niedziela, 30 listopada 2014

Myśli codzienne...


Życie – to droga

wciąż w jednym kierunku…

Wciąż w górę, ku Bogu,

więc pnę się…

Karmię białym, świętym Chlebem,

co siłę daje wielką

i moc do znoszenia trudów…

Co krzepi w smutku

i krzyż nieść pomaga…

Biały kawałku Chleba,

jak wiele dla mnie znaczysz -

powtarzam codziennie…

Bo jesteś tak ważny,

tak święty, sercu bliski!

Nie tylko siłą obdarzasz,

ale inaczej świat widzieć pozwalasz…

Spotykam Cię codziennie

w małej świętej Hostii…

Biegnę do Ciebie,

z radością do serca przyjmuję…

Jesteś najmilszym Gościem!

Dziękuję Ci, Jezu!
 
 
 

 

sobota, 29 listopada 2014

Psalm 139


Przenikasz i znasz mnie, Panie,
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli,
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę,
i znasz wszystkie moje drogi.
Zanim słowo się znajdzie na moim języku,
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ze wszystkich stron mnie ogarniasz
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt przedziwna jest dla mnie Twoja wiedza,
tak wzniosła, że pojąć jej nie mogę.
Gdzie ucieknę przed duchem Twoim?
Gdzie oddalę się od Twego oblicza?
Jeśli wstąpię do nieba, Ty tam jesteś,
jesteś przy mnie, gdy położę się w Otchłani.
Gdybym wziął skrzydła jutrzenki,
gdybym zamieszkał na krańcach morza,
Tam również będzie mnie wiodła Twa ręka
i podtrzyma mnie Twoja prawica.
Jeśli powiem: "Niech więc mnie ciemność zasłoni
i noc mnie otoczy jak światło",
To nawet mrok nie będzie dla Ciebie ciemny,
a noc jak dzień będzie jasna,
bo mrok jest dla Ciebie jak światło.
Chwała Ojcu i Synowi,
i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku, teraz i zawsze,
i na wieki wieków. Amen.

 

Zmarła Pani Dr Wanda Błeńska

 
    To informacja dla tych, którzy mieszkają poza granicami naszej Ojczyzny. Pan Bóg obdarzył ją długim życiem – przeżyła sto trzy lat! Miałam zaszczyt znać ją osobiście – dzięki naszemu Proboszczowi śp. Ks. Janowi Szkopkowi. Kiedyś zaprosił panią Wandę do naszego kościoła… A potem na probostwie przeprowadzałam z nią wywiad do parafialnej gazetki. Dlaczego o tym piszę? – pewnie pytacie. Z wielkiej potrzeby serca! To była niezwykła postać! Wielka swymi dokonaniami, a tak bardzo skromna i pokorna… I nade wszystko bardzo religijna! Kochała Pana Jezusa, On był jej przewodnikiem. Czuła się w równym stopniu lekarką co misjonarką. Doskonale łączyła miłość do Boga z miłością do ludzi. Często widywałam ją podążającą (z osobą towarzyszącą) tramwajem do kościoła dominikanów w Poznaniu na Mszę św. o g. 12.30.
    Pracowała w Afryce prawie czterdzieści trzy lata, dokładnie w Bulubie nad Jeziorem Wiktoria. Opowiadała nam o swojej pracy… Wszystkie trudności pokonywała wielkim entuzjazmem i wiarą, że z Bożą pomocą uda się pomóc. I udawało! Dzięki jej wielkiemu zaangażowaniu lepiej żyło się trędowatym, zwłaszcza dzieciom. Pamiętam, jak opowiadała, że buty dla nich robiono ze zużytych opon samochodowych. Bo innych nie miały!
     Z jej twarzy nie schodził uśmiech… Nie bez powodu otrzymała od dzieci „Order uśmiechu!
     W Poznaniu się urodziła i w Poznaniu umarła – otoczona powszechnym szacunkiem!



 

środa, 26 listopada 2014

Dotyk ciszy


Pojawiła się jak światłość słoneczna

cisza nieskazitelna czysta i piękna

owiała duszę opromieniła życie

nie zagłuszą jej szelesty złych słów

pędzone podmuchami wiatru

cisza radosna gdzieś w głębi serca

czy można usłyszeć szept ciszy

pytanie tylko pozornie bez sensu

moja cisza do snu mnie kołysze

cisza zwierciadło mej duszy

tylko w ciszy głos Boga słyszę

 

wtorek, 25 listopada 2014

Wsłuchajmy się w piękny wiersz Romana Brandstaettera...


