Prawdziwie święte osoby nie boją się śmierci!
Skąd to wiem? Czytam o nich, czy to o św. Ojcu Pio, św. Faustynie, św. Augustynie,
św. Stanisławie Kostce i innych… Było ich wielu, wręcz marzyli o jak
najszybszym połączeniu się z Bogiem. Tak – prawdę mówiąc – powinno być w każdym
przypadku człowieka wierzącego, jako że przecież jesteśmy przekonani, iż jest
inny, znacznie piękniejszy świat, królestwo Boże. Ale… kochamy życie, jesteśmy przywiązani
do swoich dzieci, rodziców, przyjaciół… Zamiast cieszyć się, że przyszedł kres
ziemskiej wędrówki, często bardzo trudnej, wręcz krzyżowej, boimy się,
płaczemy, gdy odchodzi ktoś bliski – czy to krewny, czy znajomy…
Dlaczego o tym piszę? Bo w ostatnim
czasie w naszej parafii odeszło kilka osób, dodajmy głównie mężczyzn w sile
wieku… Każdemu pożegnaniu towarzyszy powaga, żal, łzy… Mógł jeszcze żyć –
powtarzamy, bo czterdzieści sześć, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat - to nie
wiek do opuszczenia dzieci, rodziny… Nie wiemy, kiedy zgaśnie świeczka naszego
życia… Może już się dopala?
Zaświtała mi taka myśl, że byłoby pięknie,
gdybyśmy umieli sobie powiedzieć w obliczu śmierci: Życzę ci radosnego spotkania z
naszym Panem!