Co pewien czas wracam do słów, które
zostawił nam ks. Dolindo: „Jezu, Ty się tym zajmij!” Różne słyszałam interpretacje…
Nie do końca jestem pewna, która z nich jest właściwa. Myślę, że często jest to
tak, że będąc w jakiejś szczególnej potrzebie, żeby nie powiedzieć trosce,
zwracamy się do Pana Jezusa, licząc na Jego pomoc. A może wywieramy nacisk, aby
uczynił tak, jak tego pragniemy, bo uważamy, że nasze rozwiązanie jest
najbardziej słuszne!? A może obrażamy się, gdy zanoszone prośby nie zostają wysłuchane
po naszej myśli? W tym momencie przypomina mi się moja ukochana święta – matka Augustyna,
Monika, która dziewiętnaście lat modliła się o nawrócenie swojego syna. I wymodliła!
Nie tylko nawrócenie, ale i wielkość, którą Augustyn promieniuje po dzień dzisiejszy.
Zmierzam do tego, że warto poprosić
Pana Jezusa, aby zajął się naszą (dla nas niezwykle ważną!) sprawą. Ale może –
obok tej prośby – trzeba dodać kilka innych słów: Jezu, zajmij się tym, ale
według swojej woli i w taki sposób, jak Ty chcesz, bo Ty wiesz najlepiej, co
jest mi potrzebne! Warto pukać do Serca Pana Jezusa z wytrwałością, nie tracąc
nadziei. Przecież są takie trzy słowa, które On sam podyktował św. Faustynie –
do częstego odmawiania: Jezu, ufam Tobie! A jeżeli ufam, to jestem pewna/pewny,
że On mi pomoże – tylko w taki sposób, jak On uzna za słuszne!
Z perspektywy mojego długiego życia
widzę jasno, że gdy tylko w pełni zaufamy Panu Jezusowi, to On poprowadzi nas
najlepszą drogą, chociaż ona niekiedy bywa ciernista. A druga refleksja jest
taka, że nie zawsze to, o co prosiłam, aby stało się natychmiast, było dobre. I
dlatego dzisiaj, gdy rozpoczęłam osiemdziesiąty trzeci rok życia, proszę: Jezu,
Ty się tym zajmij, ale według swoich planów i zamierzeń.
Wpis: 26 stycznia godz. 17:13