„Cierpienie jest skarbem największym na
ziemi – oczyszcza duszę. W cierpieniu poznajemy, kto jest dla nas prawdziwym
przyjacielem. Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień.
Jezu, dziękuję Ci za codzienne drobne
krzyżyki, za przeciwności w moich zamiarach, za trud życia wspólnego, za złe
tłumaczenie intencji, za poniżanie przez innych, za cierpkie się obchodzenie z
nami, za posądzenia niewinne, za słabe zdrowie i wyczerpanie sił, za zaparcie
się własnej woli, za wyniszczenie swego ja, za nieznanie w niczym, za
pokrzyżowanie wszystkich planów.
Dziękuję Ci, Jezu, za cierpienia
wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemności i
gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia, za udręki, które
wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te, w których nas nikt nie zrozumie, za
godzinę śmierci, za ciężkość walki w niej, za całą jej gorycz.
Dziękuję Ci, Jezu, któryś wpierw wypił
ten kielich goryczy, nim mnie złagodzony podałeś. Oto przyłożyłam usta do tego
kielicha woli Twojej świętej, niech mi się stanie według upodobań Twoich,
niechaj się stanie ze mną to, co zakreśliła mądrość Twoja przed wiekami. Pragnę
wysączyć kielich przeznaczeń aż do ostatniej kropelki, nie chcę badać ich
przeznaczenia, w goryczy radość moja, w beznadziejności ufność moja. W Tobie,
Panie, wszystko dobre jest, co daje ojcowskie Twe Serce; nie przenoszę pociech
nad gorycze ani goryczy nad pociechy, ale za wszystko dzięki Ci, Jezu. Rozkoszą
moją jest wpatrywać się w Ciebie, Boże niepojęty. W tych tajemniczych istnieniach
przebywa duch mój, tam czuję, że jestem u siebie. Znane mi dobrze mieszkanie
oblubieńca mego. Czuję, że nie ma ani jednej kropli krwi we mnie, która by nie
płonęła miłością ku Tobie.
O Piękności niestworzona, kto Ciebie
raz pozna, ten nic innego kochać nie może. Czuję otchłań swej duszy bezdenną i
nic jej nie wyrówna – jeno Bóg sam. Czuję, że tonę w Nim jako jedno ziarenko
piasku w bezdennym oceanie.” (Dz. 342-343)
Wpis: 22 września godz. 9:55