O co właściwie chodzi w tym spoglądaniu
na swoich (i nie tylko swoich!) patronów? Przecież oni w niebie, a my tu na
ziemi - zgorzkniali, posępni, zgaszeni, zziębnięci zimnem ludzkich serc, a oni –
radośni, ogrzewający się miłością samego Boga! To właśnie chodzi o to, by od
nich – tych w Górze – uczyć się życia tu na ziemi. Bo przecież bez żadnej przyczyny
Tam się nie znaleźli! Cierpieli może znacznie więcej niż my, mieli życie
pokiereszowane bardziej niż my, doświadczyli znacznie większych poturbowań niż my…
A jednak przetrwali i wytrwali, wierząc, ufając, kochając!
Zatem – „Podnieście głowy” – mówi Pan Jezus.
Podnieśmy głowy i uwierzmy, że my też możemy
Tam się dostać, a teraz próbujmy podpatrywać naszych patronów i uczmy się od
nich. Uczmy się – to może zbyt trudne słowo, a zatem – podpatrujmy i – jak uczniowie
na klasówce – próbujmy ściągnąć coś dobrego od nich. To nie żaden wstyd, wręcz przeciwnie
– to pokorne dostrzeżenie w sobie wielu braków i uznanie siebie za marną
istotę, której jeszcze wieeeeele brakuje, by dostać się do Góry!
Weźmy na przykład takiego Augustyna,
który przez wiele lat prowadził dość rozwiązłe życie, żył z konkubiną, z którą miał syna; był bardzo
daleki od prawdziwej wiary. Ale otoczony wręcz natarczywą modlitwą swojej matki
Moniki – po dziewiętnastu latach jej szturmowania Nieba – nawrócił się. Jest uznawany
przez Kościół za jednego z największych doktorów Kościoła. To jeden z bardzo
wielu przykładów, że Bóg prowadzi do siebie ludzi różnymi drogami.
Cóż znaczy to dla nas? Jeżeli nie po
drodze nam z Panem Bogiem, jeżeli ciągle się wahamy, to jednak uwierzmy, że modlitwa
wstawiennicza (zwłaszcza za swoje dzieci) ma wielką moc!
Wpis: 18 września godz. 10:00