Mam coraz więcej wątpliwości, czy
powinnam zajmować głos na temat grzechów głównych człowieka. Niejeden z Was,
którzy to czytacie, powie: Mnie to nie dotyczy. Ale przynajmniej warto
przyjrzeć się sobie i jednak… trochę przetrząsnąć swoje sumienie. Ciągle
podkreślam, że to przetrząsanie rozpoczynam od samej siebie, bo jakże można
inaczej! Widzę w sobie mnóstwo niedoskonałości! I co ciekawe, że im człowiek
starszy i bliższy w przyjaźni Panu Jezusowi, tym więcej tychże
niedoskonałości dostrzega. Jestem głęboko przekonana, że dzieje się tak właśnie
za sprawą tejże obecności i rosnącego pragnienia przemiany swego serca, swych
myśli – jednym słowem – swojego ego. Bo Chrystusowa obecność w
naszym życiu sprawia, że mimo najróżniejszych przeszkód przemieniamy się, jakby
tak mimo woli.
Dzisiaj chciałabym porozmawiać o
gniewie. To też grzech główny. Czy nas nie dotyczy? Czyżby? Czasy trudne,
denerwuje nas wiele spraw, niedogodności… Denerwujemy się, krzyczymy, używając
obelżywych słów, często przekleństw, wpadamy w gniew, pomstując na czasy, na
ludzi, na wszystko, co nam przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Gniew rodzi
złość, tkwimy w niej może chwilę, ale może i dłużej… I co? Czy z tym gniewem
jest nam lżej? Na pewno nie!
Wiele lat temu na jednym z poznańskich
osiedli zobaczyłam, jak ojciec krzyczał na swojego synka (może pięcioletniego),
szarpał go i wreszcie zaczął ciągnąć za ucho. Przerażona podeszłam i dosyć
ostro powiedziałam: Co pan robi? Przecież to boli i krzywdzi dziecko! Zostałam wyzwana,
że nie mam się wtrącać, bo on jest ojcem, a dziecko niegrzeczne.
Do dzisiaj mam ten przykry obrazek w
pamięci! Nie zatarł go czas! Wiem z własnego doświadczenia, że wychowanie
dzieci nie jest łatwe, ale przecież to nasze dzieci, a my je kochamy! Krzycząc
na swoje pociechy, warto sobie przypomnieć swoje dzieciństwo. Jacy byliśmy,
mając kilka, kilkanaście lat! Przecież też psociliśmy, robiliśmy różne rzeczy
wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew zakazom rodziców!
A jak to wygląda wśród nas dorosłych?
Spójrzmy z miłością nie tylko na swoje
dzieci, wnuki, ale na każdego człowieka! Jakie to trudne! Ale tak właśnie
patrzy na nas Pan Jezus! Gdyby tak nie było, to czyżby poszedł na krzyż?!
Świadomie i dobrowolnie!
Bardzo łatwo wpaść w gniew i okazać go
drugiemu człowiekowi! Ale znacznie trudniej potem odkręcić to, co powiedziało
się w przypływie złości. Przykrość, uraz zostaje.
Jest w jakimś kościele na świecie (nie
pamiętam dokładnie, gdzie) taki krzyż, na którym Pan Jezus przybity jest tylko
jedną ręką, a drugą wyciąga do człowieka w geście przebaczenia.
Myślę, że przesłaniem z powyższych
rozważań jest jedna ważna myśl: Wpatrujmy się w oblicze Chrystusa –umęczone,
straszliwie cierpiące, zalane krwią, a
jednak przebaczające naszą złość, nasz gniew. Życzmy sobie wzajemnie pokoju
ducha i cierpliwości – to nas ochroni przed gniewem.
Wpis: 2 marca godz. 9:01