Pewnie zapytacie, co robimy po uroczystości… Emocje opadają, bo – nie ma co ukrywać – iż obok wielkiej radości, że na naszym ołtarzu gości sam Bóg, jest też pewien stres… Czy wszystko się uda? Czy wielki wazon (nota bene ślubny moich Rodziców) nie spadnie z ołtarza? Czy świeczki nie zgasną? Czy nie zacznie padać deszcz?
Ale po kolei… Po uroczystości ludzie rozchodzą się do swoich domów… Wielu z nich podchodzi do naszego ołtarza, by zerwać gałązki młodych brzózek i później zawiesić je w swoich domostwach… Jest to bardzo miły zwyczaj, przy okazji można też zamienić kilka słów z dawno niewidzianymi znajomymi… Panuje serdeczna atmosfera…
Wszystko wraca na swoje miejsce – podium, stół, świeczniki, figury i obrazy… Aż do następnego roku.
Pamiętam z dzieciństwa również humorystyczne zdarzenia… Jak napisałam na początku swej opowieści o przygotowaniach do Bożego Ciała, kiedyś plotło się kilka girland… Otóż po procesji (kiedyś nie było Mszy św. na rynku) panowie ściągali girlandy, spiesząc się, by nie zaskoczył deszcz… (bo było najczęściej tak, że w czasie procesji świeciło słońce, a krótko po niej zaczynało padać) Na ten moment czekały dzieciaki… Przybiegała cała gromada… Ciągnęliśmy girlandy na podwórze i zawijaliśmy się w nie – im wyżej sięgały, tym lepiej… Na końcu nikt z nas nie umiał się wydobyć. Ależ to była frajda!
Pamiętam też inne zdarzenie z dzieciństwa… Miałam trochę ponad sześć lat, a mój brat – trochę więcej niż trzy. Namówiłam go do skakania po brzegu podium, które stało ukosem oparte o ścianę domu gospodarczego. Jako dzieci nie ważyliśmy wiele, ale energiczne skoki spowodowały, że podium się przewróciło i całkowicie nas przykryło… Nie muszę Wam mówić, co to było! Jaki strach! Krzyczeliśmy tak przeraźliwie, że w końcu usłyszał nas Ojciec, podniósł podium i … spuścił mi lanie – jako pomysłodawczyni! Musiał przeżyć stres jeszcze większy niż my!
Te zdarzenia w niczym nie umniejszyły powagi wielkiej uroczystości! Boże Ciało – to przecież święto radości, czczone z wielkim pietyzmem!
Oby tylko moje kochane wnuki nie odziedziczyły moich osobliwych pomysłów! (A było ich znacznie więcej! Nie o wszystkich wypada pisać…)