Dzisiaj Kościół wspomina męczeńską śmierć
św. Jana Chrzciciela. Wszyscy znamy to wydarzenie z kart Ewangelii, jak to
Herodiada podpowiedziała swojej córce, aby w nagrodę za swój piękny taniec zażądała
od Heroda głowy Jana. Był niewygodny, bo wypominał królowi związek z żoną swego
brata.
Czasy odległe, zatem po co przywoływać
tę postać? Nie tylko warto, ale wręcz trzeba! Nie tylko w kontekście zarzutów
stawianych Herodowi, ale przede wszystkim jako przykład odwagi. Bo św. Jan
Chrzciciel jest nie tylko symbolem świętości i pokory, ale przede wszystkim – znakiem
odwagi, wyrażającej się w najgłębszym szacunku dla Bożych praw. Można na nią
spojrzeć w znacznie szerszym kontekście! I postawić sobie kilka pytań. Może niekoniecznie
wygodnych! Ile mam odwagi w otwartym przyznaniu się do Chrystusa? W zwyczajnych
okolicznościach! A może i niezwykłych… Może łatwiej powiedzieć: jestem
katolikiem, ale nie chodzę do kościoła, niż: jestem katolikiem i cieszę się z przynależności do Kościoła. Mam pełne zaufanie
do Pana Boga i dlatego czczę dzień święty, przestrzegam wskazań dekalogu – na wszystkich
płaszczyznach swojego życia. Mimo że czasami wydają się niewygodne i zbyt
trudne! Uczestniczę we Mszy św. nie na pokaz, ale z autentycznej miłości do
Chrystusa, bo wierzę, że każda Eucharystia – to ponowienie Ofiary Chrystusa na
krzyżu. To takie podstawowe „tezy”, ale jest ich znacznie więcej. Życie niesie
pytania o moją i Twoją odwagę.
O odwadze pisałam wielokrotnie,
ostatnio 5 sierpnia, zatem bardzo niedawno. Zróbmy sobie kolejny test odwagi!
Wpis:
29 sierpnia g. 9:00