Jak zdążyłam się zorientować, pokornych
świętych było wielu - cała plejada. I myślę, że dostali się do Nieba właśnie za
swoją pokorę. Tak, rzeczywiście – to wielki tłum. I – o, dziwo! – dla
wszystkich jest miejsce w Niebie! Jak wspomniałam
wcześniej, pragnę przyjrzeć się bliżej tym pokornym świętym ludziom, aby
podpatrzyć pewne elementy z ich życia, ale i naśladować – choć w małym stopniu.
Niekiedy istotny może się być nawet jakiś mały szczegół, który może się okazać
przydatny w konkretnej sytuacji życiowej.
Na przykład był taki święty o imieniu
Feliks. Dzisiaj raczej nie słyszymy o jakimś Feliksie. Ale świętego warto poznać!
Był analfabetą, pochodził z biednej
rodziny. Ojciec szewc wyuczył go tego samego zawodu. Ale chłopca pociągała bardziej modlitwa i
medytacja o Panu Bogu. A ponieważ nie umiał czytać, nauczył się Pisma
Świętego na pamięć, aby móc je codziennie rozważać.
Po odbyciu rocznego nowicjatu, dostał się
do klasztoru w Nikozji, ale na przywdzianie habitu musiał czekać aż dziesięć
lat. Był traktowany bardzo surowo; przydzielano mu najprostsze zadania – pracował
jako furtian, ogrodnik czy pielęgniarz.
Traktował
siebie jako „klasztornego osiołka”. Kwestując na rzecz ubogich, doświadczał
wielu zniewag, ale wszystko przyjmował z wielką pokorą, mówiąc: „Niech tak
będzie dla miłości Boga”.
„W zakonie też nie miał łatwego życia.
Jego surowy przełożony wyrażał się o nim z lekceważeniem. (…) Często kazał mu
odgrywać rolę błazna, aby – w swoim mniemaniu – nauczyć go w ten sposób
większej pokory. Wówczas Feliks zakładał karnawałowy strój i przechadzał się po
klasztorze, niosąc na głowie kosz pełen masy zrobionej z popiołu, udając, że
rozdaje swoim współbraciom pyszny twarożek. Ku zaskoczeniu zakonników i
konsternacji przełożonego masa ta w cudowny sposób rzeczywiście stawała się
smakowitym serkiem. (…)
Nawoływał swoich współbraci do
rozważania Męki Chrystusa. Powtarzał często, że to najprostszy sposób, aby
uniknąć męki piekielnej. Spędzał wiele godzin na adoracji Najświętszego Sakramentu,
odmawiał nabożeństwa do Matki Bożej Bolesnej, pościł o chlebie i wodzie. Często
odmawiał sobie jedzenia, by podzielić się nim z ubogimi. Gdy wychodził na
ulicę, aby zbierać jałmużnę, chodził od domu do domu z modlitwą na
ustach. Dzieci z ubogich rodzin wprost lgnęły do niego, a on miał zawsze
dla nich chleb i bób. Uczuł je katechezy i piosenek religijnych. Wręczał
każdemu dziecku po jednym dużym orzechu, trzy małe orzeszki, pięć ziaren bobu i
dziesięć ziaren ciecierzycy – w ten sposób łatwiej mogły zapamiętać, że
jest Jeden Bóg w trzech osobach, że jest pięć ran Chrystusa i dziesięć
przykazań Bożych. (…) Miał także dar bilokacji. Zmarł w wieku siedemdziesięciu
dwóch lat. (…)
Papież Benedykt XVI kanonizując Feliksa
23 października 2005 roku powiedział: „Ten pokorny brat kapucyn, wybitny syn
ziemi sycylijskiej, wierny najprawdziwszym wyrazom tradycji franciszkańskiej,
był stopniowo kształtowany i przemieniany przez miłość Boga, przeżywaną i
aktualizowaną w miłości bliźniego. Brat Feliks pomaga nam odkryć wartość
małych spraw, nadających wartość życiu i uczy nas wychwytywać sens rodziny i
służby braciom, ukazując nam, że prawdziwa i trwała radość, której gorąco
pragnie serce każdego człowieka, jest owocem miłości”.
Wpis: 28 września godz. 9:50