O Mszy świętej można nieskończenie!
Ponieważ kolejny raz na spotkaniach wspólnoty św. Ojca Pio rozważamy wartość
Najświętszej Eucharystii, postanowiłam wrócić do tego misterium… Wiem z całą
pewnością, że jest to temat nigdy niewyczerpany – podobnie, jak wielka, niezgłębiona
jej wartość. O Najświętszej Eucharystii pisali wielcy Święci; wymienię zaledwie
kilku: Tomasz z Akwinu, Józef Sebastian Pelczar, Edyta Stein, Urszula Ledóchowska,
s. Faustyna, Jan Paweł II, Benedykt XVI… Któż bowiem nie doświadczył wielkich
łask, płynących z Najświętszej Ofiary! Któż nie fascynował się jej wielką
tajemnicą?!
Już kilkanaście lat temu napisałam, że Msza św. w moim życiu
znaczy bardzo wiele. Jest czymś ogromnie ważnym, żeby nie powiedzieć –
najważniejszym! Mój dom rodzinny stał naprzeciwko kościoła, nietrudno więc było
zrobić parędziesiąt kroków z rodzicami, babcią czy braćmi, z koleżankami z
Ruchu Eucharystycznego… To nie był tylko niedzielny obowiązek , ale wielkie
pragnienie, które w miarę upływu lat rosło. Jest to bowiem tak, że im częściej
chodzisz do kościoła, tym bardziej pragniesz spotkać się z Jezusem! W ciszy,
skupieniu, w Jego wszechogarniającej miłości – na przekór lenistwu, krytyce i
złym podszeptom! Wiesz, że ON tam jest – ukryty w małym tabernakulum… Patrzy na
ciebie, wsłuchuje się bardzo uważnie w bicie twego serca, w twoje problemy i
bardzo pragnie ci pomóc!
Z Jezusem jest tak, jak z ukochaną
osobą, z którą chce się ciągle przebywać, patrzeć na nią, słuchać jej głosu,
być jak najbliżej i jak najczęściej…
Kocham Jezusa, choć bardzo nieudolnie.
Ale pragnę być z Nim codziennie, u Niego szukam siły i mocy.
Msza św. – to codzienna, bezkrwawa
ofiara Chrystusa. Jakże więc nie być jej świadkiem i uczestnikiem? Jakże więc
nie stanąć pod krzyżem i stamtąd czerpać miłość, cierpliwość i samo dobro – tak bardzo
nam potrzebne w niełatwej codzienności!
Wpis: 4 października godz. 17:05