć w sensie duchowym, ale
trudno nam się pogodzić z psuciem własnego wizerunku przez kogoś z zewnątrz. Taka
prawda! Bardzo trudna!
Wracam do meritum… Czym są pretensje?
Może nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często je głosimy! Dotyczą
najróżniejszych spraw, skrajnie różnych, począwszy od tych najbliższych aż po
sprawy wielkiej wagi, typu: Dlaczego Pan Bóg „pokarał” mnie takim życiem?
Dlaczego spotyka mnie tyle zła? Dlaczego innym wiedzie się lepiej niż mi?
Dlaczego mam nieudane życie?
Pretensje, w jakikolwiek sposób
wyrażane i zgłaszane, zawsze mają u swego podłoża pychę. Dlaczego? Bo nie
dopuszczają myśli, że ja, zwyczajny człowiek, mogę się mylić, mogę nie mieć
racji. Albo – co gorzej – uważam, że jestem w porządku i nie potrzebuję niczyich
uwag. To rodzaj „wody sodowej”, która niekiedy uderza nam do głowy. Cudze błędy
widzi się znacznie ostrzej i lepiej niż swoje własne, stąd pretensje do innych,
rzadko do samego siebie.
Myślę, że warto uderzyć w pokorę i
przyznać się przed samym sobą, jak małym jestem człowiekiem. Stawanie się lepszą
istotą (lepszą od samego siebie) jest bardzo trudne, żmudne i długotrwałe. Ale
zawsze warto próbować! To nie jest „syzyfowa praca”, bo gdzieś, u kresu tej
wędrówki stoi sam Jezus Chrystus, niezawodna busola naszej drogi.
Wpis: 25 sierpnia godz. 9:30