Moje refleksje sprzed kilku dniu, a
dotyczące pokonywania samego siebie, były tylko „jaskółką” w temacie, bo –
przyznacie – temat to wręcz niewyczerpany. Pokonywanie siebie – to proces
trwający tak długo, jak żyjemy. Oczywiście pod warunkiem, że chcemy dokonywać
zmian w sobie, przezwyciężać złe nawyki, niedoskonałości, najróżniejsze
przywary, grzechy wielkiego lub mniejszego kalibru… Jestem przekonana, że we
wszystkim pomoże nam nasz Pan, o czym wspomniałam poprzednio, ale przemianie,
pokonywaniu samego siebie musi towarzyszyć nasze wielkie pragnienie tejże
przemiany. „Nie muszę, ale chcę!” Chcę najpierw dostrzec swoje ułomności,
następnie chcę je w jakiś sposób potępić w swoim sumieniu, a następnie walczyć
z nimi. Na pewno nie jest to łatwe!
Przypomina mi się w tej chwili film
„Żółty szalik” z doskonałym Januszem
Gajosem w roli alkoholika. Jakże trudno wyjść z nałogu! Na naszych oczach
rozgrywa się walka o trzeźwe życie… Syn jest bezradny, żona przestała już
walczyć, b0 straciła jakąkolwiek nadzieję; aktualna kobieta (Krystyna Janda) –
mimo wielkiej miłości jest bezsilna w walce z nałogiem ukochanego. Mimo
obietnic składanych sobie i bliskim bohater popada w coraz gorszy stan. I gdy
już wydaje się, że nic nie jest w stanie powstrzymać go od dalszego staczania
się – ratuje go matka (Danuta Szaflarska) – nie karcąc, nie moralizując…
Przygotowuje wieczerzę wigilijną. Ciepła, rodzinna atmosfera, wspólny,
uroczyście przygotowany posiłek, poprzedzony znakiem krzyża, powoduje przemianę
serca, a żółty szalik – prezent od matki – urasta do rangi symbolu tejże
przemiany.
Ta
krótka recenzja nie ma na celu ani pouczania kogokolwiek, ani upraszczania
problemu alkoholizmu!!! To trudny problem, o czym wielu z nas wie doskonale!
Myślę, że każda walka jest próbą
pokonywania samego siebie. Nie muszę, ale chcę pokonać siebie, zło, które
jest we mnie!
Wpis:
19 sierpnia g. 9:00