W pewnym człowieku narodził się Chrystus.
Ale ów człowiek nie słyszał
Anielskich harf,
Ani śpiewu pasterzy,
Ani nie przyniósł Chrystusowi w darze
Złota i mirry
Na podobieństwo trzech Mędrców.

Nie miał złota i mirry.

Ani nie uważał się za mędrca.

Ofiarował Mu natomiast
Swoją samotność,
Swoje cierpienia,
Swoje grzechy,
Swoją biedę,
Swoje upadki,
Po prostu
Wszystko, co posiadał.

Powiedział:
- Ty zawsze polujesz na człowieka, Panie.
Upodobałeś sobie mnie,
Chociaż nie wiem dlaczego...

Tak narodził się Chrystus w pewnym człowieku. 



 

poniedziałek, 24 listopada 2014

O młodości ducha...


„Odmłodniałeś! Rzeczywiście, zauważasz, że obcowanie z Bogiem w krótkim czasie przeniosło cię do szczerego i szczęśliwego okresu młodości. Wraz z poczuciem pewności i radości dziecięctwa duchowego – bez dziecinady… Rozglądasz się wokoło i przekonujesz, że to samo dzieje się z innymi: mijają lata od ich spotkania z Panem, ale im bardziej stają się starsi i dojrzalsi, tym bardziej krzepnie ich niezniszczalna wewnętrzna młodość i radość; nie wyglądają młodo, ale są młodzi i radośni!

To rzeczywistość życia wewnętrznego przyciąga, umacnia i podbija dusze. Dziękuj za nią codziennie Bogu, który napełnia radością twoją młodość.” (św. Josemaria Escriva)

 

 

niedziela, 23 listopada 2014

Pragnienie szczęścia ludzka rzecz

Gdy człowiek jest młody i wyrusza w podróż życia, ma wielkie skrzydła u ramion i – podobnie, jak mityczny Ikar – pragnie wznieść się w niebieskie przestworza – jak najwyżej, by osiągnąć szczęście. Marzy o „podboju” świata nowymi, świeżymi myślami, inicjatywami i… wydaje mu się, że stanie się tak, jak tego pragnie. I tak, jak mityczny Ikar wierzy, że dokona cudu wzniesienia się ponad płaszczyznę przyziemnych spraw. I dobrze! Tak być powinno, bo właśnie młodości towarzyszy pragnienie symbolicznego wzniesienia się ponad przeciętność i szarzyznę codzienności! „Młodości, ty nad poziomy wylatuj!” – woła wieszcz Mickiewicz. Młodzieńczy zapał potrafi dokonać przysłowiowych cudów, o ile jest autentyczny i szczery! W realizacji marzeń upatruje szczęścia.
A jak to bywa z tymże zapałem i wyobrażeniem o szczęściu w latach późniejszych? Czy towarzyszy ludziom dojrzałym, gdy przybywa nie tylko lat, ale wraz z nimi obowiązków, problemów, krzyżyków, odpowiedzialności… Słowo „szczęście” nabiera różnych znaczeń i… powoli, powoli szybowanie ku górze staje się coraz słabsze, a lot coraz niższy… Szczęście zaczyna mieć różne imiona! Marzenia się materializują i przybierają postać pięknego samochodu, luksusowej willi itp.… Czy tak być powinno? Czy zawsze? Ważne, by szybować coraz wyżej…  Ważne, aby szybować tak, by nie stracić drogi ku wiecznemu Słońcu – ku Bogu. I nigdy nie stracić Go z oczu i ... serca! 

 
 

sobota, 22 listopada 2014

Gdy myślę Chrystus…


Gdy myślę „Chrystus”,

przedziwne ciepło rozlewa się w sercu,

wilgotnieją oczy,

rodzą się dobre pragnienia… 

Gdy myślę „Chrystus”,

widzę ręce kapłańskie,

co przemieniają biały chleb

w Jezusowe Ciało… 

Gdy myślę „Chrystus”,

mam przed oczyma każdą Komunię świętą,

co krzepi i daje tak wielką moc

i radość życia, i siłę, i dobroć… 

Gdy myślę „Chrystus”,

rodzi się we mnie ogromna wdzięczność,

dla której zwyczajnych braknie słów -

za Jego obecność, za cierpliwość i miłość,

za odpuszczenie grzechów… 

Gdy myślę „Chrystus”,

staję się lepszym człowiekiem,

bo wiem, że On jest ze mną,

patrzy na mnie,

pomaga się podnieść,

pozwala cieszyć się życiem

mimo że trudne,

nieusłane różami…

Jesienią...


