Dzisiaj - 2 września - przypadają
imieniny mojego śp. Ojca Stefana Stoińskiego. To znaczy do niedawna tak wspominano
św. Stefana w Kościele katolickim, ale od kilku lat to święto zostało przeniesione
na któryś dzień sierpnia, dokładnie nie pamiętam. Dla mnie właśnie dzisiejszy
dzień jest świętem mojego ukochanego Ojca. Pisałam o nim w tym miejscu wiele
razy, ale ciągle wracam do niego pamięcią i serdecznymi myślami. Jak bardzo go
kochałam, uświadomiłam sobie w pełni dopiero (niestety!) gdy odszedł.
Towarzyszyłam mu do ostatniego tchnienia; trzymałam za rękę i poczułam ostatnie
drgnienie serca. To było czterdzieści sześć lat temu, ale doskonałe to pamiętam.
I to zostanie ze mną do końca mojego życia.
Pamiętam wiele… Z czasów dzieciństwa, młodości
i lat dojrzałych. Był najbardziej kochającym Ojcem, choć bardzo, bardzo
wymagającym. Wymagał od nas, ale przede wszystkim od siebie. Wtedy wydawało mi się,
że to zbyt wiele, dzisiaj dziękuję mu za wszystko!
Nauczył mnie tylu rzeczy, że nie jestem
w stanie wymienić wszystkiego, tylko niektóre z nich – szacunku dla drugiego człowieka
(kimkolwiek on jest!), odpowiedzialności za słowo oraz za to, co zostało mi
powierzone, punktualności, ale nade
wszystko – miłości do Pana Boga. Z Mamą tworzyli piękną parę - nie tylko
zewnętrznie – ale w każdym calu. Oboje byli nam doskonałym przykładem, jak żyć,
ale i jak pokonywać trudności. Pokazało to nie tylko pięć lat okupacji, gdy
zostaliśmy wyrzuceni z rodzinnego domu, a Rodzice pozbawieni dorobku całego
życia, ale i kolejne lata w czasach komunistycznych.
Dzisiaj wracam pamięcią do dawno
minionych dni… 2 września przybywało do mojego Ojca wielu znajomych, by złożyć mu
życzenia; wśród nich był zawsze nasz ówczesny ks. proboszcz.
Muszę jeszcze dodać, że Ojciec był
wielkim społecznikiem. Działał na wielu frontach.
Ale najważniejsze, że był wielkim
Człowiekiem!
Wpis: 2 września godz. 11:45