niedziela, 23 listopada 2014

Pragnienie szczęścia ludzka rzecz

Gdy człowiek jest młody i wyrusza w podróż życia, ma wielkie skrzydła u ramion i – podobnie, jak mityczny Ikar – pragnie wznieść się w niebieskie przestworza – jak najwyżej, by osiągnąć szczęście. Marzy o „podboju” świata nowymi, świeżymi myślami, inicjatywami i… wydaje mu się, że stanie się tak, jak tego pragnie. I tak, jak mityczny Ikar wierzy, że dokona cudu wzniesienia się ponad płaszczyznę przyziemnych spraw. I dobrze! Tak być powinno, bo właśnie młodości towarzyszy pragnienie symbolicznego wzniesienia się ponad przeciętność i szarzyznę codzienności! „Młodości, ty nad poziomy wylatuj!” – woła wieszcz Mickiewicz. Młodzieńczy zapał potrafi dokonać przysłowiowych cudów, o ile jest autentyczny i szczery! W realizacji marzeń upatruje szczęścia.
A jak to bywa z tymże zapałem i wyobrażeniem o szczęściu w latach późniejszych? Czy towarzyszy ludziom dojrzałym, gdy przybywa nie tylko lat, ale wraz z nimi obowiązków, problemów, krzyżyków, odpowiedzialności… Słowo „szczęście” nabiera różnych znaczeń i… powoli, powoli szybowanie ku górze staje się coraz słabsze, a lot coraz niższy… Szczęście zaczyna mieć różne imiona! Marzenia się materializują i przybierają postać pięknego samochodu, luksusowej willi itp.… Czy tak być powinno? Czy zawsze? Ważne, by szybować coraz wyżej…  Ważne, aby szybować tak, by nie stracić drogi ku wiecznemu Słońcu – ku Bogu. I nigdy nie stracić Go z oczu i ... serca!