PIERWSZY UPADEK CHRYSTUSA
Patrzę na Ciebie, Jezu, przyglądam Ci się, jak leżysz pod ciężarem krzyża…
Leżysz i nie możesz się podnieść… Próbujesz wstać… Wokoło pełno gapiów… Urągają
Ci, szydzą, poszturchują Cię, śmieją się…
Płaczę… pochylam się nad Tobą… Co mogę zrobić? Czy w ogóle mogę cokolwiek
zrobić dla Ciebie, Jezu? Czy jestem jeszcze do tego zdolna?
Twój upadek pod ciężarem krzyża jest moim upadkiem… Wprawdzie przepraszam
Cię za każdy mój grzech, ale czy zrównoważy to jego ciężar?
Jakże często upadam, grzesząc myślą, słowem i czynem…
Dajesz mi, Panie mój, tak wielką szansę uczestniczenia w Twojej drodze… A
ja? Cóż robię? Wprawdzie rozmyślając Twoją mękę, Twoją drogę ulicami Jerozolimy
ku Golgocie, mam łzy w oczach, widzę Twoją umęczoną twarz, widzę poranione ręce
i nogi, ociekające krwią, stopy, kaleczone ostrymi kamieniami, leżącymi przy
drodze, ale czy to mnie pobudza do zmiany swojego życia?
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!