Od pewnego czasu błąka się w mojej
głowie myśl, aby za wszystko Panu Bogu dziękować. Czy to ma sens, czy jest
konieczne, czy naprawdę mam za co dziękować, skoro spotykają mnie smutki, męczą sprawy niemożliwe wręcz do
rozwiązania…
A jednak! Zaczęłam dziękować! Najpierw za
obecność Pana Jezusa. I – o, dziwo! – nagle zaczęło się pojawiać wiele, wiele i
coraz więcej rzeczy, za które nie tylko mogę, ale i powinnam dziękować.
Zaczęłam od pozornych drobnostek, które mają miejsce w moim życiu… Może wydadzą
się śmieszne, ale są ważne, bo przecież nasze życie, nasza codzienność składa
się właśnie z takich drobnych epizodów. Uświadomiłam sobie ich ważność! Bo czyż
nie jest znaczące dobre samopoczucie, to słońce w sercu, które rozświetla nam
dzień i budzi radość życia? A kwiaty, w których takim mnóstwem przyozdobiła się
przyroda? Piękne rododendrony, hortensje, złociste rudbekie w moim ogrodzie? A
każdy człowiek, który uśmiecha się do mnie, czasami pomyśli o mnie, powie dobre
słowo; podwiezie do kościoła, bo nogi często odmawiają mi posłuszeństwa.
Gdy tylko zaczęłam dziękować, to –
jak przysłowiowe grzyby po deszczu – zaczęły się pojawiać coraz to inne rzeczy,
sprawy, za które powinnam dziękować. Także za codzienny przypływ energii, za
pasję malowania, która ciągle potężnieje,
To są niezliczone dary, które wyzwalają
ogromną wdzięczność! Jest ich znacznie więcej, ale nie o wszystkich wypada mi
pisać, by nie być posądzoną o infantylizm.
Dziękuję także za wszystkie
niedogodności, przeciwieństwa, problemy,
bo i tych mi nie braknie. Ale są ważne, bo wyzwalają moc działania, zbliżają do
Chrystusa niosącego krzyż. Jakże często Pan Jezus prosi (w różnych
objawieniach), by swój krzyż połączyć z
Jego krzyżem!
Zatem – dziękujmy! I tylko dziękujmy! Podziękowanie
oddala od nas narzekanie, którego siła wydaje się niekiedy nie do pokonania.
Dziękczynienie ma znacznie większą moc!
Wpis: 1 sierpnia godz. 9:00