Nie poruszam spraw osobistych na moim
blogu, ale czasami odstępuję od tej zasady… Dzieje się tak w przypadku moich
śp. Rodziców i śp. mojego Brata Mariana… Ale zdarza się też, gdy odchodzi jeszcze
ktoś, o kim chciałabym napisać z potrzeby serca…
W najdłuższą pielgrzymkę wybrała się moja
kuzynka, śp. Maria. Łączyły nas nie tylko więzy krwi, ale i rodzinne Pniewy,
nasza mała ojczyzna, w których spędziłyśmy piękne dzieciństwo i młodość… Wraz z
dojrzałym wiekiem rozeszły się nasze drogi, jak to w życiu bywa…
Maria odeszła w święto Matki Boskiej
Bolesnej, wczoraj odprowadzono ją na miejsce wiecznego spoczynku w Opalenicy… Żegnały ją
tłumy ludzi! Jakże to wymowne! Była dobrym duchem, pełna spontanicznej,
autentycznej radości, siała dobro jako matka i pielęgniarka – położna… Jako
człowiek! Towarzyszyła szczęśliwym mamom, odbierała jako pierwsza ich dzieci,
cieszyła się ich radością… A potem - przez sześć tygodni!!! – codziennie odwiedzała
młode mamy, cierpliwie i z miłością pielęgnowała ich pociechy… Przynosiła
radość, była radością – wśród najbliższych, znajomych i całkiem obcych ludzi!
Uśmiechała się do końca, mimo że tak bardzo cierpiała!
Niech Ci Pan Bóg otworzy szeroko
podwoje nieba za wszystko dobro, które siałaś wokół siebie, Kochana Marysiu!