Postanowiłam jeszcze raz sprawdzić
swoje poczucie humoru. Od tej pierwszej, publicznej weryfikacji minęło dwanaście
lat! I co? Niestety, mogę tylko kolejny
raz stwierdzić, że nie mam poczucia humoru. To wielki defekt, bo jak jest
odbierany człowiek śmiertelnie poważny? Nudziarz, smęciarz, mruk, pewnie są
jeszcze inne określenia…
Z poczuciem humoru chyba trzeba się
urodzić! Ja się nie urodziłam! Miałam najwspanialszych pod słońcem Rodziców,
ale – jak tylko pamiętam – ojciec był bardzo poważny. Pewnie tak ukształtowało
go życie: wczesna śmierć ojca, przejęcie jego obowiązków, konieczność
zaopiekowania się młodszym rodzeństwem, cztery lata walki o możność połączenia
się z ukochaną, czyli moją Mamą. (Różnica klasowa – jak to dzisiaj śmiesznie
brzmi!!!) Potem wojna i związana z nią tułaczka; po wojnie – ogołocenie rodziny
ze wszystkiego, co posiadała – przez ustrój komunistyczny.
I gdzie tutaj miejsce na poczucie
humoru?
Poczucia humoru nie można się nauczyć,
trzeba się z nim po prostu urodzić! Jednak
mój młodszy o siedem lat brat śp. Marian, syn tych samych Rodziców, był
zupełnie inny! Sypał żartami przy każdej okazji i potrafił na wszystko spojrzeć
z dystansem i humorem.
Myślę, że poczucie humoru – to pewnego
rodzaju dar niebios! Byli święci z poczuciem humoru, jak choćby św. Tomasz z
Akwinu. A może jest tak, że dany święty obdarza swymi cechami swoich
podopiecznych? Być może… Mogłabym w tym miejscu podać doskonały przykład, ale
nie wypada operować nazwiskami.
Święty Ojciec Pio – mimo bardzo
bolesnych stygmatów na rękach i nogach, był człowiekiem radosnym i pełnym
humoru. Nie znam jednak żadnego człowieka o imieniu Pio, więc nie mogę
powiedzieć, komu użyczył swojego poczucia humoru.
Mój patron, św. Jan Chrzciciel był
wielkim świętym – o tym nie muszę nikogo przekonywać. Znamy go jako człowieka
niezwykłego, ale również bardzo poważnego.
Zatem jaki nasuwa się wniosek? Bardzo
prosty – z tym defektem po prostu trzeba nauczyć się żyć i być sobą! Cieszyć
się wszystkimi innymi darami od Pana Boga
i dobrze je zagospodarować; nie zazdrościć innym, bo On każdemu człowiekowi dał życie na jego własną
miarę.
Poczucia humoru nie mam, ale mam w
sobie Bożą radość! I tym się cieszę! I myślę, że ta radość wcale nie
przeszkadza poważnym rozważaniom o Panu Bogu. Przecie każda przyjaźń może być
radosna, zwłaszcza z Panem Jezusem. To od Niego czerpiemy nie tylko siły, ale i
właśnie tę radość.
Wpis:
4 października godz. 10:00