Kiedy Pan Bóg daje szczęście pracy,
widzialną aktywność i możemy biegać, służyć, pomagać, wydaje się, że jesteśmy szczęśliwi.
Kiedy tę łaskę zabiera – wydaje się nam, że wystarczy opuścić ręce, stać się
bezradnym, apatycznym człowiekiem.
Tymczasem Pan Bóg nigdy nie skazuje chrześcijanina
na bezczynność. Chrześcijanin jest zawsze aktywny. Kiedy jest osamotniony, nie może
pracować, jest na emeryturze – powołany zostaje do największej aktywności:
aktywności wewnętrznej. To, co Bóg mu daje, ma przyjąć w wielkim trudzie
modlitwy, cierpliwości, ofiary ze swego życia. Ileż to kosztuje wewnętrznego
trudu! (…) Czasem przez całe życie człowiek dojrzewa do tego, by zdobyć się na
największą wewnętrzną aktywność: do rozbicia skorupy egoizmu, mniemania o
sobie, swojej świętości, działalności i przyjęcia tego, czego Pan Bóg od nas
chce.
Ks. Jan Twardowski
Wpis: 13 stycznia g. 11:50