„Pragnę nade wszystko, by przedmiotem
zwyczajnej medytacji było, jeśli to możliwe, życie, męka i śmierć, a także
zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Pana Jezusa. Rozważaj więc Jego
narodziny, ucieczkę do Egiptu, życie ukryte w nazaretańskim domu, które trwało
aż trzydzieści lat; rozważaj Jego upokorzenie w tym, że zechciał przyjąć
chrzest od swego poprzednika, świętego Jana; rozważaj też Jego działalność
publiczną, Jego najboleśniejszą mękę i śmierć, ustanowienie Najświętszego
Sakramentu tej nocy, gdy ludzie przygotowali Mu najbardziej okrutną mękę;
rozważaj udrękę Jezusa modlącego się w Ogrodzie Oliwnym, który pocił się aż do
krwi na myśl o straszliwych udrękach zgotowanych Mu przez ludzi, przez
niewdzięczność ludzką; rozmyślaj o Jezusie, który był nękany przed trybunałem,
biczowany i cierniem ukoronowany; rozważaj Jego drogę na szczyt Kalwarii i
dźwiganie krzyża w morzu straszliwych udręk - w obecności swojej bardzo
udręczonej Matki. Jest to obfity materiał do medytacji. Nie potrzeba więcej
książek, aby przygotować sobie temat do rozmyślania. (…)
Zwyczajnie modlę się w taki sposób; gdy
tylko zaczynam modlić się, odczuwam, jak moją duszę ogarnia jakiś dziwny
spokój, ukojenie, którego nie potrafię wyrazić słowami. Zmysły, z wyjątkiem słuchu,
zostają zawieszone w działaniu. Zdarzają się jednak wypadki, że i słuch jest
wyłączony. To jednak mi nie przeszkadza i przyznam się, iż niekiedy zdarza się, że choćby wokół mnie był
nawet największy hałas, to wcale mnie nie wzrusza. "
Wpis: 9 września godz. 10:35