Ostatnio
dość często odwołuję się do różnych książek… Myślę, że warto, uważam bowiem, że
żadne media nie zastąpią dobrej, wartościowej książki i jej przesłania! Do
książki można wracać po wielokroć, gdy tylko tego zapragniemy; poza tym
daje ona olbrzymie pole dla wyobraźni, pobudza myślenie, nie posługuje się schematami
i obrazami, które ukazują tylko i wyłącznie to, co nadawca pragnie wtłoczyć w
nasze umysły poprzez obraz medialny…
Mój
Ojciec zawsze nas, dzieci, pouczał, że książkę należy szanować, nie niszcząc
jej… Mam w żywej pamięci jego słowa, ale… moja książka żyje – od momentu
zakupu. Jest moja, czytam z wypiekami na twarzy, chłonę ją z zaciekawieniem i… zakreślam
ważne fragmenty. Może to nieładny nawyk, ale bardzo pomaga w kształtowaniu myśli
i uczuć, bo wracam do tych szczególnych fragmentów, które wydają mi się bardzo
ważne.
Dzisiaj
pragnę przywołać piękną (innych nie czytam!) książkę Javiera Echevarria pt. Żyć Mszą świętą, jako że Msza św. nieustannie
mnie fascynuje swoją wartością i Chrystusową miłością.
Oto
taki mały urywek na początek… „Udział w dialogu z samym Bogiem, który nie jest
bytem odległym, winien dokonywać w duszy chrześcijanina wielkiego cudu.
Nieskończoność Boga nie jest dla Niego przeszkodą w nawiązaniu bliskiej i
hojnej relacji z duszą, przyjaźni, która - jak mówi św. Augustyn – nie wchłonie
Go w nasze biedne ja, ale nas w Niego przemieni.
Ów
święty okrzyk – consummatum est (wykonało
się), który otworzył nam bramy nieba, urzeczywistnia się na każdej Mszy św.,
dzięki czemu ostatnie słowo w życiu chrześcijanina nie należy ani do śmierci fizycznej,
ani do śmierci duchowej, ale do miłosierdzia Bożego. Na Kalwarii trzy Osoby
Boskie działały w swej doskonałej unii miłości dla dobra całej ludzkości. I w każdej
celebracji Eucharystii, doskonałego urzeczywistnienia się Ofiary Krzyżowej w
przestrzeni i czasie, ma miejsce – dla naszego
pożytku – ta sama interwencja Trójcy Przenajświętszej.”