Skrzętnie chowam mój pamiętnik – pamiątkę z pierwszych klas szkoły podstawowej. Bardzo go lubię i od czasu do czasu do niego zaglądam… Wśród licznych wpisów jest długi wiersz mojej wychowawczyni, śp. Pani Nowożyniuk… Ależ wtedy się cieszyłam, że „moja pani” napisała o mnie wiersz! Są różne wpisy koleżanek i kolegów, a wśród nich oto taki, lapidarny: Życie jest walką, więc walcz! W wydaniu ośmiolatka brzmi to chyba dość groteskowo… Z kim może walczyć uczeń trzeciej klasy? Długo głowiłam się nad tym, a moja koleżanka, która to napisała, też nie umiała wytłumaczyć… Pewnie gdzieś to „ściągnęła”…
Gdy jednak teraz przeglądam stary pamiętnik, dostrzegam, że ten aforyzm nie jest pozbawiony sensu… Z perspektywy lat wiele spraw widzi się inaczej i głębiej!
Bo… czyż nasze życie nie jest walką?! Nieustanną, trudną, mozolną, cierpliwą (lub niecierpliwą), chcianą (lub niechcianą)… W sferze bytu – niejednokrotnie walką o przetrwanie, a w sferze ducha – ciągłą walką ze swoimi przypadłościami, wadami i tym wszystkim,
co przekreśla nasze dobre mniemanie o sobie…
Co często gubi nas w ferworze życia…
Co nie pozwala ujrzeć wielu spraw we właściwym świetle…
co przekreśla nasze dobre mniemanie o sobie…
Co często gubi nas w ferworze życia…
Co nie pozwala ujrzeć wielu spraw we właściwym świetle…
I … gdy mi się wydaje, że w tej walce zwycięstwo już, już przechyla się zdecydowanie na moją stronę, wtedy do frontalnego ataku przystępują – ubrane w mamiąco piękną zbroję – pycha, lenistwo, zazdrość i cała armia innych grzechów! I co wtedy? Totalna klęska!!!
Ale... znowu walczę i nigdy się nie poddaję. Bo... życie jest walką!!!
Ale... znowu walczę i nigdy się nie poddaję. Bo... życie jest walką!!!