środa, 11 września 2013

O dobrych uczynkach…

Często przypominam sobie słowa mojej śp. Mamy, która opowiadała nam w dzieciństwie o św. Piotrze,  otwierającym bramę nieba i przyglądającym się rękom wchodzącego do niebieskiego raju… I co widzi? Bywa, że te ręce są puste i wtedy… odsyła „delikwenta” na ziemię, aby zapełnił je dobrymi uczynkami…

To taka opowieść dla dzieci, ale godna zastanowienia… Dzisiaj z perspektywy minionego życia widzę, że moja kochana Mama chyba nie została odprawiona przez św. Piotra! Jej życie – podobnie, jak życie mojego Ojca - było pełne dobrych czynów… Nie musiałabym o tym pisać, ale to taki skromny hołd moim Drogim Rodzicom!

Zatem, jak to jest z tymi dobrymi uczynkami? Różnie! Okazji do ich pełnienia jest wiele, nawet bardzo wiele! Ale… nie zawsze chce się podjąć trud, nie zawsze chce się przełamać niechęć…   

A tymczasem… Niewiele potrzeba, by popełnić jakiś dobry czyn… Czasami wystarczy życzliwy uśmiech, modlitwa w intencji smutnego człowieka, czasami drobna pomoc, niekiedy cierpliwe wysłuchanie kogoś, kto pragnie porozmawiać… A nieraz… radość okazana komuś z jego szczęścia, powodzenia… Bo najczęściej bywa tak, że potrafimy współczuć cudzemu nieszczęściu, ale podzielić jego radość przychodzi nam znacznie trudniej!

Każdy dobry uczynek ma swoją wartość! Bo dzielimy się tym, co otrzymaliśmy od Boga, a otrzymaliśmy… wszystko!