Zrozumieć własne życie w świetle Bożej mądrości…
To słowa usłyszane w niedzielnej homilii – jakże mądre i… prawdziwe! Bo – czy zastanawiałeś się nad sensem swego życia? Zapewne tak… Ale – czy zrozumiałeś,
dlaczego nie jest usłane różami,
dlaczego w nim tyle niezrozumiałych krzyży,
dlaczego niekiedy tyle łez,
nieprzewidzianych zdarzeń,
tyle słów, które bolą i bardzo ranią…
I co, do jakiego doszedłeś (doszłaś) wniosku?
Może masz pretensje do Pana Boga (ja je miałam)…
Może pytasz, dlaczego właśnie mnie to spotkało (ja tak pytałam)…
Może się buntujesz przeciwko temu, co Cię spotyka (ja się buntowałam)…
Może nie chcesz przyjąć smutku i łez (ja nie chciałam)…
Do czasu!!!!!!!!!!!!
Trzeba przeżyć niekiedy wiele lat, by zrozumieć własne życie w świetle Bożej mądrości… Dostrzec w nim obecność Chrystusa, który prowadzi wśród burz i zakrętów… Trzeba po prostu pozwolić Mu się prowadzić! Zawierzyć Mu swoje życie… Całkowicie, bez reszty…
Zaufałam Mu! I kolejny raz powtarzam: Jestem szczęśliwym człowiekiem! Z Jego pomocą i miłością postrzegam świat i wszystko, co się toczy wokół mnie jako Boży dar, który mnie umacnia, który pozwala widzieć życie w innym wymiarze – nieskończonym… I co? Jest mi zdecydowanie lżej! Zwłaszcza, że otrzymałam wiele innych darów, o które wcale nie prosiłam… Wśród nich – właśnie owo zrozumienie swego istnienia w świetle Bożej mądrości… Za wielki dar uważam również ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze – ludzi mądrych, szlachetnych i pobożnych, od których ciągle uczę się życia…