Przyglądam Ci
się, Jezu, patrzę na Twoją twarz…
I co widzę?
To bardzo piękne oblicze,
piękne w swym wyrazie i w swym bólu;
twarz pokryta kroplami krwawego potu,
z podpuchniętymi oczyma,
nabrzmiała od uderzeń,
opluta ludzkim brudem,
straszliwie smutna,
ale i miłująca!
I ta korona!
Upleciona z cierni i naszych grzechów.
Jakże więc ciężka,
jak niemiłosiernie rani!
Jakże przejmujący jest Twój wzrok, Panie!
Budzi lęk – Panie, nie patrz tak na mnie!
Boję się, wstydzę, żałuję, już więcej nie będę…
Ale Jezus nie odwraca oczu, ciągle patrzy –
bardzo uważnie, przenika mnie na wskroś.
I ciągle pyta:
Jak długo jeszcze mam cierpieć za ciebie?
Jak mam cię przekonać o swojej miłości?
Czy jesteś jej świadomy?
Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić, byś naprawdę
uwierzył?
Dlaczego tak często wątpisz?
Dlaczego tą miłością nie chcesz obdarzyć swoich
najbliższych?
Chronię cię, a ty śmiesz wątpić!
Otrzymujesz tyle darów, a ty ich nie dostrzegasz!
Pozwalam ci uczestniczyć w mojej męce
tylko poprzez małe krzyżyki, a ty tak narzekasz!
Jestem przy tobie nieustannie – czy tego nie widzisz?
Nie płacz, gdy dotyka cię przykrość –
Ja znacznie więcej cierpiałem – dla ciebie!
Okaż Mi chociaż trochę miłości,
podaruj swój smutek, swoją bezradność, swój krzyż…
Nigdy cię nie zostawię,
Ja jestem z
tobą, moje dziecko!
Ufaj Mi!
Wpis: 14 marca godz. 9:00