O wiele łatwiej wypowiedzieć słowa: Bóg mnie kocha, gdy
życie płynie gładko, pogodnie i dostatnio… Ale gdy zdrowie zaczyna niedomagać,
gdy spotyka nas ewidentna krzywda, gdy wszystko się sypie – jakże trudno
uwierzyć w Chrystusową miłość. A jednak! Z pomocą przychodzi nam nasza wiara i
ufność. Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze:
Przesuń się! a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. (Mt
17:14-20) – mówi Chrystus.
Zatem jaka powinna być nasza – Twoja i moja – wiara? Na kanwie
Ewangelii o kobiecie kananejskiej, która prosiła Chrystusa o uzdrowienie swej
córki, możemy sobie uświadomić, jaka powinna być nasza wiara. Jest to swoisty
rachunek sumienia i w głębi serca każdy może sobie odpowiedzieć na pytania o
swoją wiarę: Czy jest ufna, cierpliwa, stała, wytrwała, pewna, jasna,
jednoznaczna? Czy zatem jest łatwa? Wręcz przeciwnie! Jest niezwykle trudna,
ale możliwa dla człowieka, który kocha Boga!
Dojrzewanie do pełni wiary trwa
nieustannie i pewnie nigdy się nie skończy, bo życie ciągle zaskakuje nas nowymi
doświadczeniami. Po przejściu na drugi brzeg wiara stanie się pewnością. Jaką
pewnością? Przede wszystkim…
Że jest Bóg.
Że nasza ciernista droga doprowadziła
nas do Niego.
Że nasze smutki i cierpienia,
niespełnione pragnienia i tęsknoty do lepszego życia nie były daremne.
Że prawda o miłości Chrystusa nie była
tylko czczym frazesem.
Że istnieje życie inne, piękniejsze,
wolne od ziemskich trosk.
Wpis:
5 marca godz. 10:44