Ciągle jeszcze listopad

jesienna szaruga nostalgia tęsknota

pan Vivaldi smętnie o jesieni gra

cmentarz pełen wspomnień i zdarzeń

księżyc wyłania się zza chmur

sunie po granatowym niebie

przygląda się ciekawie ziemi

światełka płoną na grobach

cienie zmarłych przesuwają się powoli

cichy szelest liści budzi ze snu

cisza

milczenie
 
 
 
 

piątek, 21 listopada 2014

Hostio Jezusowa!


Mały kawałku Chleba,

jak wiele dla mnie znaczysz!

Hostio przenajświętsza,

lśniąca najczystszą bielą,

tak niepozorna, a taka wielka,

lśnisz bielą na ołtarzu…

W kapłańskich dłoniach

przemieniasz się w Chleb Życia!

Jesteś moją siłą w zmaganiach…

Jesteś bezgraniczną radością…

Jesteś moją największą miłością…

Zamykam Cię w skrytości serca

i wielbię w najgłębszej ciszy…

Ciągle mnie zachwycasz

i – wierzę, że mnie słyszysz,

Jezu, ukryty w kawałku Chleba!

Wystarczy, że jesteś, że słuchasz…

Niewiele mówić potrzeba…

Za wszystko mi wystarczasz!

Bo Twoja miłość tak wielka,

Twa dobroć nieogarniona

Twa przyjaźń święta i piękna!

Kocham Cię, Jezu!

 

Hostio Jezusowa

bądź uwielbiona!

 

 

 

 

 

środa, 19 listopada 2014

Myśli, które snują mi się po głowie


O pracy nad sobą można mówić wiele i w różnych aspektach… Na pewno jest to praca nieustanna i długa, tak długa, jak trwa życie. Myślę, że pierwszym warunkiem czy też – jak kto woli - jej początkiem, jest świadome jej podjęcie. Bo co z tego, że chcę być lepszym człowiekiem (lepszym od samej siebie), jeżeli nie uświadomię sobie własnych błędów i nie zapragnę z nimi walczyć…
Kolejne pytania, to… Co mi przeszkadza? Co mnie hamuje? Co nie pozwala wyzwolić się z błędów, niedoskonałości? Jako świadomy swej drogi homo sapiens muszę odpowiedzieć sobie na te pytania, inaczej bowiem nie pokonam progu własnych niedoskonałości…
Pewnie zadajecie sobie pytanie w rodzaju: Po co to piszeę Ano dlatego, że nietrudno zauważyć narastającego zła w świecie… Drzemie ono w każdym z nas, jako że jesteśmy wszyscy bez wyjątku (czy tego chcemy czy też nie!) skażeni grzechem pierworodnym.
Gotowej recepty na bycie dobrym człowiekiem nie ma… Chociaż?! Są przecież kamienne tablice, na których zostały wyryte przykazania – uniwersalne prawdy nie tylko dla wierzących w Pana Boga. Bardzo chętnie podjęłabym dyskusję o tych odwiecznych prawdach… Bo przecież gołym okiem widać, jak często życie toczy się na opak, ile w nim złości, nienawiści, zawiści… Dlaczego? Pytam… Jakże często padają pytania w rodzaju: A gdzie Ty, jesteś, Panie Boże?  Odpowiedź jest bardzo prosta i jednoznaczna: Tam, gdzie Mnie umieściłeś, człowieku! Jeżeli nie ma dla Mnie miejsca w twoim sercu, w twoim domu, we wszystkim, co z moją pomocą osiągnąłeś, to jak ci mam pomóc? Obdarzyłem cię przecież wolną wolą, nikomu się nie narzucam!
 
To takie myśli, które snują mi się po głowie…
 

 

 

Praca nad sobą?

Praca nad sobą – nad swoim charakterem, przypadłościami, przyzwyczajeniami, błędami  itp. – to trudna sprawa! Żyjemy sobie na tym świecie, często nieświadomi wszystkich niedoskonałości, bo już tak bardzo w nie wrośliśmy, że niedoskonałościami w naszym przekonaniu być przestały. A poza tym – któż chce się dobrowolnie przyznać do swoich błędów?! Na spowiedzi łatwiej powiedzieć o swoich grzechach, ale przed szerszym forum? Znacznie trudniej!

