piątek, 4 września 2015

Widzieć w drugim człowieku Chrystusa…

Trzy lata temu pod tym samym tytułem umieściłam pewne refleksje… Powtarzać ich nie będę, mimo że są nadal aktualne. Powtarzam natomiast tytuł, bo – przyznacie – jest niezwykle piękny, mimo że jego treść - bardzo trudna. Nikt z nas nie ma gotowej recepty na życie, jak i na różne tezy, pojawiające się w różnych okolicznościach. O tym, aby widzieć w drugim człowieku Chrystusa, przekonuje nas Kościół w licznych homiliach, będących interpretacją Chrystusowej Ewangelii.
Może postawmy sobie wspólnie kilka pytań…
Czy w każdym człowieku mam widzieć Chrystusa?
Także w tym, który jest nam nieprzychylny? Złośliwy?
Także w tym, co niszczy nam życie, często tak skutecznie, że nie widzimy sensu dalszego trwania?
Czy również w tym człowieku, co o nas źle mówi, szkaluje, poniewiera?
A w tym, co zostawił nas na pastwę losu, bo wybrał łatwiejsze życie?
Czy każdy człowiek – niezależnie od tego, kim jest – ma prawo do ujrzenia w nim Chrystusa?
Macie trudności z odpowiedzią? Ja również! Jednak ostateczny głos należy nie do nas, ale do samego Chrystusa! TO ON KAŻE NAM WIDZIEĆ W KAŻDYM CZŁOWIEKU SWOJE OBLICZE! Każdy ma prawo do jego miłości, bo „choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku nie było wskrzeszenia i wszystko już stracone - nie tak jest po Bożemu; cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni.” ( (Dzienniczek, 1448).