Ile w nas dobra, ile zła… Tymi słowami
zakończyłam wczorajsze refleksje… Można snuć je bardzo długo i poprowadzić w
różnych kierunkach… Myślę, że trzeba wielkiej odwagi, by przed samym sobą stanąć
w prawdzie i dostrzec
drzemiące w nas zło . Niejeden raz o tym pisałam, ale to wraca, bo życie toczy się ciągle
i ciągle, a człowiek codziennie staje przed nowymi wyzwaniami, w różnych
sytuacjach i… często nie wie, czy postąpił dobrze czy źle… Jednak wyrzuty
sumienia upominają się o prawdę! Zatem… Czy chcę poznać prawdę o sobie? Czy znam
prawdę o sobie? O swoich ułomnościach, błędach, słabościach? Trudną prawdę
widzi się najczęściej u innych, prawdę o sobie często ukrywamy.
Bo… jest kłopotliwa, przykra i niewygodna…
Bo… wydaje się nam, że jesteśmy lepsi
niż jesteśmy…
Bo… rodzi wyrzuty sumienia i zmusza do
poprawy…
Bo… zbyt mało w nas pokory…
W naszej parafii – jak wspomniałam
kilka dni temu – przeżywamy Misje Święte. To właśnie taki czas, aby sobie
uświadomić prawdę o sobie – nie tylko tę dobrą (która niewątpliwie jest w każdym
z nas!), ale też tę złą, którą trzeba zmienić…
Wskaźnikiem są Boże przykazania i… tego
się trzymajmy! Truizmem byłoby twierdzenie, że Pan Bóg wiedział najlepiej, jak
powinniśmy żyć i co człowiekowi jest potrzebne do szczęścia! Człowiek XXI wieku
niby to wie, ale… pragnie być mądrzejszy od Stwórcy i nagina przykazania do
swojego życia, potrzeb, do swojego lenistwa, bo przykazania, dane ludziom na
kamiennych tablicach wymagają odwagi, wewnętrznej dyscypliny, że o miłości do Pana
Boga nie wspomnę…