Nie do mnie należy pouczanie kogokolwiek, to tylko luźne refleksje na temat: Jak pracować nad własnym charakterem… Najlepiej chyba zacząć od zobaczenia „belki” w swoim oku, bo jakże łatwo przychodzi nam oceniać innych, widzieć ich błędy…

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jak pokonać swoje ułomności… Każdy ma swoją drogę – inną i niezależną. Ważne, aby na tej drodze spotkać Boga! Pan Jezus przecież tak chętnie podaje nam rękę… Wystarczy ją tylko uchwycić! Z Nim nie zgubimy azymutu! Jedynego, prawdziwego!  

poniedziałek, 17 listopada 2014

O panu Mozarcie raz jeszcze...


Pan Mozart znów odwiedza mnie codziennie

towarzyszy przy pracy…

Jego muzyki słucham tak chętnie,

zachwycam się wszystkim, co stworzył…

Wyobrażam sobie, jak w niebieskiej krainie

piękna muzyka płynie… płynie… płynie…

Rozlewa się po niebieskich ścieżkach,

po wszystkich rajskich zakątkach,

gdzie mistrz skupiony na swych nutkach stąpa…

I płynie muzyka, jak marzenie piękna,

tysiące dobrych myśli i uczuć rodzi…

Płynie melodia jedna za drugą…

A ja odpływam w daleką krainę,

błądzę po jasnych łąkach i polach,

wśród lasów zielonych, przy pięknych symfoniach…

Słucham koncertów, urzeczona brzmieniem

fagotów, fletów, klarnetów i… ze zdumieniem

odkrywam swą obecność w wiedeńskiej operze…

Zasiadam wygodnie w operowej loży

i „czarodziejskiego fletu” słucham


pięknych dźwięków

i wciąż zachwycam się nieodmiennie

Twoją muzyką, Mistrzu Mozarcie!
 

 

 

 

Piękna, pełna ufności modlitwa bł. Karola de Foucauld o zgodę na wolę Bożą


Mój Ojcze,

powierzam się Tobie.

Uczyń ze mną, co zechcesz,

cokolwiek uczynisz ze mną – dziękuję Ci.

Jestem gotów na wszystko,

przyjmuję wszystko,

aby Twoja wola spełniała się we mnie

i  we wszystkich Twoich stworzeniach.

Nie pragnę nic więcej, mój Boże.

W Twoje ręce powierzam ducha mego, 

z całą miłością mego serca.

Kocham Cię i miłość przynagla mnie,

by oddać się całkowicie w Twoje ręce,

z nieskończoną ufnością,

bo Ty jesteś moim Ojcem. Amen
 
 

 

niedziela, 16 listopada 2014

Ile jest warte życie?


Ile jest warte życie?

często stawiam pytanie,

ile jest warte, skoro takie krótkie

a tak pełne niespodzianek,

pełne krzyżyków, zakrętów,

kamieni przydrożnych,

łez niechcianych,

zdarzeń nieprzewidzianych

i wielkich niewiadomych…


A może inne należy postawić pytanie…

Ile byłoby warte moje życie,

gdyby zabrakło Twojej przyjaźni, Panie…

Gdybyś nie był tak blisko codziennie,

w każdej chwili…

Gdyby zabrakło Twoich dobrych rąk,

zawsze wyciągniętych z gestem pomocy…

Gdyby zabrakło Twojej miłości,

co taka czuła i ciągle niezmienna,

zawsze tak wielka i nieustanna…

Gdyby zabrakło Twojego uśmiechu,

który wysyłasz mi nawet z krzyża…

Gdybyś nie ukrył się w tym kawałku Chleba,

co siłę daje i moc do trwania!


Kocham Cię, Panie, Miłości jedyna, mój Jezu!


Przemijanie...


Przemijają listopadowe dni

przemija życie

nostalgia zakrada się do serca

chmury złowrogo snują się po niebie

szare i smutkiem nabrzmiałe

drzewa gubią resztki liści

wiatr dmie coraz silniej

i smętne melodie gra

pod nogami zwiędłe szeleszczą liście

zmierzch coraz bardziej szary

dzieli się smutkiem z przechodniem

drżą z zimna ludzkie serca

czekając na okruch miłości

płynie czas z godziny na godzinę  

czas zadumy nad przemijaniem

nad własnym życiem