piątek, 20 września 2013

„Człowiek – to wielkość i małość jednocześnie”

Wielkość kojarzy się najczęściej ze sławą, znaczeniem, wybitnymi czynami... A co mieści w sobie słowo „małość”. Często nadużywamy tego pojęcia w odniesieniu do ludzi, wobec których chcemy wyrazić swoją niechęć. Tymczasem nie jest to słowo tak jednoznaczne! Bo czymże może być małość? To mierność, przeciętność, nicość – przejawiające się w tchórzostwie, bojaźliwości, chwiejności... Ale także jest to bezradność wobec nieszczęść, niepowodzeń, trudnych doświadczeń, nieumiejętność sprostania sytuacji, wyzwaniom losu, zależność od własnych słabości, kruchość postawy...
Myślę, że w każdym z nas tkwią i wielkość, i małość, ujawniają się w różnych, najczęściej nieprzewidzianych sytuacjach. Najłatwiej mówi się o bohaterach znanych z literatury… Ale spróbujmy spojrzeć na siebie… To już nie jest ani takie łatwe, ani proste!
Gdzie zatem tkwi źródło wielkości i siły tych wielkich?          
Wielkość biblijnego Hioba przejawia się w poczuciu godności i poddaniu się woli Bożej. Wobec dotkliwych nieszczęść zachował postawę pełną dostojeństwa, nie przeklinał Boga, cały czas był Mu wierny i przekonany o swej niewinności.
Ale można sięgnąć po inne, znacznie mniej drastyczne przykłady wielkości … Święci! Wielcy duchem i Bożym zapałem! Jest to tak liczne grono, że niebo pęka chyba  w szwach… Mamy więc kogo naśladować! W czym? We wszystkim! W postawie godnej chrześcijanina, w odwadze, prawdomówności, w miłości bliźniego, w najzwyczajniejszej codzienności, w której przeżywaniu też można być wielkim człowiekiem… Znam takich!
U progu Misji Świętych, które wkrótce odbędą się w naszej parafii, stawiam sobie pytanie: Ile we mnie małości, a ile wielkości? Codzienność niesie wiele zdarzeń, w których mamy możliwość sprawdzenia się i uczciwej odpowiedzi na pytanie: Jaki (jaka?) naprawdę jestem? To taki codzienny rachunek sumienia, który… pewnie nie zawsze wypada pięknie!