sobota, 30 listopada 2013

Świadectwo wiary

Dojrzałość w wierze – to proces rozwoju duchowego człowieka, trwający aż do jego śmierci. Sądzę, że początkiem jest sakrament chrztu - zaistnienie jako dziecko Boże, niezależne od woli człowieka, ale jego rodziców, dalej - pod nadzorem rodziców, ale i z własnej woli - poprzez dalsze sakramenty i uczestniczenie w życiu parafii.
Świadectwo mojej wiary zawdzięczam moim najbliższym osobom: mamie, ojcu, babci i cioci. To oni tłumaczyli, uczyli, pokazywali, dawali przykład, przestrzegali przed popełnieniem grzechu, kształtowali moje sumienie i osobowość. Mama, choć utrudzona pracowitym codziennym dniem, zawsze myślała o Panu Bogu: codzienna głęboka modlitwa na kolanach (nawet teraz, gdy bardzo bolą), częste uczestniczenie we Mszy Św., nabożeństwach, codzienny Różaniec, ale również postawa wierzącej osoby: pracowitość, służebna wobec bliźniego, skromność, znoszenie trudów w milczeniu, umiejętność przebaczania, bezgraniczna pomoc w wychowaniu wnuków mimo „uszczypnięć” ze strony koleżanek, szacunek dla ludzi w podeszłym wieku…       
Mając taki wzór, uczestnicząc we wspólnym życiu duchowym, jak można nie wzrastać!
Rozwijać się duchowo można tylko przez życie zgodne z wolą  Bożą. Ktoś może spytać, skąd mam to wiedzieć? Odpowiedź jest banalnie prosta - otrzymaliśmy przykazania Boże i kościelne. I to naprawdę wystarczy! Ale nie można przyjmować swojej interpretacji poprzez usprawiedliwianie się. Dobro jest zawsze dobrem, zło - złem. Człowiek sam komplikuje swoje życie duchowe, jeśli nie prosi o pomoc Ducha Świętego. Modlitwa, uczestniczenie i przeżywanie  Eucharystii, zawierzenie Maryi - to prosta droga. Bywa, że z różnych przyczyn i mnie zdarzy się zejść w boczną dróżkę, ale szybko szukam Światła, by nie tylko trafić na utraconą drogę, ale „wjechać na autostradę”! Taka jest siła i moc wiary! Jestem wtedy innym człowiekiem!
 Mając 48 lat, doświadczyłam wielu zrządzeń losu… Wiem, że całym moim życiem kieruje Stwórca. Ileż razy wydawało mi się, że to, co mnie spotkało, to jakiś błąd życiowy. Szybko się jednak przekonałam, że to nie błąd, ale wielki skarb, który pociągnął za sobą splot różnych wspaniałych zdarzeń.
Długo namawiała mnie bliska mi  osoba, by podzielić się refleksją na temat wiary.
Przyznaję, ciężko mi to przyszło. Tym, co noszę w swoim sercu, dzielę się z moim drogim przyjacielem - mężem i mamą. Co wieczór łączymy się na modlitwie różańcowej, powierzając Maryi naszą rodzinę, wspólnotę parafialną i cały Kościół Święty. Najbardziej prosimy Boga, by nasze dzieci nigdy nie zatraciły wiary, odważnie dawały jej świadectwo swojemu pokoleniu, tak bardzo błądzącemu.
Moja dojrzałość w wierze - to ciągła praca nad sobą - pragnienie pokoju w sercu, cisza duchowa, rozmowa z Jezusem Eucharystycznym, panowanie nad emocjami, przebaczanie, ofiarowanie trudów i upokorzeń Panu Bogu za wszystkich grzeszników oraz dusze cierpiące w czyśćcu.
Dzięki wierze, w każdym człowieku pragnę dostrzegać Boga. Tak więc żyję w nadziei i z miłością (choć potrafię powiedzieć bardzo głośno ostre słowa i ubolewam nad tym bardzo; sama sobie się dziwię, skąd się wzięły - jednak często przynoszą dobry skutek), że mimo różnych pokus ze strony ludzi niewierzących,  świata opartego na materializmie - trwam przy Chrystusie, a moja droga duchowa staje się jeszcze bardziej wyraźna, prosta i jedyna, bo na jej końcu zawsze mam przed oczami wizerunek ukrzyżowanego Syna Bożego - jedynego mojego drogowskazu! Małgorzata - w dążeniu do Chrystusa