Tak, właśnie dzisiaj, 5 października,
Kościół czci w szczególny sposób św. Faustynę Kowalską. To dzień jej ziemskiej
śmierci i narodzin dla Nieba. Poświęciłam jej wiele miejsca na moim blogu, jest
to bowiem moja wielka przyjaciółka, której zawdzięczam baaaardzo wiele. Jej Dzienniczek
towarzyszy mi od momentu jego wydania, a zawarte w nim myśli i rozmowy z Panem Jezusem
są mi wskazaniem, jak postępować w różnych okolicznościach życia. Czy zawsze
jestem im wierna? Na pewno nie, bo nie mam siły ducha św. Faustyny, ale zawsze
do niej wracam i… podziwiam! Za co ? Za wszystko! Za autentyczną pokorę, skromność,
poczucie swojej nicości wobec wielkości Stwórcy, umiejętność przyjmowania
porażek, ale przede wszystkim – za wielką, nieogarnioną miłość do Pana Jezusa! I
za posłuszeństwo! W tym była mistrzynią!
Dzisiaj jest ten dzień, abyśmy mogli bliżej
przyjrzeć się skromnej siostrze, którą sam Chrystus wybrał na swoją sekretarkę
i jej powierzył sekret Bożego Miłosierdzia.
Mimo że od śmierci Faustyny minęły już osiemdziesiąt
cztery lata, jej zapiski w Dzienniczku są ciągle aktualne i bardzo
przydatne nam wszystkim, ludziom XXI wieku. Bo… na pewno braknie nam pokory,
cierpliwości, posłuszeństwa, całkowitego zaufania Panu Bogu, gdy doświadcza nas
życie.
Dziękujmy Panu Jezusowi za św. Faustynę,
ale i prośmy ją o pomoc w tym wszystkim, co nas przerasta, z czym nie możemy sobie
poradzić! Także wtedy, gdy nam się wydaje, że Bóg nas opuścił! Ona też miała
trudne chwile, życie nie upływało jej w samej słodyczy, wręcz przeciwnie – była
pogardzana przez współ-siostry, przeznaczana do najtrudniejszych prac, szykanowana,
niezrozumiana przez otoczenie… Ale – co trzeba podkreślić z całą mocą –
wszystko powierzała Panu Jezusowi; w swoim bólu jednoczyła się z Jego męką: „Cierpienia, przeciwności, upokorzenia, niepowodzenia, posądzenia, jakie
mnie spotykają, są drzazgami, które rozpalają miłość moją ku Tobie, Jezu.”
Wpis: 5 września godz. 9:30